rozdział 2
Nico
Alexander, mój najlepszy przyjaciel, stoi obok mnie, przechylając czystą whisky jakby to była woda. Ktoś powinien z nim pogadać, a on ma oko na rudowłosą w rogu, tę samą, którą chcę dziś wieczorem zabrać do domu, podnieść jej brzoskwiniową spódniczkę i wsadzić swojego fiuta między jej nogi.
Cholera, ta szczęściara Gianluca i sposób, w jaki podnosi brodę, jakby nie obchodziło ją, że na nią patrzę. Pokażę jej. Wkrótce będziemy małżeństwem i będzie musiała robić dokładnie to, co jej powiem. Nie żebym chciał ją seksualnie, nie kręci mnie, ale mój fiut wydaje się myśleć inaczej. Jeszcze nie dostał notatki, że Lucky jest de facto moim wrogiem.
Chcę jej tylko z czysto egoistycznych powodów, żeby być głową imperium, największego i najlepszego w Nowym Jorku. Nawet rodziny mafijne z lat dwudziestych nie były tak potężne, jak ja będę, gdy to przymierze zostanie zawarte.
Nie, nie obchodzi mnie ona, ale będzie moja i będę miał nad nią pełną kontrolę. Jak śmie odwracać się ode mnie, jakby mnie lekceważyła? Kim ona, do cholery, myśli, że jest? Mam ochotę podejść do niej, ściągnąć ją z krzesła i pokazać, kto tu rządzi.
"Przestań tyle pić, jesteś pieprzonym idiotą, gdy jesteś pijany." Mówię do Alexandra, w skrócie Alex. "Wczoraj musieliśmy cię wynosić z klubu Tequila. To nie wygląda dobrze dla nas. Masz być wzorem do naśladowania jako mój prawy człowiek, Alex." Szydzę z niego. Ignoruje mnie. Zwykle to robi.
"Co cię tak wkurzyło, Nico? Aha, rozumiem, bo twoja narzeczona nie przyszła do ciebie." Odchyla głowę do tyłu i śmieje się. Pieprzyć go, nic nie wie.
"Jakbym chciał, żeby przyszła. Jest tylko pionkiem w mojej grze, w większym planie, Alex, powinieneś już to wiedzieć."
Kończy drinka i pstryka palcami, kelner praktycznie biegnie w jego stronę, ubrany w czarne spodnie, białą koszulę i bordową kamizelkę. "Jeszcze jeden i przynieś też coś temu ponurakowi."
Smarkacz kiwa głową i idzie w stronę baru, gdzie obserwuję, jak barman zaczyna nalewać dwa palce whisky do każdego kryształowego kieliszka.
"Grożenie jej ojcu śmiercią to trochę przesada, nie sądzisz?"
"Nie, wcale tak nie sądzę, Alex. Dlaczego nadal jesteś cierniem w moim uchu dzisiaj? Idź pieprzyć tę kobietę, na którą ciągle patrzysz, i zostaw mnie w spokoju."
"Słuchaj, na ulicy mówią, że posuwasz się zbyt szybko i to będzie miało konsekwencje." Obracam głowę, żeby spojrzeć na Alexa. Jest wysoki, ale nie tak wysoki jak ja. Gdzie ja jestem szeroki i muskularny, on jest szczuplejszy. Alex biega i ma ciało sportowca. Codziennie rano ćwiczę na siłowni przez dziewięćdziesiąt minut, wstaję o wpół do piątej rano, zanim dzień się zacznie i stanie się szalony. Robię cardio, ale nie na długie dystanse, tylko tyle, żeby nie mieć tłuszczu.
"Nie obchodzi mnie, Alex, co mówią na ulicy. Chcę być królem i nim będę."
"Już nim jesteś. Nie rozumiem." Kręci głową.
"Jestem pewien naszej rodziny, ale chcę całego Nowego Jorku, nie rozumiesz tego? Dorastanie na ulicach, bieda, brak pieniędzy na podzelowanie butów nie było zabawne, Alex. Nie urodziłem się w bogactwie jak ty. Musiałem pracować na szczyt, biorąc te najgorsze roboty, gdzie tylko mogłem, aż ktoś wziął mnie pod swoje skrzydła. Mój własny ojciec nie wszedł do mafii, dopóki nie miał trzydziestki i miał szczęście, że taki człowiek jak Moretti chciał być jego mentorem. Gdyby to się nie wydarzyło, nic by mu nie zostało, kiedy został postrzelony, i mój ojciec znalazłby się na ulicy, walcząc o każdy grosz."
Alex wzrusza ramionami, to nie pierwszy raz, kiedy to słyszy, ale też nie ostatni.
"Idzie, twoja księżniczka jest w drodze." Alex unosi brwi. Patrzę w kierunku, w którym on się wpatruje. Jej chód jest wspaniały, nie mogę temu zaprzeczyć. Sposób, w jaki jej smukłe biodra kołyszą się w obcisłej czerwonej sukni, która sięga do ziemi, z rozcięciem z jednej strony, odsłaniającym szczupłe, umięśnione nogi. Jej talia jest tak wąska, że zastanawiam się, czy to naturalne, czy to jakieś bodycon, które kobiety teraz noszą. Przynajmniej kiedy pieprzę dziewczynę z klubu, wiem, że dostaję pełną dawkę silikonu.
Patrzę na nią niechętnie, ale mój kutas aż pęka w moich pieprzonych spodniach. Teraz nie jest najlepszy czas, żeby mój męskość zdecydowała, że chce kawałek cipki, zwłaszcza nie kawałek Lucky Gianluca.
"Tak?" Mój głos jest zimny jak lód. Nie zasługuje na nic lepszego. Jest Gianluca, to tylko układ, który ma mi dać to, czego chcę w tym mieście. Moje imperium i tylko to mnie interesuje.
"Mój ojciec mnie przysłał." Warknęła na mnie, widzę nienawiść w jej oczach, jad w jej szmaragdowych oczach nie ma granic, widzę pogardę i czystą złość, gdy jej nozdrza się rozszerzają. Zastanawiam się, czy jest taka ognista w sypialni.
Co? Dlaczego do diabła obchodzi cię, jaka jest w sypialni. Weź się w garść, Nico, człowieku, albo będziesz miał pieprzone kłopoty.
"Nie interesujesz mnie dzisiaj wieczorem." Patrzy na mnie i otwiera usta, bez wątpienia, żeby powiedzieć coś ostrego i przeszywającego, ale zmienia zdanie.
"Pierdol się, Santangelo." Syknęła na mnie, nie tracąc rytmu. "Pierdol się w diabły i z powrotem i swoje egoistyczne podejście. Mogę zrobić lepiej niż ty." Przerzuca swoje długie, czarne włosy przez ramię. Chciałbym zacisnąć je w pięści, pociągnąć jej głowę do tyłu i ugryźć ją w szyję, oznaczyć ją swoimi zębami.
"Najlepiej umyj sobie usta mydłem, księżniczko. Nie przystoi mojej przyszłej żonie. Za kilka tygodni będziesz Santangelo i będziesz się zachowywać jak żona Dona, a nie jak jakaś przeklęta dziwka." Mój głos jest pełen lodu, gdy rzucam jej najchłodniejsze spojrzenie. Nie ustępuje, jest nieugięta. Tak, utemperuję ją i pokażę, kto tu rządzi.
"Nie jestem i nigdy nie będę twoją księżniczką, Santangelo. Nigdy." Pluje na mnie.
"Jesteś zwolniona, idź oddać hołd mojemu ojcu. W końcu pozwalam mu żyć. Ale nie miej złudzeń, Lucky, jeśli się wycofasz, nie zawaham się go zabić."
Patrzy na mnie, jakby chciała wbić mi nóż w brzuch i przekręcić go. Chichoczę, gdy podnosi środkowy palec i pokazuje mi faka, odwraca się i jeszcze bardziej kołysze biodrami. Pieprzona suka.
