Rozdział 3 Punkt przełomowy

Alex Blackwood's POV:

Wiedząc o dzisiejszej rozprawie sądowej i że wszystko jest już skończone. Kilku przyjaciół, na czele z Leo Parkerem, zorganizowało spotkanie, aby poprawić mi nastrój. Prywatna jadalnia w Metropolitan Club wydawała się duszna mimo wysokich sufitów. Wpatrywałem się w nietkniętą szklankę whiskey, starając się ignorować rozmowę wokół mnie.

"No dalej, Alex," uśmiechnął się Simon Hayes nad swoim martini. "Nie ma potrzeby być taki ponury. Nadal masz Emmę przy swoim boku. Może trzyma twoje biurko ciepłe?"

Leo zaśmiał się. "Te późnonocne sesje strategiczne muszą być... produktywne."

Uścisk na kryształowej szklance się zacieśnił. Tylko Andrew milczał, studiując swój drink z niezwykłą intensywnością.

"Założę się, że teraz zastanawia się, gdzie jesteś," kontynuował Simon z znającym uśmieszkiem. "Taka oddana asystentka, zawsze chętna do pomocy—"

Kryształowa szklanka roztrzaskała się o ścianę. "Dość! Nie mów jej imienia więcej!"

Moja ręka krwawiła, ale ledwo to zauważyłem. Wściekłość, która gotowała się przez cały wieczór, w końcu wybuchła. Ból wydawał się odległy w porównaniu z wściekłością, która płonęła w mojej piersi. Siedem lat razem i cztery lata małżeństwa, a Serena myślała, że może po prostu odejść?

"Alex—" Andrew Wilson zaczął wstawać.

"Daruj sobie." Rzuciłem serwetkę na stół. "Nie potrzebuję waszych żartów ani komentarzy."

Wybiegłem, zostawiając ich zdezorientowane wołania za sobą. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz, gdy wyszedłem na ulicę, ale nie ochłodziło mojego gniewu.

Nie mając dokąd pójść, skierowałem się w stronę jedynego miejsca, którego się bałem i które musiałem zobaczyć - naszego domu.

Penthouse wydawał się nie na miejscu od momentu, gdy wszedłem do środka. Światła były zgaszone, ale to nie było to. Brakowało czegoś innego - ciepła, życia, małych detali, które czyniły to miejsce domem.

Zazwyczaj, po trudnej sprawie, wracałem do domu i znajdowałem Serenę w kuchni. Pieczenie na stres, mąka na policzkach, kawa parząca się dla nas obojga. Słuchała, gdy przechodziłem przez swoje argumenty, pomagając mi przygotować się na następny dzień.

Za każdym razem, gdy wracałem do domu, natychmiast wybiegła, aby mnie przywitać z ciepłym uśmiechem na twarzy, sprawiając, że czułem się niesamowicie przytulnie i szczęśliwie. Była zawsze tak troskliwa, zwracając uwagę na każdy szczegół mojego życia. Gdy byłem całkowicie wyczerpany, delikatnie masowała mnie, miękko ugniatając moje ramiona i plecy, aby pomóc mi złagodzić zmęczenie dnia. Jej technika była wprawna, a każdy dotyk przynosił mi relaks i komfort. Dbała o mnie na wszelkie możliwe sposoby, pozwalając mi poczuć jej niekończącą się troskę i miłość.

Ale tej nocy, kuchnia była ciemna i zimna. Brak zapachu kawy, brak misek do mieszania w zlewie, brak świeżo upieczonych ciastek chłodzących się na blacie.

"Serena?" Mój głos odbijał się echem w pustych pokojach.

Salon wyglądał na nietknięty. Koc, którym zawsze się owijała podczas czytania akt spraw, leżał perfekcyjnie złożony na sofie. Jej okulary do czytania wciąż leżały na stoliku bocznym, czekając.

Gdy wędrowałem po zbyt cichym mieszkaniu, mój telefon zawibrował z powiadomieniem, które sprawiło, że krew zastygła mi w żyłach.

Mój telefon zawibrował. Powiadomienie o karcie kredytowej.

Na ekranie przewijały się liczne opłaty z luksusowych sklepów w centrum. Każda suma bardziej oburzająca od poprzedniej. Dziesiątki tysięcy wydane w ekskluzywnych domach towarowych, butikach jubilerskich, domach mody projektantów.

Zadzwoniłem do niej ponownie. Prosto na pocztę głosową. Jej profesjonalny głos - ten sam, którego używała dzisiaj w sądzie - rozbrzmiał przez głośnik.

„Cholera, Serena, naprawdę jesteś niesamowita.” Mruknąłem, kończąc połączenie.

Z rosnącym niepokojem ruszyłem do jedynego pokoju, którego jeszcze nie sprawdziłem – mojego prywatnego gabinetu, gdzie spędziłem niezliczone noce, budując sprawy.

Światło w gabinecie w końcu ujawniło to, czego się obawiałem. Na moim zabytkowym mahoniowym biurku leżała gruba koperta. Obok niej, błyszcząc oskarżycielsko w przyćmionym świetle, leżała jej obrączka. Trzykaratowy diament wydawał się niewiarygodnie ciężki w mojej dłoni. Ile razy widziałem, jak ją przekręcała podczas trudnych spraw? Ile razy śledziła ją wzrokiem, pogrążona w myślach?

Papiery rozwodowe. Każda strona perfekcyjnie przygotowana, włącznie ze szczegółowym podziałem naszego majątku małżeńskiego. Chciała połowy wszystkiego, co razem zbudowaliśmy.

Po godzinach prób skontaktowania się z nią, mój telefon w końcu połączył się z jej numerem, choć jej głos brzmiał jak głos obcej osoby.

„Alex.” Jej głos był chłodny, gdy w końcu odebrała. „Jest późno.”

„Gdzie jesteś?” Słowa wyszły twardsze, niż zamierzałem.

„Bezpieczna. I korzystam z moich praw do wspólnego majątku, póki mogę.”

„To absurdalne,” powiedziałem, przeczesując włosy dłonią. „Wróć do domu. Możemy o tym porozmawiać racjonalnie.”

Ona szydziła, „Tak jak rozmawiałeś ze mną dzisiaj w sądzie?”

Krzyknąłem, „Wykonywałem swoją pracę!”

„Nie,” przerwała mi. „Robiłeś to, co zawsze - zakładałeś, że wiesz najlepiej. Podejmowałeś decyzje za wszystkich. Cóż, oto moja decyzja: chcę rozwodu.”

„I co potem?” Zaśmiałem się gorzko. „Nie pracowałaś przez cztery lata, Serena. Zrezygnowałaś z kariery, żeby być gospodynią domową. Jak dokładnie planujesz się utrzymać?”

Ona odpowiedziała zimno, „To już nie twoja sprawa. Po prostu podpisz papiery, Alex.”

„Albo co?” Groźba wyślizgnęła się, zanim zdążyłem ją powstrzymać. „Myślisz, że znajdziesz pracę na Manhattanie po tym wszystkim? Firma mojego ojca—”

„Co?” Jej śmiech był gorzki. „Zablokują mnie? Śmiało. Ale najpierw wytłumacz barowi adwokackiemu, dlaczego próbowałeś ścigać swoją żonę na podstawie podłożonych dowodów.”

Linia zamilkła, zostawiając mnie samego z myślami i potępiającymi papierami przede mną.

Wpatrywałem się w papiery rozwodowe, w jej obrączkę łapiącą światło lampy. Wszystko, co zbudowałem, wszystko, co brałem za pewnik, rozpadało się, bo zaufałem niewłaściwej osobie. Bo pozwoliłem, by duma oślepiła mnie na prawdę.

Z przypływem gniewu chwyciłem długopis. Dobrze. Jeśli tak bardzo tego chciała, mogła to mieć. Zamaszyście podpisałem się na liniach, które tak starannie zaznaczyła, każdy ruch pióra napędzany wściekłością i zranioną dumą.

Ręce mi się trzęsły, gdy otwierałem aplikację do dostarczania przesyłek na telefonie. Ekspresowa usługa. Najwyższy priorytet. Chciałem, żeby te papiery zniknęły z mojego pola widzenia. W ciągu kilku minut przyszło potwierdzenie - kurier był w drodze.

Niech ma swoją wolność. Niech zobaczy, jak daleko zajdzie bez mnie, bez mojego nazwiska, bez moich kontaktów.

Podpisałem papiery i zadzwoniłem po usługę dostawy tego samego dnia, żeby je do niej wysłać. Jeśli chciała grać, po prostu będę grał razem z nią. Kiedy zobaczy, że naprawdę podpisałem papiery, na pewno będzie żałować i przyjdzie błagać o pojednanie.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział