3
Fane siedział cicho na ziemi obok Jacquelyn, gdy na miejsce z syrenami wjechały karetki, wozy strażackie i radiowozy policyjne. Nie śmiał jej dotknąć z powodu poparzonej skóry. Czuł, jakby ostry drut owinął się wokół jego serca i był coraz mocniej zaciskany. W pewnym momencie podszedł Vasile, ale Fane go nie usłyszał. Nie zauważył też, kiedy reszta watahy przybyła na miejsce. Głębokie warczenie Decebela wyrwało go z otępienia. Fane podniósł wzrok i zobaczył ogromnego mężczyznę klęczącego obok nieprzytomnego ciała Jen. Górna część jej ciała była osłonięta tylko stanikiem, a każda odsłonięta część skóry była poparzona, czerwona, rozdrażniona i pokryta pęcherzami. Fane nie wiedział, co myśleć o zachowaniu Decebela, ale tym można było zająć się później, po tym jak dziewczyny zostaną zabrane.
Ratownicy podeszli do ciała Jacquelyn, ale zawahali się, gdy na nich zawarczał.
"Fane." Głos Vasile był ostrzeżeniem. Z westchnieniem Fane zrobił krok w tył i pozwolił ratownikom załadować Jacque na nosze. Szedł obok niej do karetki.
"Panie, jest pan rodziną?" zapytał jeden z nich.
"Tak," warknął, przepychając się obok mężczyzny i wchodząc do tyłu pojazdu. Nikt nie próbował go zatrzymać. Fane usłyszał, jak jego ojciec mówi Decebelowi, żeby jechał z Jen. Fane mógł tylko przypuszczać, że jego ojciec zauważył wcześniejsze emocje Decebela i postanowił wykorzystać je na swoją korzyść, przynajmniej na razie. W końcu dobry Alfa zawsze wykorzystywał swoje wilki najlepiej, jak potrafił. Fane mógł tylko mieć nadzieję, że jego Alfa wykorzystuje pozostałe wilki, aby dowiedzieć się, co dokładnie się stało. Sally i Lilly były eskortowane razem do innej karetki, a Fane zobaczył, jak jego matka wsiada, aby jechać z nimi.
Ojciec Fane'a podszedł do niego tuż przed zamknięciem drzwi karetki. "Pojadę za wami do szpitala. Sorin, Skender i Boian zostaną tutaj i spróbują dowiedzieć się, co się stało." Fane skinął głową. Jego wilk był na powierzchni i Fane nie ufał sobie, że będzie w stanie mówić, obawiając się, że może uwolnić ledwo powstrzymywaną wściekłość, która wrzała tuż pod powierzchnią. Każdy w jego pobliżu był potencjalnie zagrożony. Ratownicy zamknęli drzwi karetki i po chwili Fane poczuł, jak pojazd rusza.
Podróż do szpitala była napięta, powietrze gęste od strachu i gniewu Fane'a. Wilk był niespokojny w tak zamkniętym pomieszczeniu. Ratownik jadący z tyłu co chwilę rzucał Fane'owi nerwowe spojrzenia. Było jasne, że mężczyzna wiedział, że jest w obecności kogoś niebezpiecznego. Kiedy w końcu dotarli do szpitala, Fane był więcej niż gotowy, aby wyciągnąć swoją partnerkę z zamkniętego pudła.
Ratownicy opuścili nosze na ziemię i szybko zaczęli toczyć Jacquelyn do izby przyjęć. Na jej twarz nałożyli maskę, dostarczając jej życiodajny tlen do walczących o oddech płuc. Jej twarz, ta połowa, która nie była poparzona, była popielata. Jej ramiona, pokryte pęcherzami od płomieni, które je przeszły, bezwładnie leżały po bokach. Fane poczuł, jak w gardle narasta mu warczenie. Zanim je uwolnił, dłoń spoczęła na jego ramieniu, a moc jego Alfy przetoczyła się przez niego. Wilk Fane'a natychmiast się poddał, a warczenie zostało stłumione.
Fane podążał za noszami, które niosły jego cenny ładunek – jego partnerkę. Nawet gdy wjechali z nią do sali operacyjnej, nie przestawał iść za nimi. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, ręka zatrzymała się na jego piersi, odpychając go do tyłu. Jego reakcja była szybka – warknął groźnie na tego, kto ośmielił się stanąć między nim a jego partnerką. Ojciec Fane'a pojawił się w mgnieniu oka. „Przepraszam za zachowanie mojego syna. To jego narzeczona i bardzo się o nią martwi,” powiedział Vasile do lekarza, który, z odwagą lub czystą głupotą, wciąż trzymał rękę na piersi Fane'a.
„Rozumiem,” odpowiedział mężczyzna. „Ale nie może tu być, to sterylne środowisko. Jak tylko będziemy mieli informacje, będziecie pierwsi, którzy się o nich dowiedzą.”
„Dziękuję,” powiedział Vasile do lekarza. Alfa chwycił Fane'a za ramię, wyciągając go z sali operacyjnej. Teraz Vasile sam wydał warknięcie, używając swojej mocy, by wymusić posłuszeństwo syna. Fane niechętnie wycofał się z pomieszczenia, nie spuszczając wzroku z nieruchomej postaci Jacquelyn, aż drzwi się zamknęły i nie mógł jej już zobaczyć. W tym momencie usłyszeli głośny huk i dziki ryk dobiegający z korytarza. Vasile przycisnął Fane'a do ściany i spojrzał na niego gniewnie. Ponownie używając swojej mocy Alfy, Vasile rozkazał: „Zostań.” Wilk Fane'a spotkał wzrok Vasile'a przez trzy uderzenia serca, zanim w końcu opuścił oczy w poddaniu. Z tym, Vasile odwrócił się i ruszył w stronę złowrogich warknięć.
Skręcił za róg do innej sali operacyjnej, gdzie zobaczył Decebela przykucniętego przed ciałem Jen, które leżało nieruchomo na noszach. „Co do cholery?” warknął Vasile. Decebel warczał nieprzerwanie, jego oczy świeciły złotem. Kilku ludzi w niebieskich fartuchach stało przed nim w obronnych postawach, próbując wyjaśnić, że chcą pomóc dziewczynie i muszą ją dotknąć, aby to zrobić. Decebel nie ustępował. Było jasne dla Vasile'a, że wilk mężczyzny przejął kontrolę. Vasile zrobił krok do przodu, delikatnie odsuwając jednego z ludzi z drogi. Warknął na Decebela i, podobnie jak z Fane'em, wysłał swoją moc Alfy naprzód.
„Odpuść, Beta, muszą pomóc Jen.” Decebel nie ruszył się. Lekko odwrócił głowę, ukazując mały fragment swojej szyi. Uznanie, ale nie poddanie. „DECEBEL, RUSZ SIĘ. TERAZ!” ryknął Vasile, rzucając swoją moc bez opamiętania.
W końcu, z rozkazem Alfy, Decebel nie miał wyboru i musiał ustąpić, jakby niewidzialna siła go odepchnęła. Zdezorientowani ludzie spojrzeli na Decebela i Vasile'a, po czym ruszyli do działania. Pracowali szybko i sprawnie, jak dobrze naoliwiona maszyna. Decebel patrzył, drżąc z tłumionej wściekłości, gdy wbijali igły w Jennifer i zakładali jej maskę tlenową. Gdy tylko zaczęli przecinać jej ubranie, napiął się i ponownie zawarczał. Vasile chwycił go i wypchnął z pomieszczenia, zamykając za nimi drzwi.
Szarpnął swojego Betę przed siebie i zapytał: „Decebel, co to miało znaczyć?”
Decebel odwrócił wzrok w poddaniu, odpowiadając swojemu Alfie. „Po prostu pilnowałem jej. Wszyscy inni byli zajęci, a ona była sama. Byłem jedynym, który mógł upewnić się, że ludzie jej nie skrzywdzą.”
„Hmm.” Vasile wydał odgłos podejrzliwości w gardle. Wpatrywał się intensywnie w oczy Decebela, próbując ocenić prawdziwość jego słów. Nie było oszustwa. Ale Vasile dostrzegł coś jeszcze w oczach Bety, coś, czego Decebel sam chyba nie zauważył.
„Jej rodzina niedługo tu będzie. Alina do nich zadzwoniła. Kiedy przyjadą, masz się odsunąć. Do tego czasu proszę, abyś pozostał przed tymi drzwiami i czekał na informacje od lekarza. Czy to jasne?”
„Mamy czysto,” odpowiedział Decebel, jego głos był beznamiętny, a wyraz twarzy twardy.
„Jeszcze jedno, Beta. Trzymaj swojego wilka pod kontrolą,” ostrzegł Vasile.
„Tak, Alfa,” odparł Decebel, cofając się do ściany, skrzyżował ramiona na piersi i stanął na straży.
Vasile odwrócił się i odszedł, kręcąc głową zdezorientowany.
„O co chodziło?” zapytał Fane, gdy jego ojciec wrócił. Fane stał dokładnie tam, gdzie Vasile go zostawił, przed salą operacyjną, gdzie leczono Jacquelyn.
„Decebel chronił Jen. Powiedział, że czuł się za nią odpowiedzialny, ponieważ reszta z nas była gdzie indziej.”
„Naprawdę?” głos Fane’a brzmiał sceptycznie.
„Sam nie wiem, co o tym myśleć. Ale kiedy przyszedłem, Decebel jej pilnował. Odmówił pozwolenia personelowi na dotknięcie jej. Musiałem go siłą wyprowadzić z pokoju,” wyjaśnił Vasile, marszcząc brwi, jego głos ciężki od niedowierzania.
Fane nie wiedział, jak na to odpowiedzieć, ale wiedział, że nie może się teraz tym martwić, ponieważ jedyne, o czym myślał, to jego partnerka. Wciąż widział jej bezwładne ciało, jedynym oznaką życia był jej płytki oddech. Zniknęła jej żywiołowa postawa, jej delikatny dotyk. Zamknął oczy, wyłączając emocje, aby móc utrzymać swojego wilka w ryzach.
„Fane, Vasile, gdzie są Jacque i Jen?” zapytała Lilly, podchodząc, jej głos wyrwał Fane’a z myśli. Choć wciąż miała szeroko otwarte oczy, a na ramionach kilka zadrapań, kobieta wyglądała na nie najgorzej.
„Jacque jest w tej sali operacyjnej,” odpowiedział Fane. „A Jen jest na końcu korytarza. Decebel pilnuje jej drzwi.”
Ramiona Lilly opadły, a głowa opadła do przodu, gdy ciche łzy spadły na podłogę. Fane podszedł do kobiety, która przyniosła na świat jego ukochaną, i objął ją. Ścisnęła go mocno, jakby od tego zależało jej życie. Po kilku chwilach Lilly odsunęła się. Spojrzała w twarz Fane’a i poklepała go po policzku. „Dziękuję, Fane, dziękuję,” jej głos był zachrypnięty od emocji.
Lilly oparła się o ścianę i zsunęła na podłogę, gotowa tam pozostać, dopóki lekarz nie wyjdzie z wiadomościami o jej córce. Vasile podszedł i ukląkł przed nią. „Lilly, możesz mi powiedzieć, co się stało? Co pamiętasz?” zapytał.
Lilly odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i wpatrując się w sufit. Potem zamknęła oczy, próbując sobie wyobrazić, jak odjeżdżała od swojej księgarni. „Otrzymałam telefon od jednego z moich pracowników.” Opowiedziała mu wszystko o Jeffie i rzekomo rozwścieczonym kliencie, który najwyraźniej nie istniał, oraz jak Jeff zniknął, gdy dotarła do sklepu. Potem, tuż przed tym, jak opowiedziała mu o głośnym hałasie i utracie kontroli nad samochodem, przypomniała sobie mężczyznę, którego Jen wskazała na poboczu drogi.
„Pamiętam wysokiego mężczyznę na poboczu drogi stojącego obok niebieskiego samochodu,” powiedziała. „Widziałeś go?”
Vasile pokręcił głową. „Nie było żadnych innych samochodów w pobliżu.”
„Jen go wskazała. Zaraz po tym, jak go zobaczyłyśmy, był głośny hałas, a potem straciłam kontrolę. Wyglądało na to, że mógł mieć przebitą oponę czy coś. Nie mógł być daleko od miejsca wypadku, musiał to widzieć.”
Fane usłyszał nutę paniki w głosie Lilly. Alina i Sally podeszły bliżej i Fane zauważył, że Sally również wydawała się w większości cała, poza kilkoma zadrapaniami i siniakami. Alina uklękła po drugiej stronie swojego męża i wzięła Lilly za rękę. „Poradzimy sobie, Lilly, wszystko będzie dobrze,” powiedziała delikatnie Alfa samica.
„Pani P. ma rację,” powiedziała Sally. „Był tam mężczyzna na poboczu drogi. Był duży. Nie widziałam go dobrze, ale według Jen był, cytuję, ‘wysoki jak szklanka czegoś, czegoś.’”
Vasile spojrzał na Fane’a, który cicho słuchał, jak dziewczyny opisują, co się stało. „Widziałeś kogoś odjeżdżającego, gdy podchodziłeś do dziewczyn? Byłeś tam pierwszy.”
„Nie, nikogo nie było, tylko dziewczyny,” odpowiedział Fane, przywołując w myślach obraz zniszczonej postaci Jacquelyn. Zamknął oczy i próbował odepchnąć ten obraz.
„Sally, Lilly, wszystko z wami w porządku?” zapytał, starając się odciągnąć myśli od wypadku.
„Tylko kilka skaleczeń i drobne poparzenia. Poza tym jesteśmy w porządku,” odpowiedziała Sally. „Jestem pewna, że Lilly już pytała, ale czy są jakieś wieści o Jen i Jacque?”
Vasile pokręcił głową. „Jen jest na końcu korytarza w drugiej sali operacyjnej, zajmują się nią. Decebel stoi na straży przed drzwiami. Jacquelyn jest tutaj. Lekarze powiedzieli, że dadzą nam znać, jak tylko będą mogli.”
Sally kiwnęła głową. „Myślę, że pójdę stać z Decebelem, żeby nie musiał czekać sam.”
„To prawdopodobnie dobry pomysł,” zgodził się Vasile.
Po odejściu Sally wszyscy czekali w ciszy, jakby każde naruszenie spokoju mogło jakoś zaszkodzić Jen lub Jacque. Fane zacisnął zęby, wyobrażając sobie swoją partnerkę, poparzoną i złamaną, leżącą nieprzytomną na stole operacyjnym. Czekanie nie tylko było trudne, było totalnym koszmarem.
Sally stała po drugiej stronie korytarza naprzeciwko Decebel. Oczywiście, wiedziała, że jest dużym mężczyzną. Ale teraz, sama z nim w bliskiej odległości w korytarzu, gdy patrzył na nią, jego kamienne rysy nie zdradzały żadnych myśli ani emocji, wydawał się niewiarygodnie ogromny. Jego jedyną komunikacją był lekki skinięcie głowy, gdy podchodziła do niego. Sally nie mogła powstrzymać myśli, że zaraz wykrzyknie „ja Decebel, ty Sally.” Uśmiechnęła się lekko na tę myśl. To byłby komentarz, który Jen by doceniła.
Sally nie cieszyła się na spędzenie nie wiadomo jak długo w całkowitej ciszy, więc postanowiła przynajmniej spróbować porozmawiać z mężczyzną. „Jak się masz, Decebel?” zapytała.
Decebel uniósł jedną brew. Wyglądało na to, że rozważa pytanie. Sally wydawało się, że nieprzenikniona maska na jego twarzy na chwilę opadła i zobaczyła tam emocję, której nie rozpoznała. Strach, może?
W mgnieniu oka maska wróciła. „Mam się dobrze. A ty?”
„Też dobrze. Czy zawsze jesteś taki powściągliwy?”
„Strzegę tych drzwi, co oznacza, że muszę być wyczulony na otoczenie. To może sprawiać wrażenie, że jestem zdystansowany.”
Sally uniosła teraz brwi. „Dwa pełne zdania z rzędu? No proszę. Myślę, że to najwięcej, co kiedykolwiek od ciebie słyszałam. Wow, naprawdę wyjaśniałeś mi coś i w ogóle. Jen byłaby z ciebie dumna.” Decebel widocznie spięty na wzmiankę o Jen. „Wiesz, myślę, że uważa cię za czekoladowe zajączki, które sprzedają na Wielkanoc. Wiesz, pyszne na zewnątrz, ale puste w środku.” Teraz Sally zachowywała się jak Jen. Usta dziewczyny nie mogły się zamknąć.
„Porównała mnie do królika?” Decebel zapytał z niedowierzaniem.
„Nie wprost. Musisz zrozumieć, Jen lubi facetów. Cóż, lubi przystojnych facetów.” Sally zauważyła, że znów się napiął na te słowa. Hmm, będę musiała trochę poszperać. „Ale nie umawia się zbyt często, bo mimo swojej twardej skorupy, jest naprawdę bystra i szybko się nudzi. Więc jeśli opakowanie zewnętrzne jest interesujące, ale wnętrze do niczego, zadowala się oglądaniem opakowania z daleka.”
Zanim Decebel zdążył odpowiedzieć, drzwi operacyjne się otworzyły. Decebel obrócił się, stając bezpośrednio przed łysiejącym, średniego wieku mężczyzną z paciorkowatymi oczami i surową brodą. Jego oczy nagle się rozszerzyły, gdy spojrzał na przeszkodę przed sobą. Sally zgadywała, że wilk Decebela musiał patrzeć przez jego oczy, bo szczęka doktora nagle opadła. Sally stanęła przed Decebelem i przybrała najsłodszy uśmiech. Spojrzała na identyfikator lekarza, zanim przemówiła.
„Doktorze Thomas, jak się ma Jen?” Sally nie mogła powstrzymać lekkiego drżenia w głosie. Do tej pory bała się najgorszego. Sally mogła tylko mieć nadzieję, że doktor nie zamieni jej obaw w rzeczywistość.
Dr. Thomas spojrzał na Decebela, a potem z powrotem na Sally. „Czy któreś z was jest rodziną? Czy rodzice pani Adams są tutaj?”
„Jestem jej narzeczonym,” powiedział Decebel.
Co do diabła? Sally prawie skręciła sobie kark, gdy gwałtownie odwróciła się, by na niego spojrzeć, z otwartymi ustami. Decebel tylko na nią spojrzał, wyzywając ją, by mu zaprzeczyła. Nie zrobiła tego. Ale kiedy odwróciła się z powrotem do lekarza, wyraźnie widziała sceptycyzm na jego twarzy.
Sally odchrząknęła. „Decebel jest z Rumunii. Tam robią rzeczy inaczej. Wiesz, aranżowane małżeństwa, tego typu sprawy.”
„Aranżowane małżeństwo?” Wyraźnie było widać, że doktor nie kupuje tego, co Sally sprzedaje.
„Tak, widzisz, Jen skończy osiemnaście lat za kilka tygodni. Ceremonia była planowana przez rodziny od jakiegoś czasu i dlatego Decebel jest teraz tutaj, ponieważ—”
„Powiesz mi, jak ona się ma,” powiedział Decebel, przerywając jej. Sally rzuciła mu gniewne spojrzenie. „Um, proszę,” dodał.
Lekarz westchnął. Sally nie wiedziała, czy jego reakcja była wynikiem strachu przed tym, co mógłby zrobić ten wielki mężczyzna, który na niego patrzył, czy po prostu napiętego grafiku, który sprawiał, że chciał się ich szybko pozbyć. „Twoja przyjaciółka jeszcze nie odzyskała przytomności. Nie wiem, kiedy to nastąpi. Ale to na razie błogosławieństwo. Będzie się goić i to będzie bolesne. Im więcej śpi, tym lepiej. Pani Adams ma poparzenia na siedemdziesięciu procentach ciała.”
Z gardła Sally wydobył się pisk. Poczuła, jak jej kolana się uginają. Mogła upaść na podłogę, gdyby nie ręka Decebela, która ją ustabilizowała.
„Największe obrażenia są po lewej stronie brzucha. W jej plecach i ramionach było sporo szkła i małych kawałków metalu, które musieliśmy usuwać jeden po drugim. To zajęło najwięcej czasu. Będzie musiała zostać przeniesiona do naszego oddziału oparzeń, gdzie codziennie będzie miała przeprowadzane oczyszczanie ran. Nie będę tego cukrował. Czeka ją długa, bolesna droga do wyzdrowienia.”
Sally chciała zadać więcej pytań o kobietę, która była dla niej jak siostra, ale nie mogła zmusić ust do wypowiedzenia słów.
„A co z bliznami?” zapytał Decebel.
Dr. Thomas skrzywił się. „Będą rozległe. Co? Myślisz, że przestanie spełniać twoje oczekiwania jako narzeczona na zamówienie?”
Komentarze doktora były jak zimna woda chlustająca na twarz Sally, zmuszając ją do działania. Czuła gniew bijący od Decebela jak fale. Cholerni wybuchowi wilkołacy. Podniosła rękę i położyła ją na jego ramieniu, mając nadzieję, że go uspokoi.
"Dobrze, dziękuję, doktorze Thomas," powiedziała. "Czy możemy iść za nimi, kiedy przewiozą Jen na oddział oparzeń?" Ścisnęła ramię Decebela, mając nadzieję, że nie powie nic więcej.
Doktor znowu się zawahał. "To będzie w porządku," powiedział w końcu. "Pielęgniarki powiadomią mnie, gdy tylko przyjadą jej rodzice, i omówię z nimi leczenie." Dr Thomas rzucił Decebelowi ostatnie ostre spojrzenie. Ale kiedy Decebel zwęził te żółte oczy na mężczyznę, ten natychmiast się odwrócił i szybko odszedł.
Para pielęgniarek wywiozła Jen na noszach krótko po nerwowym odejściu doktora. Po wcześniejszym małym pokazie Decebela, Sally była zaskoczona, gdy ten rzucił jej tylko przelotne spojrzenie. Decebel szybko odwrócił wzrok i spojrzał Sally prosto w oczy. "Idę poinformować Vasile, co się dzieje z Jen. Ty pójdziesz z nią. Wyślę Alinę, żeby do ciebie dołączyła."
"Dobrze, czy możemy na chwilę przerwać tę małą komedię, bo przed chwilą mówiłeś, że to twoja narzeczona, bla bla bla, a teraz zostawiasz ją pod moją opieką? Nie rozumiem tego," powiedziała Sally.
"Nie musisz tego rozumieć." Głos Decebela był prawie warczeniem.
"Chcę tylko jednego," powiedziała Sally. "Chcę tylko jednego przeklętego wilka, który nie jest władczy, zrzędliwy, owłosiony i uparty," mruknęła Sally do sufitu, gdy odwróciła się, by podążyć za noszami. "Czy to za dużo, żeby prosić?"
Nie była pewna, ale wydawało jej się, że usłyszała ciche 'tak' od Decebela.
Fane zobaczył zbliżającego się Decebela. Zakładał, że to oznacza wiadomości o Jen. Dlaczego tak długo trwało z Jacquelyn? Gdy tylko Decebel do niego dotarł, drzwi obok Fane otworzyły się. Wyszła z nich niska, średniego wieku kobieta. Jej włosy były krótko obcięte, praktyczne. Oczy kobiety mówiły o życiu, które widziało zbyt wiele smutku. Ale nic z tego nie przykuło uwagi Fane'a, gdy tylko poczuł zapach kobiety. Fane odwrócił się gwałtownie i spojrzał na swojego ojca. Było jasne po wyrazie twarzy Vasile, że on również wyczuł ten zapach – ta kobieta była Canis lupus.
"Kto jest opiekunem Jacquelyn Pierce?" zapytała kobieta, skanując grupę. Gdy jej oczy padły na Vasile, Fane pomyślał, że dostrzegł w nich lekkie rozpoznanie.
Lilly wystąpiła do przodu, z troską i strachem wypisanymi na twarzy. "Jestem jej matką."
"Jestem dr Cynthia Steele." Z grupy wydobyło się zbiorowe westchnienie. W końcu minęły tylko dwadzieścia cztery godziny, odkąd Fane zabił Lucasa Steele. Teraz stali przed lekarzem o tym samym nazwisku? "Muszę omówić stan twojej córki. Czy chciałabyś pójść gdzieś na osobności?"
Fane wydał ciche warczenie, a dr Steele zmarszczyła brwi na niego.
"Nie musimy nigdzie iść," wyjaśniła Lilly, "wszyscy tutaj są rodziną dla Jacque."
Zanim doktor mogła kontynuować, Vasile wystąpił do przodu. "Dr Steele, musisz być z nami szczera na temat jej stanu. Czy rozumiesz, co mówię?"
"Nie musisz stosować tych alfa sztuczek na mnie, Vasile Lupei. Wiem, kim jesteś, i wiem, kim jest twój szczeniak, biorąc pod uwagę, że zabił mojego brata zaledwie dzień temu," warknęła. Fane i Decebel napięli się. Ta kobieta była albo niesamowicie odważna, albo niesamowicie głupia, używając takiego tonu wobec ich Alfy. Twarz Vasile pozostała niewzruszona.
„Rzeczywiście, doktor Steele,” powiedział Vasile, „jestem pewien, że—”
„Tak, zabiłem twojego brata,” przerwał Fane. „I przykro mi z powodu twojej straty, ale nie żałuję, że chroniłem swoją partnerkę przed kimś, kto próbował ją ode mnie odebrać.”
„Chronisz swoją partnerkę? Jeśli jest tak chroniona, Fane Lupei, to dlaczego leży poparzona na moim oddziale?” Słowa doktor Steele były jak policzek.
Oczy Fane’a zabłysły, a moc wokół niego zaczęła się kotłować, zmuszając doktor Steele do opuszczenia głowy. Nie była to jednak uległość wobec jego autorytetu, lecz mimowolna reakcja jej wilka na bardziej dominującego osobnika.
„Czy moglibyśmy wrócić do sprawy mojej córki? Zajmiemy się tym wilkołaczym nonsensem za chwilę,” powiedziała Lilly, w której głosie słychać było napięcie.
„Przepraszam,” powiedziała doktor Steele. „Jacque doznała poparzeń na sześćdziesięciu pięciu procentach ciała, większość to poparzenia trzeciego stopnia, ale są też drugiego. Jej prawa noga jest złamana w dwóch miejscach poniżej kolana, biodro wybite, a z rąk musieliśmy usunąć odłamki szkła. Jest stabilna, ale nie wybudziła się jeszcze z narkozy po operacji. Nie wiem, kiedy się obudzi.” Doktor przerwała na chwilę, pozwalając, by jej słowa dotarły do zebranych. Kiedy nikt nie odpowiedział, kontynuowała. „Jeszcze nic nie zrobiłam z jej nogą. Chciałam poczekać, aby zobaczyć, jak jej ciało zareaguje na leczenie poparzeń. Ponieważ jest w połowie wilkiem, Jacque będzie się goić szybciej niż człowiek. Jej skóra powinna się całkowicie zregenerować bez blizn, co do nogi, nie jestem pewna. Obawiałam się, że jeśli teraz założę jej śruby, jej wilkołacza krew spowoduje zbyt szybkie gojenie. W takim przypadku śruby byłyby przeszkodą, a nie pomocą.” Doktor wzięła głęboki oddech. „Ale jest jeszcze jeden problem, który może sprawić kłopoty.”
„Jaki problem?” zapytała Lilly.
„Jacque otrzymała transfuzję ludzkiej krwi, zanim zdążyłam tu dotrzeć. Nie wiem, jak jej krew zareaguje na to. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam.”
Lilly zaczęła płakać, a Alina wzięła ją w ramiona. Fane oparł się o ścianę, czując, jak powietrze ucieka z jego płuc. „Muszę ją zobaczyć. Teraz.” Oczy Fane’a zabłysły, a jego ręce drżały od wysiłku, jaki wkładał w kontrolowanie swojego wilka.
„To nie będzie możliwe, dopóki nie zostanie przeniesiona na oddział oparzeń,” powiedziała doktor Steele.
„Chyba mnie źle zrozumiałaś. Muszę zobaczyć swoją partnerkę, teraz.” Skóra Fane’a mrowiła od potrzeby przemiany.
Szczęka doktor Steele na chwilę się zacisnęła, ale szybko opanowała swoją twarz. „Twoja partnerka? Nie sądzisz, że jesteście trochę za młodzi, by podejmować tak trwałą decyzję?”
„Nie mogę, ani nie chcę, zmieniać tego, co los mi przeznaczył. Ona jest moja i albo mnie do niej zaprowadzisz, albo zdemoluję ten szpital, żeby ją znaleźć.”
Doktor stała nieruchomo, z zaciśniętą szczęką. Z piersi Fane’a wydobył się niski warkot. Zrobił krok do przodu. „Dobrze, chodź za mną,” wykrztusiła doktor Steele i cofnęła się, otwierając drzwi do sali operacyjnej, nie spuszczając oczu z Fane’a.
Fane chwycił Lilly za rękę, ciągnąc ją za sobą i posyłając przyszłej teściowej mały uśmiech pełen otuchy. Podążyli za doktor Steele przez dwa pomieszczenia, zanim otworzyła kolejne podwójne drzwi, wprowadzając ich do dużego otwartego obszaru z wieloma pokojami otoczonymi szkłem, dzięki czemu osoby w nich przebywające były dobrze widoczne. Okrągłe biurko na środku pokoju wyraźnie pełniło funkcję centrum dowodzenia.
Fane wziął głęboki oddech. Chociaż w pokoju unosiło się wiele zapachów - choroba, środek antyseptyczny, ludzki niepokój - wciąż mógł wyczuć zapach waty cukrowej swojej partnerki. Pociągnął Lilly za sobą, podążając za śladem zapachu Jacque, już nie przejmując się, że wyprzedza lekarza. Minął trzy szklane pokoje, zanim w końcu stanął przed jej drzwiami. Fane przesunął drzwi do jej małego pokoju i pozwolił Lilly wejść pierwszej. Ona natychmiast podbiegła do łóżka Jacquelyn i zaczęła do niej mówić, trzymając ją za rękę i odgarniając włosy z jej twarzy. Fane stał z tyłu i milczał, dając Lilly czas z córką. Jego wilk był niespokojny, zniecierpliwiony, aby być blisko swojej partnerki, dotknąć jej i poczuć życie płynące w jej ciele. Prawie warknął na myśl o czekaniu choćby jeszcze chwilę.
W końcu Lilly odwróciła się do Fane'a. „Chcesz, żebym wyszła?”
Fane nie znosił prosić ją o to, ale potrzebował kilku minut sam na sam ze swoją Luną. „Tak, proszę.” Jego głos był napięty, gdy powstrzymywał się. Lilly skinęła głową, dała Jacquelyn szybki pocałunek w zabandażowaną rękę i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wreszcie byli tylko on i Jacquelyn. Podeszł powoli do jej łóżka, obawiając się, że ten moment to tylko miraż, który zniknie, jeśli tylko za głęboko odetchnie. Ale kiedy dotarł do jej łóżka, była tam nadal, nie wytwór jego wyobraźni, ale prawdziwa, z krwi i kości. Fane pochylił się i delikatnie odgarnął włosy z jej zabandażowanej twarzy. Umieścił nos jak najbliżej jej szyi, nie dotykając jej, i wziął głęboki wdech jej zapachu. Jej zapach był jak kojący balsam. Uspokajał jego wilka, pomagając mu oczyścić umysł z lęku, który towarzyszył mu od chwili, gdy poczuł ból i strach Jacquelyn przez ich więź. Pocałował jej usta, tak lekko, że ledwo poczuł ich ciepło i wyszeptał jej imię. „Jacquelyn.” Najpierw na głos, a potem przez ich więź. „Jacquelyn. Proszę, usłysz mnie, moja miłości, obudź się dla mnie.” Fane nie wiedział, czy to pomoże, ale musiał spróbować. Po kilku minutach zrozumiał, że nie obudzi się, przynajmniej nie wtedy. Usłyszał za sobą otwierające się drzwi i odwrócił się, by zobaczyć doktora Steele'a i Lilly czekających cierpliwie.
„Przeniesiemy ją na oddział oparzeń, jej przyjaciółka też tam jest. Obie będą musiały przejść kilka zabiegów usuwania martwej skóry, żeby nowa skóra pod spodem mogła się zagoić,” wyjaśnił im doktor Steele.
„Czy mogę zostać z nią?” zapytał Fane, nie odrywając wzroku od Jacquelyn.
„Możesz odwiedzać, ale nie możesz zostać w tym samym pokoju. Ryzyko zakażenia jest zbyt duże.”
Fane nie podobała się ta odpowiedź, ale wiedział, że to najlepsze dla jego partnerki. Cokolwiek było potrzebne, aby jej zniszczone ciało mogło się wyleczyć, tego właśnie chciał.
„Kiedy dowiemy się, czy ludzka krew będzie miała skutki uboczne?” zapytał lekarza.
„Nie mogę powiedzieć, Fane. Wiem, że to nie jest to, co chcesz usłyszeć. W ciągu najbliższych kilku dni, gdy jej ciało będzie się goić, jej wilcza krew powinna przyspieszyć ten proces. Jeśli tak się nie stanie, będziemy wiedzieć, że ludzka krew to utrudnia.”

















