Rozdział 4
Noah
„Nie martw się o hutę. Ludzie zawsze będą potrzebować stali,” powiedział Equestos. „Przyjmuję twoją przysięgę. Wiedz, że twoje słowo wobec mnie jest wiążące. Istoty nadprzyrodzone i Fae nie mogą otwarcie zdradzić swoich słów, ale bądź ostrożny. Będą przestrzegać przysięgi co do joty, nawet jeśli oznacza to, że zostałeś oszukany.” Ostrzegł.
„Będę o tym pamiętał,” powiedziałem, myśląc o wszystkich bajkach, które słyszałem dorastając. Chyba to prawda, że mogłem zostać zwiedziony do lasu i nigdy nie wrócić… Zostać zjedzony, mieć kości przerobione na chleb przez trolle i tym podobne.
„Nie wyglądaj tak ponuro,” narzekał. „Jako oficer jesteś chroniony przez wiedzę i siłę. Zatrudniam dobrych ludzi, którzy i tak by cię uratowali.”
„Dobrze wiedzieć,” mruknąłem.
Equestos podszedł do szafki przy swoim biurku i wyciągnął dużą teczkę oznaczoną „Nowicjusze”. „Umiesz czytać, prawda?” zapytał.
„Umiem,” powiedziałem, odbierając taką grubą stertę papierów.
„W takim razie spotkamy się za około godzinę,” powiedział Equestos swobodnie.
Za pomocą magii moje krzesło przesunęło się przez pokój, a lampa została umieszczona w rogu, aby lepiej oświetlać miejsce, w którym siedziałem… Nawet podsunął mi mały stołek, żeby oprzeć na nim nogi… Po prostu to zaakceptowałem. Panika niczego by nie zmieniła, a wiedziałem, że to prawdopodobnie jakiś rodzaj testu.
Pewnie sprawdzali, jak radzę sobie ze stresem, nowymi sytuacjami i tak dalej… Otworzyłem małą broszurę zszytych papierów i było to dość proste. Istoty nadprzyrodzone miały niemal dwukrotnie więcej przepisów, ale każde z nich było wyjaśnione dlaczego.
Jako człowiek zobaczyłem, jak moi ludzie są klasyfikowani jako bydło… Że ci, którzy jedzą mięso, widzą nas jako jedzenie…
…Że ten świat jest przez nich rządzony… i że jesteśmy traktowani jako „wolno żyjące” bydło, nieświadome, bo łatwiej nas kontrolować, jeśli myślimy, że kontrolujemy siebie sami…
To jest prawda o naszym świecie… I nie mogę mścić się bez powodu.
Że jeśli zobaczę, jak człowiek jest ofiarą, nie mogę po prostu interweniować i „uratować” go, chyba że mogę udowodnić, że nikt nie miał prawa go polować. Jak na przykład na publicznej drodze, ale za barem w zaułku, byliby łatwym łupem.
Moja praca jako człowieka polega na zarządzaniu relacjami i ludzkimi masami, które odkrywają tę rzeczywistość… Że jestem ich tarczą, dopóki nie zostaną wymazane z pamięci, albo staną się własnością stworzenia, które odkryli…
Nie podobało mi się to, ale teraz wiem.
Według ich zasad, skończyłbym albo na talerzu, albo z zamętlonym umysłem, jeśli odmówię… Przeczytałem też o skutkach ubocznych tego… Istnieje 9% szans, że mój mózg pozostanie w takim stanie… Ludzie stanowią też około 70% wszystkich przestępstw…
Łowcy głów to ludzie, którzy nie tylko potrafią przejrzeć iluzje fae, ale także aktywnie ich ścigają, jak sugeruje nazwa. Rodziny najbardziej dotknięte atakami żywią urazy wobec niewinnych, a także zarabiają pieniądze. Części fae mogą być warte tysiące dolarów… ale tak samo może być z łowcą… Łamią prawo i tracą ochronę Kościoła i prawa…
Dość niebezpieczne rzeczy.
Kiedy skończyłem, przesunąłem krzesło z powrotem do jego biurka, a on ręcznie wyjaśnił każdą sekcję, zanim złożyłem swoje inicjały. Chciał mieć absolutną pewność, że wiem, w co się pakuję… Leo, zmiennokształtny lis, zrobił nam kanapki na lunch. Equestos miał dużą miskę siana do tego zmiksowany napój z jarmużu i szpinaku, a ja miałem indyka na zakwasie.
„Myślę, że to tyle na jeden dzień. Wyglądasz na przeciążonego,” powiedział Equestos.
„Trochę tak, sir. Wrócę jutro o świcie, a potem spędzę dzień z oficerem Jeroldem Och’Torros.” Wstałem i płynnie uścisnąłem jego nadgarstek, mentalnie wyczerpany.
To wszystko zajęło 3 godziny, potem dodatkową godzinę na wysłuchanie innych oficerów wszystkich ras opowiadających o swoich doświadczeniach tutaj i dlaczego dołączyli. Większość z nich chciała coś zmienić, pomóc swoim królom lub nawet chronić swojego partnera.
To było słowo, którego nie do końca rozumiałem, ale z kluczami do domu i czekającym Johnnym, z podekscytowaniem usiadłem, żeby wyjść. Praca dorywcza sprawiła, że stałem się nieustraszony, jak się wydaje… Żadna z tych prac nie była dokładnie bezpieczna.
Nie wiem, jak tata był rzeźnikiem; widząc ludzi tracących mały palec, bo nie zwracali uwagi albo byli zbyt wolni dla krajalnicy… Wciąż pamiętam krzyk Garry’ego.
Praca przez kilka dni w hucie była też niebezpieczna. Wszystkie maszyny i ich wirujące, obracające się części były otwarte na przypadkowe zahaczenie rękawa i wciągnięcie człowieka. Niektóre prace, jak roznosiciel gazet, są niebezpieczne z powodu mafii… Razer Heights było szczególnie niebezpieczne. Słyszałem, że rządził tam różowowłosy bandyta.
„Wyglądasz, jakbyś miał wiele na głowie,” powiedział Johnny.
„Mam,” powiedziałem, potrząsając głową. „Większość ludzi nie wie, że jesteście prawdziwi, a ci, którzy wiedzą, kradną wam ręce.” Mruknąłem.
„Tak. Jestem króliczą łapką w świecie nadprzyrodzonym, dodatkowe punkty, jeśli moje ręce są pokryte krwią, gdy mnie zabijesz.” Stuknął w swoją czapkę. „Nasze matki robią je, gdy się rodzimy, a żeby je zafarbować, moczysz je we krwi wrogów.” Uśmiechnął się szeroko. „Zwykłe gobliny nie mają takich zębów i pazurów jak ja.”
„Wiesz... To dużo.” Powiedziałem, opierając się.
Skręcił do zamkniętego osiedla, którego brama była otwarta, a to miejsce... krzyczało luksusem. To był mój pierwszy raz, kiedy widziałem tyle wolnostojących domów z ogrodami i tym podobne. Dzieci bawiły się na trawniku na następnej ulicy, ale ta wydawała się trochę inna od pozostałych.
„No cóż, przynajmniej jesteśmy w domu. Twój dom to ten.” Wskazał na duży, co najmniej dziesięciopokojowy, dwupiętrowy dom w stylu kolonialnym. Wszystkie na tej ulicy były takie... Zastanawiałem się, kto mieszka w jedynym dwupiętrowym ceglastym dworku? Był największy, miał balkon i szklane drzwi.
Reszta to duże dwupiętrowe domy kolonialne... w sumie dwanaście. Wszystkie były jasnoszare z białymi akcentami, choć schody każdego domu były pomalowane inaczej. Wszystkie były w odcieniach szarości, a ten, który wskazał, miał prawie czarne schody.
„Ta ulica nazywa się Kadetówka. Wszystkie domy tutaj są dla nowych rekrutów, a po roku, kiedy się podpiszesz, ludzie dostają swoje własne dwupokojowe mieszkanie z jedną łazienką.” Uśmiechnął się Johnny. „Pamiętam, kiedy to był tylko jeden dom. Człowieku, jak ten czas leci.”
„Kiedy byłeś kadetem?” Zapytałem.
„Uh... Myślę, że w 1694, '95? Miałem wtedy tylko 210 lat.”
„... Johnny, nie powinieneś żyć.” Powiedziałem, wysiadając z samochodu, gdy zaparkował na podjeździe. Był pełny, z co najmniej pięcioma najnowszymi modelami Fordów na podjeździe...
„Większość z nas żyje, dopóki nas nie zabiją. Nie starzejemy się, chyba że jesteśmy naprawdę zestresowani. A, i zanim pójdziesz, wszyscy twoi współlokatorzy też są ludźmi. Myśleliśmy, że poczujesz się bezpieczniej, bo inni są z rodzin oficerskich.”
„Dobra. Dzięki za wszystko.” Wziąłem swoje rzeczy, a on pomachał, zanim odjechał.
Przeszedłem przez drzwi i poszedłem prosto do swojego prostego pokoju. Wszystkie samochody poza tym należącym do kadeta O’Gavena były zaparkowane, więc wróciłem pierwszy do domu.
Byłem z tego zadowolony. To było trochę za dużo, a twarze zaczynały się ze sobą zlewać. Wziąłem gorącą kąpiel i usłyszałem, jak wszyscy wchodzą, hałasując i rozrabiając po tym, co zajęło im dłużej, żeby wrócić do domu niż mnie. Jutro lepiej poznam, z kim pracuję. Na razie byłem przeciążony.
Potwory są prawdziwe... I pomyślałem o moim partnerze... Boże, miałem na niego crush.
„Mam Oficera Gwiezdnego Pyłu!” Krzyknął O’Gaven. Był drugim blondynem.
„Jestem z moją dużą siostrą.” Powiedział kadet Morris. „Hej, Noah, prawda?! Zrobiłem kiełbaski z domu!”
„Tak, nowa krew! Witaj w byciu Niebieskim!” Powiedział inny. Nie pamiętałem jednak jego imienia.
... Smażenie sprawiło, że zrobiłem się głodny... I wyszedłem w piżamie. Wszyscy, którzy poszli pod prysznic, też byli w piżamie, i myślę, że to był mój pierwszy „nocleg”, ... Wierzę, że tak się to nazywa...
Była kaszanka, normalne bratwursty, burgery, frytki i Kokie Kola, nie moja ulubiona, ale oczywiście piłem ją z uśmiechem... Chciałem Peppin C; słodycz lepiej pasowałaby do tego, jak smaczne było to ciężkie mięso... I na koniec...
Był stek... którego nie zjadłem...
Uważam, że byłoby niegrzecznie jeść stek dzień przed tym, jak usiądę obok minotaura jutro...
„Więc naprawdę nie jesteś z policyjnej rodziny?” Zapytał Bobby. Był najwyższy z nas.
„Nie, ale ja i mój ojciec mamy drugie widzenie. Mój młodszy brat i mama nie.” Powiedziałem swobodnie.
„To szczęśliwy traf. Nawet ja tego nie mam, a jestem trzecim pokoleniem.” Powiedział kadet Michael.
„Czy to takie rzadkie?” Zapytałem. Mniej więcej kiwnęli głowami.
„Uważaj. Fae są podstępne i trzymają się swoich słów co do joty, ale to właśnie tak oszukują.” Ostrzegł kadet Morris, choć mówił do mnie, jakbym był dzieckiem.
„Jestem z Nowego Jabłka. Uwierz mi, mam zdrowy rozsądek.” Powiedziałem, nakładając sobie jedzenie i siadając z nimi... SPRÓBUJĘ to przełknąć... Musimy razem mieszkać przez rok.
„Zdrowy rozsądek dla bezkrwistego.” Powiedział Bobby. „Przepraszam, to trochę niegrzeczne.”
„Jest.” Powiedziałem, wychodząc.
„Nie miał tego na myśli.” Powiedział kadet Archy. Teraz pamiętam jego imię.
„Poczekaj.” Bobby próbował przeprosić, ale wszyscy jakoś mnie trochę zirytowali...
„Miałeś na myśli to, co powiedziałeś.” Powiedziałem, zamykając drzwi. Nie trzasnąłem nimi, ale dałem im do zrozumienia, że mogą się odwalić.
Byli mili, zapraszając mnie, ale jednocześnie sprawili, że poczułem się... trochę odizolowany. Nie byłem częścią ich specjalnych linii krwi i małej kliki. Uświadomili mi to, co sprawiło, że się wycofałem.
Wiem, że jestem nieudacznikiem. Nie minie dużo czasu, zanim znajdę się w pociągu, ale przynajmniej do tego czasu... Myślałem, że moi ludzie będą się zachowywać... nie wiem, lepiej niż to.
