Rozdział 249

„Wow…” szepczę, pochylając się do przodu, a moja ręka wystrzeliwuje, by dotknąć długiego, smukłego srebrnego karabinu, który Kapitan wyciąga z torby i ustawia pionowo, balansując go na dwóch nogach dwójnogu, tak że stoi samodzielnie. W ostatniej chwili cofam rękę, niepewna, czy powinnam.

„Śmiało,” m...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie