Rozdział 187

Sklep z tatuażami był wciśnięty w tylny skraj uliczki Czerwonej Nitki—między apteką z miksturami a straganem tkacza run. Drewniany szyld nie miał nazwy, tylko biały półksiężycowy kieł na czarnym tle.

Wewnątrz pachniało ciepłem. Dymem z drewna. Paloną żywicą. Solonym tuszem. Znajome, jakoś.

Calven ...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie