Rozdział 4

Wyglądając na zirytowaną, Hilda prychnęła. "Co ty wiesz?"

W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Nathan spokojnie powiedział: "Proszę wejść."

Do pokoju wszedł Stanley, niosąc torbę z zakupami. Wręczając ją Nathanowi, powiedział: "Panie, sukienka, o którą prosił pan."

Biorąc torbę, Nathan podał ją Hildzie. "Twoja sukienka. Możesz się teraz przebrać."

Z torbą w ręku weszła do łazienki.

Po pewnym czasie wyszła. Zauważając, że sukienka idealnie na nią pasuje, Nathan uśmiechnął się.

Patrząc na niego, gdy się uśmiechał, skarciła go. "Co cię tak bawi?"

Kręcąc głową, powiedział: "Nic."

Biorąc swoją torbę, spojrzała na mężczyznę i powiedziała: "Co do tego, co się wydarzyło zeszłej nocy... erm, jestem wdzięczna, ale możemy udawać, że nic się nie stało? W końcu jesteśmy dorosłymi."

Patrząc na nią z uśmiechem na twarzy, skinął głową. "Pewnie, ale chcę ci pomóc."

Zauważając wyraz zmieszania na jej twarzy, kontynuował: "Nie chcesz się zemścić? Mogę ci pomóc."

"Dlaczego chciałbyś mi pomóc?" zapytała Hilda.

"Bo chcę, żebyś była moją kobietą."

Oszołomiona uśmiechnęła się z przekąsem. "Dlaczego chciałbyś, żebym była twoją kobietą? W końcu mnie nie znasz."

Uśmiechając się złośliwie, powiedział spokojnie: "Kto powiedział, że cię nie znam? Jesteś panną Hildą Adams, a wczoraj wieczorem widziałem twoje ciało."

Oszołomiona, spojrzała na niego z wściekłością. "Ty drań! Jesteś bezwstydny."

Nathanowi spojrzenie pociemniało.

Zrobił krok w jej stronę, wciąż z uśmiechem na twarzy, a ona zrobiła krok w tył. Z każdym jego krokiem, Hilda cofała się. W końcu zapędził ją w róg, pochylając się bliżej.

Patrząc na mężczyznę, który wydawał się coraz bliżej, serce Hildy zaczęło bić szybciej. Spojrzała w górę, napotykając jego brązowe oczy, które wydawały się głębokie jak bezdenna otchłań. Przymrużając oczy, Nathan dmuchnął ciepłym oddechem na jej szyję.

Ciepły oddech na szyi sprawił, że jej skóra zadrżała. Następnie wyciągnął rękę, aby przycisnąć ją do ściany. Patrząc w dół, chwycił jej podbródek swoją ręką. Pochylając się, zaśmiał się. "To nazywa się być bezwstydnym."

Otrząsając się z oszołomienia, Hilda zawołała: "Puść mnie." Odepchnęła go, robiąc kilka kroków w tył.

Hilda nie chciała być blisko niego, ponieważ sprawiał, że jej serce biło niekontrolowanie. "Nie oczekuj, że będę twoją kobietą tylko dlatego, że uratowałeś mnie zeszłej nocy."

Przesuwając palcami po jej gładkiej i miękkiej twarzy, "Panno Adams, odrzucasz propozycję bycia moją kobietą gwałtownie. Jestem jedynym mężczyzną, który może dać ci szczęście, na jakie zasługujesz. Jakbyś to przemyślała?"

"Ale dlaczego tak myślisz?" Zna moją sytuację, to dlaczego chce, żebym była jego kobietą? "Kim jesteś?" Zapytała zdezorientowana Hilda.

"Kim jestem, nie ma znaczenia. Wiedz tylko, że chcę ci pomóc." Wyciągając swoją wizytówkę, wręczył ją jej.

"Panno Adams, będę oczekiwał dobrych wieści wkrótce."

Patrząc bezmyślnie na wizytówkę w jej ręce z danymi 'Pan Nathan Clemon, CEO Clemon Group.' była w szoku.

Podnosząc głowę, mężczyzna już zniknął.

Rodzina Clemon była najpotężniejszą rodziną w mieście Taadi. Z boku rodziny Michel, potem rodziny Anderson i rodziny Fleming. Te cztery rodziny były znane jako wielka czwórka w mieście Taadi.

Myśląc o jego oddechu na jej szyi chwilę temu, który był zalotny, ale czuły, a nie pożądliwy, zarumieniła się.

Ściskając mocno wizytówkę w dłoniach, spuściła głowę. Po tym incydencie, imię Nathan Clemon zajmie trochę miejsca w jej myślach, co będzie niemożliwe do wymazania.

Wychodząc, myślała. Dlaczego taki potężny mężczyzna jak pan Clemons chce pomóc tak niesławnej osobie jak ona?

Opuszczając klub, zatrzymała taksówkę i wróciła do swojego mieszkania.

Po przyjeździe zauważyła dwie osoby czekające przy drzwiach jej mieszkania. Przyjrzawszy się bliżej, zauważyła, że to Daniel i Carmen.

Gdy Carmen ją zobaczyła, podeszła bliżej i powiedziała: "Wróciłaś, Hildo. Czekaliśmy na ciebie już od jakiegoś czasu."

Marszcząc brwi, odwróciła się, żeby odejść, ale nagle poczuła uścisk na ręce.

Patrząc w górę, zauważyła, że to Carmen, która patrzyła na nią z niepokojem. "Hildo."

Szarpnęła ręką, ale uścisk był mocny. "Gdzie byłaś zeszłej nocy, siostro? Daniel i ja czekaliśmy na ciebie. Bardzo się martwiliśmy."

Hilda uśmiechnęła się. "Martwiliście się? Naprawdę się o mnie martwiliście?"

Podchodząc bliżej, Daniel odpowiedział: "Nie mów tak. Wiem, że to, co zrobiliśmy, było złe, ale Carmen i ja naprawdę się kochamy. Kiedy cię nie było przez te dwa lata, to Carmen pomogła mi przejść przez te trudne chwile. Więc Hildo, ty..."

Nie czekając, aż skończy, Hilda zaśmiała się. "Hah. Więc wiedziałeś, że byłam tam przez cały ten czas, dlaczego nie zadzwoniłeś, żeby mi cokolwiek powiedzieć, co? Za każdym razem, gdy dzwoniłam, byłeś zajęty, haha... Byłam głupia, że ci wierzyłam przez cały ten czas. A ty, Carmen, wiedziałaś, że był moim chłopakiem, prawda? Dziękuję, że się nim opiekowałaś. Więc dlaczego go potem zatrzymałaś? Miałaś to wszystko zaplanowane, prawda?" Hilda wrzasnęła na nich.

Wciąż trzymając Hildę, Hilda poczuła nagły ból w ręce. Szarpiąc ręką, Carmen krzyknęła i przewróciła się kilka kroków dalej.

Podchodząc do Carmen, która leżała na ziemi, Daniel pomógł jej wstać. Patrząc na Hildę, która na nich patrzyła, wybuchł. "Hildo, wiem, że możesz być zraniona, ale to nie daje ci prawa do popychania swojej siostry. Co się stało, to się nie odstanie. Teraz jestem z nią zaręczony i to się nie zmieni. Wkrótce się pobierzemy. Dlaczego tego nie zaakceptujesz?"

Uśmiechając się złośliwie, odpowiedziała: "Kto powiedział, że nie chcę tego zaakceptować? Zapomniałeś, że pobłogosławiłam was wczoraj? Niech wasza wola. Możecie się pobrać dzisiaj, jeśli mnie to obchodzi. Brzydzę się wami."

Patrząc na nich, którzy byli nierozsądni i ją karcili, krzyknęła ponownie: "Nie chcę was więcej widzieć przed sobą. Znikajcie! Teraz!"

Carmen wtedy nadęła usta i powiedziała: "Hildo, nie możesz tak do nas mówić. Nawet jeśli zrobiliśmy coś złego, jesteśmy rodziną. Dlaczego tak do nas mówisz?"

"Przyszliśmy tylko, żeby ci wszystko wyjaśnić. Daniel i ja naprawdę się kochamy. Nie chcieliśmy cię zranić, ale jeśli to zrobiliśmy, przepraszamy."

"Naprawdę?" Od dzieciństwa Carmen zabierała wszystko, czy to zabawki, sukienki, jedzenie. Wszystko, co należało do Hildy, było jej odbierane. Jej matka zawsze mówiła, że skoro Carmen jest jej młodszą siostrą, to nie ma znaczenia. Ale teraz zabrała jej również chłopaka.

"Hah... Brzydzę się tobą. Skoro lubisz rzeczy z drugiej ręki, możesz go zatrzymać. Już go nie chcę."

Słysząc jej słowa, oczy Daniela pociemniały. Podnosząc rękę, żeby ją uderzyć, ktoś złapał go za rękę w powietrzu.

Patrząc wstecz, zauważył, że to była Carmen.

Nadęła usta i patrząc na niego z żalem, pokręciła głową. "Nie rób tego, Danny. Ona jest moją starszą siostrą. Jest zraniona. To moja wina, więc jeśli chcesz kogoś uderzyć, to powinieneś uderzyć mnie. Proszę, nie obwiniaj jej, to moja wina, że cię kocham."

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział