Rozdział czwarty

„Ja... Ja nie wiem, czy dam radę,” zająknęła się.

On wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. „Chcesz odejść.”

„Nie... Ja...” Gen zamknęła oczy i zdecydowała, że szczerość będzie najlepszym podejściem. „Nie mogę tego zrobić, jeśli nie powiesz mi chociaż jednej rzeczy o sobie. Nie mogę... uprawiać seksu z kimś, kogo nie znam,” wyjaśniła Gen.

Matteo podciągnął kolana do klatki piersiowej. „Mówiłem ci w barze, że nie szukam seksu. Miałem ciężkie kilka... lat,” powiedział z ciężkim westchnieniem. Spojrzał na nią, a jego piwne oczy błyszczały złotem w świetle lampki obok niego. „Chcę tylko, żebyś położyła się ze mną. Może pozwolisz mi cię przytulić, żebym mógł przespać kilka godzin.”

„To... w jakiś sposób jeszcze bardziej intymne? Proszę? Jedna rzecz.”

Matteo wciągnął powietrze i jego pięści zacisnęły się, zanim wypuścił oddech i rozluźnił uścisk. Jego oczy spotkały się z jej. „Dziś były pogrzeby mojej matki i brata.”

„O... O mój Boże, ja...”

Podniósł rękę. „W porządku. Po prostu chodź i połóż się, proszę,” powiedział. Podniósł koc po jej stronie.

Jej strona? Serce Gen zaczęło walić jak oszalałe, gdy zrobiła kilka ostatnich kroków w stronę jego łóżka.

„Nie chcesz wiedzieć czegoś o mnie?” zapytała, zwlekając, gdy stanęła przy krawędzi łóżka.

Matteo zsunął się, aż większość jego klatki piersiowej była przykryta kocem. Położył lewą rękę za głową i spojrzał na nią z ciężkimi powiekami. „Chcę wiedzieć wiele rzeczy o tobie, ale zadowolę się jedną,” zgodził się.

Gen pomyślała przez chwilę, próbując znaleźć coś na tym samym poziomie osobistym, który on ujawnił. „Moja młodsza siostra wychodzi jutro za mąż. Czy to wystarczy?”

Matteo znów podniósł koc, żeby mogła wejść. Wzięła głęboki oddech i wsunęła się w wygodną chmurkę, jaką było jego łóżko king-size. Jedwabne prześcieradła były cudowne na jej gładkich nogach. Wyciągnęła je i wsunęła z powrotem, rozkoszując się tym uczuciem. Wtedy jej palce u stóp dotknęły szorstkich włosów na jego nodze i zamarła.

„Nie bądź teraz nieśmiała, przecież masz na sobie moje majtki, na litość boską,” mruknął Matteo.

Zanim zdążyła zaprotestować, on przesunął swoje ciało bliżej niej. Jego prawa ręka opadła za nią i przyciągnęła ją do jego gorącej skóry. Westchnęła, a jej ręka opadła na jego pierś, gdy przeciągnął ją w górę swojego boku. Przesunął jej głowę do zagłębienia swojego ramienia i klatki piersiowej. Wypuścił długi oddech, gdy ona dostosowała się, aby było jej wygodniej.

„Właściwie mam na sobie swoje majtki,” dodała, aby przerwać niezręczne napięcie, które czuła, przyciśnięta do jego twardego ciała.

„Tym lepiej,” mruknął w czubek jej włosów.

Minęło kilka chwil ciszy, ale wiedziała, że nie śpi. Jeszcze się nie zrelaksowała i bawiła się prześcieradłami między palcami. Tymczasem jego palce delikatnie przesuwały się po jej włosach i w dół pleców.

„Moja mama zmarła, gdy miałam czternaście lat” – powiedziała bez zastanowienia. On zesztywniał pod nią, a jego palce znieruchomiały na jej kręgosłupie.

„Naprawdę mam na imię Matteo” – dodał.

„Nie musimy prowadzić rachunku, kto co dzieli” – uspokoiła go. Mruknął nad nią i przysięgłaby, że poczuła jego usta muskać jej czoło. Jej palce przeczesywały krótkie włosy na jego klatce piersiowej. „Możesz... możesz płakać... jeśli chcesz. To może brzmieć głupio, ale naprawdę bardzo mi to pomogło. Na początku byłam w takim szoku, ale kiedy w końcu uwolniłam ból, łatwiej było iść naprzód.”

„Nie płaczę.”

„Tak, tylko mówiłam, na wypadek gdybyś…”

„Nie zamierzam płakać” – powtórzył.

„Dobrze... więc dobranoc.”

„Dobranoc.”

Z rytmicznym głaskaniem jego palców po jej włosach i ciepłem jego ciała przenikającym do jej, Gen zasnęła znacznie szybciej, niż myślała, że to możliwe. Niewiele później obudziła się, czując lekkie drżenie skóry pod sobą. Mrugnęła kilka razy, próbując się zorientować. Znieruchomiała, gdy zdała sobie sprawę, że jej włosy były wilgotne. Gen zastanawiała się, czy powinna to zignorować. Z pewnością dorosły mężczyzna, który zaprosił kobietę do swojego łóżka, nie chciałby, aby ta kobieta widziała go w takiej chwili słabości?

Gen wróciła myślami do nocy, kiedy śmierć jej matki stała się dla niej rzeczywistością. Szlochała niekontrolowanie. Powietrze nie chciało napełniać jej płuc, bo szlochy były tak intensywne i długie. Prawie zemdlała, dopóki jej ojciec nie wpadł do pokoju i nie przytulił jej z desperackim uściskiem. Nie musiał nic mówić. Po prostu ją trzymał, pozwalając jej odczuwać żal w całej jego przerażającej sile, aż szlochy zmusiły ją do snu.

Gen zaryzykowała. Podniosła się, ignorując jego mocniejszy chwyt, który miał ją utrzymać w dole. Przetoczyła się, aż znalazła się okrakiem na jego biodrach. Matteo odwrócił twarz. Nie ustępując, Gen położyła obie ręce na jego policzkach i zmusiła go, by spojrzał na nią. Jego oczy były opuchnięte, przekrwione, ciężkie. Płakał przez długi czas. Zacisnął dolną wargę, próbując stłumić poszarpany oddech.

Gen pochyliła się i mocno objęła go za szyję. Chwilę później on podniósł się i objął ją za plecy. Trzymał ją mocno. Jej klatka piersiowa była przygnieciona do jego, utrudniając oddychanie. Wtulił twarz w jej szyję, gdy jego płacz przerodził się w szlochy. Jego palce wbiły się w jej plecy, desperacko próbując znaleźć oparcie w świecie wywróconym do góry nogami. Odpowiedziała mu równie mocnym uściskiem, dając mu do zrozumienia, że jest tam, by go zakotwiczyć. Matteo płakał na jej ramieniu, aż jego bluza przemokła od łez. Nawet gdy szlochy ustały, nadal go trzymała. W pewnym momencie zasnęła, opierając się o jego ramię.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział