Rozdział piąty

Kim do cholery jest ta kobieta? zastanawiał się Matteo. Zasnęła przy nim prawie godzinę temu, kiedy w końcu udało mu się opanować swoje chaotyczne żale. Ten dzień był jednym z najgorszych w jego życiu, oprócz tego, kiedy dowiedział się, że jego matka i Antonio zostali zamordowani. Patrzenie, jak obie trumny są opuszczane obok nagrobka jego ojca, wprawiło jego umysł w mściwą mgłę pełną krwi i nienawiści. Chciał znaleźć odpowiedzialnych za to ludzi i wyciągnąć im wszystkie organy przez tyłek, aż zostaną tylko puste worki skóry.

Bonnie mruknęła przez sen, próbując odsunąć się od jego zaciskającego się uścisku. Zmusił się do rozluźnienia, a chwilę później ona zrobiła to samo. Westchnęła i potarła policzek o jego szyję, zanim ponownie zapadła w głęboki sen. Przejechał dłonią po jej mahoniowych włosach. Boże, była oszałamiająco piękna. Jedynym minusem jej spania na nim było to, że nie mógł zobaczyć jej oszałamiających lodowato-niebieskich oczu, które przenikały przez jego maskę i rozpalały jego serce.

Gdyby to było tydzień temu i ona by do niego podeszła, nie czekałby ani sekundy, zanim zabrałby ją do łazienki w barze i pieprzył do utraty tchu, aż przysięgłaby być jego na zawsze. Nawet jeśli okazałaby się jadowitą żmiją, mógłby to znieść dla jej krągłego, kobiecego ciała, które przyciągało jego prymitywną stronę. Odkrycie, że miała również złote serce i dowcip ostry jak jego ulubiony nóż, oznaczało, że był stracony... Z wyjątkiem tego, że wiedział, co to jest. Jednorazowa przygoda. Sama tak powiedziała. Poszła z nim do domu tylko po to, by uniknąć kolejnej opłaty. Jego oczy powędrowały do pierścionka na jej prawej ręce. Widział, jak bawiła się nim, gdy obserwował ją kątem oka przez całą noc. Kiedy podeszła i zaproponowała mu ogień, pomyślał, że Bóg musiał zdecydować się na okazanie mu odrobiny litości.

Oczywiście wiedział, kim była, gdy tylko zobaczył ją z Mallory i narzeczonym Louisa. To była procedura, gdy jeden z jego ludzi chciał się ożenić, aby dokładnie sprawdzić przyszłych teściów. Przejrzał raport, który dał mu jego zastępca, aż natrafił na zdjęcie przyrodniej siostry. Szczerze mówiąc, nie pamiętał jej imienia, ale rozpoznałby te oczy wszędzie. Zdjęcie, które dostał, przedstawiało ją i innego mężczyznę, który trzymał ją mocno za talię. Wpatrywał się w tego mężczyznę z taką palącą zazdrością, że był zdziwiony, że kartka papieru nie zapaliła się.

  • Nadal nie śpisz - szepnęła kobieta, powodując, że drgnął. Oplotła ramiona mocniej wokół jego klatki piersiowej, chowając dłonie między jego plecami a miękkim materacem.

  • Mhmm - odpowiedział, wypuszczając powoli oddech, aby nie zdradzić swojego nieokiełznanego toku myśli.

  • Myślałam, że mówiłeś, że to zawsze działa - wymamrotała, nadal na wpół śpiąca.

  • Nigdy tego nie próbowałem - przyznał.

Ciało na nim zesztywniało. Zacieśnił uścisk, aby uniemożliwić jej podniesienie się, ale ona i tak podniosła się na łokciach. Zmrużyła na niego oczy, a on powstrzymał śmiech na widok miny mającej go zastraszyć.

  • Mówiłeś...

  • Skłamałem - przerwał z lekkim wzruszeniem ramion.

  • Dlaczego?

  • Jestem harcerzem. Zobaczyłem kobietę potrzebującą pomocy i zadziałałem zgodnie z przysięgą - powiedział, przesuwając kciukiem po jej policzku.

Czerwony rumieniec wspiął się od jej klatki piersiowej do policzków, a on stłumił jęk. Przesunął biodra, aby nie poczuła dowodu jego pożądania. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było, aby uciekła.

  • Było setki sposobów, aby oszukać te kobiety, że poszłam do domu z tobą.

„Żadne z tych rzeczy nie było porównywalne z tym, że rzeczywiście wróciłaś ze mną do domu,” powiedział do niej.

Westchnęła, ale położyła policzek z powrotem na jego piersi. Miał nadzieję, że nie poczuje, jak jego serce wali o żebra na ten gest. „Więc jaki był plan? Czekać, aż zasnę, żebyś mógł się ruszyć?”

„Nie miałem zamiaru się ruszać,” zapewnił ją, nie mogąc powstrzymać palców przed sunącymi po jej plecach.

„To czego chcesz, Matteo?” zapytała.

Matteo zaschło w ustach, a jego dłoń znieruchomiała na jej plecach. Zamknął oczy, rozkoszując się dźwiękiem swojego prawdziwego imienia na czyichś ustach. Jak bardzo pragnął, aby słyszeć to imię raz za razem, najlepiej w towarzystwie głębokiego jęku spełnienia. Wiedział, czym to było. Może nie pamiętał jej imienia, ale wiedział, że nie mieszka w Nowym Jorku. Nic z tego nie wyniknie. Będzie miał szczęście, jeśli uda mu się posmakować jej ust, zanim jutro ucieknie na ślub swojej siostry.

„Matteo?”

Jego imię ponownie wystarczyło, aby rozbić ostatnie resztki jego maski na kawałki. Przełknął ślinę i przytulił ją mocniej, jakby słysząc prawdę, miała wybiec przez drzwi.

„Nie chciałem być sam,” w końcu przyznał.

Minęło kilka chwil ciszy. Gdy zaczynał już myśleć, że zasnęła, odezwała się. „Jak mieli na imię?”

Matteo przełknął gulę w gardle. „Valentina i Antonio.”

Kobieta przesunęła głowę tak, że jej podbródek spoczywał na jego piersi. Jej oczy błyszczały, gdy studiowała jego twarz. „Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z nimi?”

Matteo spojrzał w sufit. Myślał przez kilka minut, a ona go nie poganiała. „Gotowanie. Mój ojciec zawsze był zajęty pracą, ale moja mama zawsze znajdowała dla nas czas. Gotowaliśmy razem niemal każdej nocy. Nawet gdy byłem nastoletnim buntownikiem, chwytała mnie za ucho i rozkazywała w kuchni, wymachując wałkiem.”

„Jakie było twoje zadanie w kuchni?” dopytywała.

„Zawsze byłem odpowiedzialny za mięso,” wyszeptał.

„A Antonio?”

Matteo odchrząknął, nagle przypominając sobie młodszego brata stojącego na stołku, żeby dosięgnąć blatu. „Tony zawsze zajmował się krojeniem. Uwielbiał noże.”

„Brzmi jak niebezpieczny młodzieniec.”

„Nie, nie Tony. Nigdy nie był przeznaczony do ciemnej strony życia. Był w Paryżu, szkoląc się na cukiernika, kiedy…” Nie mógł tego powiedzieć.

„Za co twoja mama zawsze cię strofowała?”

Matteo zmarszczył brwi i spojrzał na nią. „Co?”

„Każdy ma swoje. Moje to było wymykanie się nocą. 'Porwą cię!' – to zawsze mówiła moja mama. Co mówiła twoja mama?”

„Jesteś psychologiem czy coś?”

Uśmiechnęła się, a jego serce ścisnęło się boleśnie. „Księgową.”

„Nie, nie jesteś.”

„Mam certyfikat na dowód,” sprzeciwiła się. „A ty zwlekasz.”

Matteo ujął jej policzek i pragnął ją pocałować. To na pewno pomogłoby zmienić temat. Westchnął. „Nie kończ jak wszyscy inni mężczyźni w rodzinie. Skończysz samotny.”

Matteo odwrócił wzrok, który groził rozszarpaniem go na kawałki. Jej gardło pracowało, gdy próbowała znaleźć sposób, aby go pocieszyć. Nie było to konieczne. To było niemożliwe. Patrzył przez okno, gdzie światła miasta nigdy nie gasły.

„Ostatnie dwie osoby, które naprawdę mnie znały, odeszły i nie mogłem dać im tego, czego dla mnie chciały.”

„Nie powiedziałabym tego,” wyszeptała. Spojrzał w dół, ale ona patrzyła teraz przez okno. Chwilę później jej lodowato niebieskie oczy spotkały się z jego. „Teraz cię znam… Trochę przynajmniej… Wystarczająco. Śpij, Matteo. Nie jesteś już sam. Nie tej nocy.”

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział