Rozdział 003

Podnosząc jedną brew, młody mężczyzna o olśniewających złoto-orzechowych oczach pomaga mi odzyskać równowagę. Moje tętno przyspiesza, gdy jego ciepłe dłonie przesyłają dreszcze wzdłuż moich ramion.

„To niebezpieczne tutaj, panienko,” ostrzega mnie, podając mi torbę, jego twarz bez wyrazu i obojętna. „Powinnaś uważać na swoje kroki.”

„Dziękuję,” odpowiadam nerwowo, pochylając się, aby zebrać resztę rzeczy z ziemi.

„Mam na imię Apple,” zaczynam mówić, spoglądając w górę tylko po to, by odkryć, że zniknął, jakby nigdy tam nie był.

„Tak dużo mówi się o tym, że ludzie są tu bardziej przyjaźni,” mruczę, otrzepując się. Chyba uroda nie oznacza dobroci.

Otrząsając się z myśli o tajemniczym chłopaku o orzechowych oczach, biegnę do samochodu i zaczynam jazdę na drugą stronę miasta. Włączam radio i odkrywam, że wszystkie moje stacje zmieniły się wraz z nową lokalizacją, i zajmuje mi chwilę, zanim znajdę taką, z której mogę śpiewać.

Gdy reklama Rental Luna zaczyna grać, wyłączam radio. Z obrzydzeniem.

Nie mogłam sobie wyobrazić bardziej żałosnej lub poniżającej pracy niż bycie Rental Luna. Wolałabym zeskrobywać gumę z dolnych części stołów niż sprzedawać się na godziny.

Mam nadzieję, że jeśli tutaj wszystko pójdzie dobrze, nie będę musiała się martwić o taką przyszłość.

Dostaję kilka dziwnych spojrzeń i kilka niezręcznych wąchnięć w moją stronę, gdy przeciskam się przez obrotowe drzwi. Zastanawiam się, czy mój zapach jest wyjątkowo zły. Zwykle pocę się, gdy jestem zdenerwowana. Dyskretnie robię krótki wdech.

Według mnie pachnę dobrze. Może pracuje tu kilka wilkołaków.

Podchodząc do głównego recepcji, wyciągam ogłoszenie i ogłaszam, że chciałabym ubiegać się o stanowisko na poziomie podstawowym. Nawet na mnie nie patrzy, tylko podaje mi clipboard i wskazuje windę.

„Lepiej się pospiesz i złap tę windę,” ponagla mnie. „Albo będziesz musiała czekać na następną grupę. Beta właśnie przeprowadza rozmowy na 14. piętrze.”

„Beta?” zapytuję.

„Tak, Beta Forrester,” potwierdza. „14. piętro. Skręć w prawo, teraz się pospiesz! Jesteś spóźniona.”

Zdezorientowana, znajduję drogę do windy, która właśnie się otwiera.

Muszę natychmiast się cofnąć, gdy wysoka brunetka w szpilkach wychodzi, łzy niszczą jej idealny makijaż. Jej designerski garnitur idealnie pasuje do jej krągłości, szyty na miarę.

„Luna Cindy, czy wszystko w porządku,” recepcjonistka wstaje, „co się stało? Czy mogę ci pomóc…”

„Możesz pomóc, mówiąc swojemu Alfie, że jest BESTIĄ!” krzyczy na recepcjonistkę, która ugina się pod siłą jej krzyku.

Ona nie jest tylko kobietą, jest wilkiem. Luna na poziomie Alfa.

„Luna, ja…”

„Nie jestem już twoją Luną. Odchodzę!” Patrzę, jak rzuca odznakę na biurko, a drzwi windy zamykają się przede mną.

Nie jestem pewna, który przycisk naciskam, próbując zrozumieć, co właśnie zobaczyłam.

Idę zobaczyć beta w sprawie pracy.

Wściekła Luna właśnie wyszła przez frontowe drzwi.

Wszyscy mnie wąchają...

„Cholera!” przeklinam. „Bogini, do diabła! To nie firma, to wataha wilkołaków!”

Drzwi się otwierają. Czy mam wejść?

Wilki są niebezpieczne, namiętne, agresywne stworzenia. Jestem dla nich niewiele więcej niż ofiarą.

Recepcjonistka przy biurku przede mną uśmiecha się, „O, szybko się tu dostałaś! Jesteś tu na rozmowę kwalifikacyjną?”

„Tak,” mówię, wchodząc do przodu. Potrzebuję pracy. Jeśli są gotowi mnie zatrudnić, jestem gotowa spróbować. Trzy razy minimalna płaca to zbyt dobra oferta, by ją przepuścić.

„Zwykle agencja potrzebuje więcej czasu na sprawdzenie naszych kandydatów,” uśmiecha się ciepło, prowadząc mnie przez rząd biurek do dużych drzwi na końcu długiego korytarza. „Cieszę się, że byłaś dostępna. Potrzebujemy cię!”

Zatrzymuje się przed dużymi drzwiami. „Tutaj jesteś, czeka na ciebie.”

„Sylvester Sterling. Alfa. CEO.”

Moja krew zamarza.

A ja jestem tylko człowiekiem. Słabym, bezbronnym człowiekiem otoczonym nadnaturalnymi.

Muszę stąd wyjść, zanim zrobię coś, co zmieni mnie w ofiarę.

Odwracam się, zamierzając wrócić tam, skąd przyszłam, gdy głęboki głos przyciąga moją uwagę.

„Wejdź,” to bardziej rozkaz niż prośba, i zaczynam drżeć, gdy się odwracam i ruszam w jego stronę, przyciągana jego pierwotną energią.

Otwieram ciężkie drewniane drzwi, a siedzący tyłem do mnie elegancko ubrany mężczyzna patrzy przez duże okna na miasto u jego stóp. Nie widzę jego twarzy, ale jego ciało emanuje energią, aurą władzy, która wymaga posłuszeństwa.

„Siadaj,” rozkazuje mi jak zwykłemu psu, gdy tylko przekraczam próg. Otwieram usta, aby coś powiedzieć, a gdy moje tętno przyspiesza, on lekko się prostuje w swoim fotelu.

Jeśli słyszy mój oddech, to pewnie słyszy też bicie mojego serca i kto wie co jeszcze. Zamykając usta, robię to, co mi kazano.

Gdy już się uspokoiłam, obraca swoje krzesło, aby stanąć twarzą do mnie.

Nie mogę powstrzymać się od westchnienia.

Przede mną siedzi najatrakcyjniejsza istota, jaką kiedykolwiek widziałam. Prawie promienieje niepowstrzymaną mocą. Dobrze zbudowany, grube czarne włosy kończące się delikatnymi falami, a najczystsze niebieskie oczy, jak baseny wody.

Jest w nim coś, co wydaje się znajome, ale nie mogę tego uchwycić.

A potem zaczyna mówić. Jego głos jest głęboki i bogaty, spływa z jego języka jak roztopiona czekolada, pyszna, ciemna i słodka.

"Zakładam, że jesteś tu na otwartą pozycję?"

Kiwnęłam nerwowo głową.

"Przeglądałaś umowę?" Nalewa mi szklankę wody i stawia ją na brzegu biurka, zanim nalewa trochę do swojej szklanki.

Potrząsam głową.

"Rozumiem," zatrzymuje się, a powietrze wydaje się ciężkie od ciszy. "Nie ma to znaczenia, to dość standardowa umowa. Jestem pewien, że podpisałaś dziesiątki takich wcześniej."

Próbuję coś powiedzieć, żeby dać mu znać, że nie mam pojęcia, o czym mówi, ale nie daje mi szansy.

"Ponieważ nie masz przed sobą umowy, omówię podstawy. Na mocy tej umowy, oczekuje się, że będziesz się pojawiać w stroju, fryzurze i paznokciach, które odpowiadają poziomowi i standardowi twojej rangi jako mojej towarzyszki."

"Towarzyszki?" pytam. Nie odpowiada, kontynuując wyjaśnianie parametrów pracy. Im więcej mówi, tym mniej to brzmi jak staż.

"Będziesz gotowa i dostępna na wszystkie oficjalne wydarzenia związane z watahą. Nieważne, o której porze dnia ani w jaki dzień tygodnia. Będziesz gotowa i zaprezentujesz się zgodnie z tym, co jest określone w tej umowie."

"Ale jestem studentką," w końcu udaje mi się coś powiedzieć. "Jak mogę..."

"Jakie są twoje stawki za seks?" Nawet nie mruga, gdy to mówi, jakby pytanie o cenę mojego ciała było czymś normalnym w biurze.

Kaszlę. "Seks? Czy zazwyczaj uprawiasz seks ze swoimi pracownikami?"

Zbliża się o krok.

"Jeśli jesteś moją Luną, oczekuje się, że od czasu do czasu będziemy się zbliżać fizycznie. Większość wilczyc jest podekscytowana tym pomysłem," podnosi brew dodając, "Niektóre nawet oferowały mi zapłatę za tę usługę."

"Luna?" Robię krok w tył, niepewna, co ma na myśli.

"Jak masz na imię?" w końcu pyta.

"Apple," ledwo mogę oddychać pod ciężarem jego wpływu. "Apple LeRoux."

"Jak przekąska?" śmieje się, zbliżając się bliżej, "Czy naprawdę twoi rodzice tak cię nazwali? Czy może firma wynajmująca dała ci to imię?"

"Nie jestem z firmy wynajmującej!" nalegam, ale ignoruje mnie, gdy jego zęby ocierają się o miejsce, gdzie mój kark spotyka się z ramieniem.

"Jakiego rodzaju wilkiem jesteś?" Jego oczy rozszerzają się, stając się coraz mniej ludzkie. "Nie jesteś z wynajmowanej Luny, prawda?"

"Nie," duszę się. "Jestem człowiekiem."

"Człowiekiem?" Robi krok w tył, wycierając nos, aby oczyścić zapach. "Jesteś pewna?"

"Tak," moje ciało drży. Nigdy wcześniej nie byłam w obecności prawdziwego wilkołaka. I to nie byle jakiego wilkołaka, ale najniebezpieczniejszego rodzaju - Alfę. "Moje miasto to społeczność tylko dla ludzi."

"Tylko dla ludzi," krzywi wargę. "Jakie to urocze." Na jego twarzy pojawia się ciekawy wyraz. "Jeśli jesteś człowiekiem wychowanym w społeczności tylko dla ludzi, dlaczego przyszłaś szukać pracy tutaj? To wataha wilkołaków. Jak to się stało, że ty, człowiek, znalazłaś się tutaj jako moja wynajmowana Luna?"

"Nie jestem twoją wynajmowaną Luną," powtarzam ostrożnie. "To pomyłka. To niewłaściwa praca."

"Oczywiście," śmieje się. "Tylko głupiec wysłałby człowieka do pracy wilka."

Jego śmiech boli. Już czuję się głupio, a jego śmiech z mojej pomyłki jest upokarzający.

"Miałam spotkać się z Betą na rozmowę o stażu, ale wysiadłam na złym piętrze," spuszczam wzrok, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. "Nie zdawałam sobie sprawy z mojej pomyłki, dopóki jego asystent nie przyprowadził mnie do ciebie."

Łza spływa po moim policzku, a za nią kolejna. "Nie wiedziałam, że to wataha wilkołaków. Wiedziałam tylko, że ta praca oferuje trzy razy więcej niż wszyscy inni."

"Rozumiem," mówi powoli, przyswajając moje słowa.

Skłaniając się, aby ukryć łzy, mamroczę, "Przepraszam, że zmarnowałam twój czas."

Gdy odwracam się, słyszę prawie niedostrzegalne, "Czekaj."

To proste, małe słowo dotyka czegoś głęboko we mnie i czuję iskierkę czegoś ciepłego i jasnego.

"Mam dla ciebie ofertę," zachęca mnie do ponownego zajęcia miejsca. "Taką, która będzie korzystna dla obu stron."

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział