Rozdział 006

[Jabłko]

„Cześć, Alfa Sterling,” próbowałam zabrzmieć radośnie, choć czułam, że mi się nie udało. „Czy możesz poprosić swojego Beta, żeby odebrał mnie o 7:30 zamiast tego? Nie chcę jeszcze niczego podpisywać... Jeszcze nie,” wyjaśniam. „Chcę tylko spróbować.”

Serce bije mi mocno, nie mogę zasnąć, myśląc o tym, co mam zrobić jutro. Co założę, jak przetrwam w budynku pełnym drapieżników na szczycie hierarchii.

Patrzę na zegar po drugiej stronie pokoju, obserwując, jak minuty wolno mijają.

Dlaczego czuję, że wyskoczyłam z deszczu pod rynnę?

Gwałtowne pukanie do drzwi budzi mnie nagle. Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale sądząc po piekących oczach, nie mogło to być dawno temu.

„5:59” jęczę, spoglądając przez opuchnięte powieki.

Może odejdą, albo Hazel albo jedna z jej współlokatorek otworzy drzwi.

BANG. BANG. BANG. „Pani LeRoux!” futryna drży od siły jego uderzeń, gdy wielokrotnie woła moje imię.

Spadając z kanapy z hukiem, biegnę do drzwi, żeby je otworzyć, zanim moje nowe współlokatorki mnie zabiją albo sąsiedzi wezwą policję.

„Um, cześć,” otwieram drzwi i widzę przystojnego młodego wilkołaka z długimi blond włosami splecionymi w warkocz, ciepłymi brązowymi oczami i szczerym uśmiechem.

„Pani LeRoux?” Jego głos jest pytaniem, gdy kiwam głową, jego uśmiech się poszerza. „Jestem Beta Randolph Forrester. Przyszedłem zabrać panią do pracy.”

Odwracam się, żeby spojrzeć na wiszący zegar. „Prosiłam, żeby odebrano mnie o 6.”

Młody mężczyzna stojący na ganku czerwieni się na widok mojego stanu rozebrania i przypominam sobie, że poprzedniej nocy rozebrałam się do stanika i majtek. Krzyżuję ręce na piersi, gdy odwraca wzrok.

„Przepraszam, Luno,” przełyka ślinę. „Ale Alfa odrzucił pani prośbę.”

Wzbiera we mnie gniew. Powiedział, że mam czas do namysłu. Powiedział, że mogę negocjować swoje warunki, ale już pierwszego dnia naszej próbnej umowy zmienia zasady! Jaki był sens umawiania późniejszej godziny z jego Betą, skoro on może pojawić się, kiedy chce?

„Um,” wskazuję na zużytą kanapę w centrum salonu. „Może wejdź i usiądź, a ja szybko coś zjem i…”

„Nie ma czasu,” łapie mnie za rękę i wyciąga przez drzwi. „Musimy ruszać natychmiast! Mamy tyle przystanków do zrobienia, zanim będziesz gotowa i…”

„Chwileczkę,” wyrywam rękę z jego uścisku. „Czy mogę przynajmniej coś na siebie założyć?”

Jego twarz robi się jeszcze bardziej czerwona, gdy odwraca wzrok na moje palce u stóp. „Masz 5 minut, ale potem musisz być w samochodzie.” Jego wyraz twarzy nadal jest uprzejmy i przyjazny, gdy dodaje. „Zostałem poinstruowany, żeby cię wynieść, jeśli będzie to konieczne.”

Nie chcąc robić zamieszania, staram się założyć cokolwiek, co znajdę.

Biegnąc w dół po schodach i do holu, gdy docieram do wejścia, beta czeka tam, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

„Luna,” kiwa głową, trzymając dla mnie drzwi otwarte.

„Um, dziękuję,” mówię nieśmiało do Rudy'ego, którego twarz jest nieczytelna, gdy prowadzi mnie do samochodu zaparkowanego przed domem. To ładny samochód, czarny sedan wypolerowany na błysk, podobny do tego, którym Alfa przywiózł mnie do domu poprzedniego wieczoru.

Gdy sięgam, aby otworzyć drzwi pasażera, beta przesuwa się na miejsce, blokując mnie.

„Luna NIGDY nie otwiera swoich własnych drzwi,” nalega. „I zawsze siedzi z tyłu.”

„To jest…” chcę zaprotestować, ale on ponownie kręci głową.

„Tak to już jest, Luna.” Otwiera tylne drzwi. Biorąc głęboki oddech, staram się dostosować swoje myślenie, gdy zajmuję miejsce. To wszystko jest dla mnie nowe, a kultura wilkołaków jest skomplikowana.

„Proszę, nie zrozum tego źle,” bierze głęboki oddech, gdy podjeżdżamy do naszego kolejnego przystanku. „Ale musimy coś zrobić z twoim wyglądem. Nie mogę zabrać cię do pracy wyglądającą niestosownie. To sprawi, że zarówno ja, jak i Alfa będziemy wyglądać na zaniedbujących twoje potrzeby.”

Patrząc na siebie, widzę jego punkt widzenia. Noszę pożyczone ubrania, które są o dwa rozmiary za duże, a moje włosy wyglądają, jakby przeszły przez tornado. Ten wygląd nie byłby odpowiedni nawet w mojej starej pracy.

„Okay,” zgadzam się nieśmiało, mój głos jest cichy. „Myślę, że to w porządku.”

Uśmiechając się, jedziemy do bardziej zamożnej części miasta i zatrzymujemy się przed wysokim, czarnym budynkiem.

Gdy wychodzimy z samochodu, witamy się z czarownicą w średnim wieku, która ma jasny srebrny pasemek we włosach czarnych jak węgiel. Ogląda mnie od góry do dołu krytycznym okiem, jej usta są mocno zaciśnięte.

Beta Rudy klaszcze rękami, patrząc na swój zegarek.

„Wrócę, Luna,” przeprasza, spoglądając przez ramię na zimnooką czarownicę z hiper-krytycznym spojrzeniem. „Muszę zrobić następny przystanek bez ciebie.”

„O...kay,” ledwo udaje mi się powiedzieć, zanim odchodzi, zostawiając mnie samą z kolejnym dziwnym nadprzyrodzonym.

Właścicielka salonu chwyta mnie za ramię i prowadzi do pokoju pełnego ubrań, butów, makijażu i akcesoriów. W czasie, gdy beta Rudy jest nieobecny, przechodzę kompletną transformację. Każda część mnie została wyszorowana, wypolerowana, nabłyszczona i perfumowana.

Nie czuję się wcale jak ja sama. Czuję się jak jakiś oszust.

„Czy jesteśmy gotowi do wyjścia?” Beta Rudy zagląda, widząc mnie w pełni ubraną, i kiwa głową z zadowoleniem. „Dobrze. To lepiej. Chodźmy, Alfa czeka.”

Gdy wychodzimy z salonu, Rudy wręcza mi małą złotą torbę.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział