Rozdział 007
„Co to jest?” Wyciągam małą szklaną fiolkę wypełnioną płynem, który wiruje i świeci na zielono w promieniach słońca.
„To jest wzmacniacz zapachu.” Próbuje wyjaśnić. „Są nielegalne, ponieważ można je użyć do maskowania prawdziwego zapachu wilka. Często poszukiwane przez omegi, które próbują uciec od swojego losu, zdobywając gamma lub beta partnerów.”
Coś tak cennego musiało kosztować małą fortunę.
„Odrobinę tego za każdym uchem i w zgięciu każdego kolana, a większość ludzi, którzy cię powąchają, pomyśli, że jesteś Luną bez żadnych wątpliwości.” Kiwa głową, jednocześnie trzymając oczy na drodze. „Dostałem najmocniejszy towar, jaki miała wiedźma... i dorzuciła trochę dodatkowego zapachu, ponieważ nie masz żadnego zapachu do wzmocnienia.”
„Dziękuję... dziękuję,” mówię, nie wiedząc, co jeszcze mogę zrobić, gdy stosuję się do jego instrukcji, nakładając małą kroplę za każdym uchem i kolanem. „Za wszystko dziś rano. Doceniam to.”
Jego policzki czerwienią się na moje niespodziewane pochwały, „To nic, Luno. Po prostu wykonuję swoją pracę.”
Gdy zatrzymujemy się przed siedzibą Sterling Incorporated, biorę kilka głębokich, uspokajających oddechów, czekając, aż beta otworzy drzwi mojego samochodu.
„Dasz radę, Apple,” szepczę do siebie w afirmacji, nabierając coraz większej pewności z każdym krokiem. „To tylko przedstawienie. Jak sztuka teatralna. Dasz radę.”
„Możesz chcieć uciszyć wewnętrzny dialog,” Beta Rudy uśmiecha się złośliwie. „Jesteśmy prawie w zasięgu słuchu. Pamiętaj, wilki mają o wiele lepszy słuch niż ludzie.” Otwiera drzwi, skanując pomieszczenie w poszukiwaniu potencjalnych zagrożeń, a ja idę za nim, wyprostowana i z zaciśniętymi pięściami, aby ukryć, jak bardzo się trzęsą.
Tym razem, gdy wchodzę do Sterling Incorporated, wszystkie oczy są na mnie, ale z innego powodu niż wcześniej. Wczoraj byłam zdezorientowanym człowiekiem. Dziś jestem ich nową Luną. Wynajętą Luną, tak, ale Luną mimo wszystko.
Beta Rudy prowadzi mnie delikatną ręką obok ochrony, która unosi kapelusze i nie sprawdza moich dokumentów. Wilki ustępują miejsca, aby nas przepuścić, a my mamy windę tylko dla siebie.
„Czy zawsze tak jest?” Moje nerwowe ręce natychmiast zaczynają się trząść.
„Jak co?” podnosi brew, zaciekawiony.
„Jak intensywne,” wydycham, desperacko próbując wyjaśnić. „Jakby wszyscy patrzyli, żeby zobaczyć, jak potykasz się.”
„Trochę,” przyznaje.
Drzwi otwierają się.
„Dzień dobry, Beta Forrester,” recepcjonistka wstaje i kłania się mu, zachowując neutralny wyraz twarzy, gdy odwraca się, aby na mnie spojrzeć.
Czy rozpoznaje mnie z wczoraj, niedostatecznie ubraną nieznajomą, która wybiegła stąd jak szalona?
„Och, czy agencja przysłała nową Lunę dziś rano?” Wciąga trochę powietrza w moim kierunku, a jej twarz rozjaśnia się.
Mój napięty uśmiech się rozszerza, a ja staję trochę wyżej, gdy Beta odpowiada za mnie. „Została właśnie przysłana przez agencję, specjalnie wybrana dla naszego Alfy.”
Obie jej brwi unoszą się na jego słowa. „Czy mam pokazać Lunie...”
„Luna Apple LeRoux,” Beta mówi za mnie ponownie.
„Tak,” blondynka kłania się również do mnie. „Czy mam pokazać Lunie LeRoux jej nowe biuro?”
„Nie trzeba, Rosie” Beta wyciąga do mnie ramię, a ja chętnie je biorę. „Alfa chce, żebym osobiście zadbał o jej potrzeby.”
Ostatnim razem, gdy tu byłam, zostałam skierowana do cichego, ciemnego korytarza po prawej stronie, który prowadzi bezpośrednio do biura Alfy.
Tym razem jestem skierowana na lewo, gdzie znacznie krótszy korytarz otwiera się na dużą salę pełną co najmniej stu wilków siedzących przy biurkach, rozmawiających przez telefony, robiących kopie i pijących kawę, wszystko to podczas codziennej pracy w dużej korporacji.
Ściskając łokieć Bety, spoglądam w bok i widzę kilka wilczyc przy chłodnicy wody, szeptających za rękami, patrząc w moim kierunku.
Beta prowadzi mnie naprzód, a ja staram się ignorować spojrzenia pełne nienawiści. Grupa wilczyc w kącie jednak wciąż wpatruje się we mnie z pogardą, wyzywając mnie do jakiejkolwiek reakcji swoimi ostrymi spojrzeniami.
W centrum pokoju, gdzie światło wpada przez wysokie okna, znajduje się zestaw dużych drzwi. Rudy otwiera jedne z nich i wprowadza mnie do środka. „Proszę bardzo, Luno.”
To biuro jest przynajmniej tak duże, jeśli nie większe, niż biuro Alfy Sterlinga z wczoraj. To nie może być przeznaczone dla mnie.
„Na biurku jest podręcznik opisujący twoje obowiązki i odpowiedzialności. Jeśli czegoś potrzebujesz, jestem na szybkim wybieraniu.”
„Dziękuję,” mówię do niego, gdy odwraca się, by odejść.
Jego twarz łagodnieje. „Cała przyjemność po mojej stronie, Luno. Żaden problem. Witamy w stadzie.”
Zamykając za sobą drzwi, siadam za biurkiem. Jest duże i wykonane z pięknego mahoniu. Na nim stoi nowy, nowoczesny komputer i zwykły telefon biurowy. W kącie znajduje się mniejsze biurko, które przypuszczam jest przeznaczone dla asystenta.
Podręcznik jest ogromny. Ma co najmniej 200 stron. Na szczęście nie wszystkie dotyczą mojej roli jako Luny. Duża część opisuje historię stada, korporacji oraz role i obowiązki innych starszych członków personelu Alfy.
Obawiając się popełnienia kolejnego błędu, który mógłby wpędzić mnie w kłopoty, spędzam pierwszą godzinę próbując przeczytać każdy szczegół. Jest bardzo pouczający, może nawet zbyt pouczający, i moje oczy oraz umysł zaczynają się zamazywać po około 20 stronach.
„Ciekawe, czy na uniwersytecie uczą na podstawie tego podręcznika,” rozmyślam, przewracając go na tył. Uśmiechnięta twarz Sly’a patrzy na mnie z okładki i prawie czuję, że jego oczy mnie obserwują.
Czując się przytłoczona, wstaję i kieruję się do pokoju przerw. Było tam kilka innych wilków, kiedy dotarłam, w tym trzy wilczyce, które śmiały się przy dystrybutorze wody podczas mojego wprowadzenia.
Czy powinnam wejść?
Gdybym była prawdziwą Luną, co bym zrobiła?
Idąc dumnie przez pokój, udaję, że są poniżej mojej uwagi, chodząc jak najgraciej od drzwi do kontuaru, aby nalać sobie filiżankę kawy.
Dźwięk łyżeczki mieszającej krem orzechowy rozbrzmiewa w nagle cichym pokoju, gdy każdy obecny wilk obserwuje moje ruchy.
Czuję się jak ofiara czekająca na atak.
Biorąc głęboki oddech, zamykam oczy i piję długi łyk, wzdychając z przyjemności, gdy kawa ogrzewa mnie od środka.
Syczący głos przerywa ciszę. „Dlaczego ona tu jest? Kolejna fałszywa Luna.”
„Jest tak żałosna, że sama robi sobie kawę.”
Cholera. Już popełniłam kolejny błąd. Powinnam była wiedzieć lepiej. Ale nie chciałam zawracać głowy Beta Rudy'emu czymś tak trywialnym. Jest zajętym, ważnym wilkiem.
„Co za różnica, wkrótce zniknie,” grupa zaczyna się złowrogo śmiać, jakby obiecując, że spełnią swoje życzenie. Nie czując już pragnienia, odkładam filiżankę i wychodzę tak spokojnie, jak tylko mogę.
Serce bije mi jak oszalałe, szybko wracam do swojego biura i zamykam drzwi.
Mają rację, nie jestem prawdziwą Luną. A kiedy odkryją prawdę, nic nie powstrzyma ich przed zrobieniem wszystkiego, co zechcą, aby mnie na zawsze zniknąć.
„W co się wpakowałaś, Apple,” wzdycham, opadając na krzesło. Podnosząc telefon, próbuję sobie przypomnieć, jak wybrać numer Rudy'ego. Muszę mu powiedzieć, że to wszystko jest pomyłką, że muszę wrócić do domu.
Ale moje ręce i mózg nie działają, strach powoduje, że ręce mi drżą. Po kilku nieudanych próbach poddaje się z próbą zadzwonienia do beta. Naprawdę jestem beznadziejna - nawet nie potrafię obsłużyć telefonu.
„Cholera!” warczę, podnosząc podręcznik z biurka i rzucając go przez pokój.
Ląduje z bardzo solidnym hukiem.
Odwracając się całkowicie, widzę dlaczego.






























































































