Rozdział 4
ALPHA PARTHE'S POV
Patrzyłem na niepokojący widok przed sobą. Ten głupiec stał blisko mojej partnerki.
Co za tupet.
Ale odpuszczę mu. Uznam to za ignorancję z jego strony.
Gdyby wiedział, czyją własnością jest ta kobieta, nie odważyłby się nawet zbliżyć do niej na oddech.
Nigdy nie spodziewałem się mieć partnerki. Mam już trzydzieści jeden lat, bez partnerki. Nie żeby jakaś zdrowa na umyśle kobieta zgodziła się być moją partnerką. Kto chciałby być partnerką boga śmierci?
Pomysł bycia związaną z Luxurią nie szczególnie mnie ekscytował. Widziałem wiele kobiet. Ona nie jest bliska temu, co chciałbym mieć, ale to nie zmienia faktu, że cokolwiek jest moje, jest moje. Nieważne, co o tym myślę... O niej.
Wyobrażałem sobie, do czego mogłaby się przydać w mojej paczce. Paczka Dzikiego Wilka nie była znana z bezczynnych członków. Nawet kobiety, które zostały mi podarowane przez licznych Alfów szukających łaski, miały swoje obowiązki poza zadowalaniem mnie.
Luxuria była nadzwyczaj piękna, i nie mogłem temu zaprzeczyć. I wydawała się mieć mózg, który mógłbym wykorzystać w biurze Luny, w końcu. Dodatkowo, jej ojciec był potężnym Alfą. Idealnie.
Moje kalkulacyjne myśli nagle przerwały słowa, które opuściły jej usta.
"Nie chcę iść z nim, ojcze." Jej głos, który poprzedniej nocy pieścił moje uszy słodkimi melodiami jej cichych jęków, wypowiedział słowa, które będą ją prześladować przez resztę życia ze mną.
Nie że zwracałem uwagę na całą dramatyczną sytuację rozwijającą się przede mną, zwłaszcza tę, która dotyczyła bijącego serca głupca stojącego obok niej.
Czułem, że chciałbym wyrwać jego serce za to, że bije dla mojej Luxurii.
Ale w momencie, gdy wypowiedziała te słowa, poruszyło to coś we mnie. Coś zimnego. Niebezpiecznego. Agresywnego.
Byłem cichy, mój wyraz twarzy jak zawsze niewzruszony. Żaden ból nigdy nie sprawił, że zdradziłem jakiekolwiek emocje. Nie zacznę teraz. Nie z tą małą dziewczyną.
Pozostałem spokojny. Czekałem, aż jej ojciec zrobi to, co trzeba. Wiedział, że lepiej nie sprzeciwiać się mnie.
"Oszalałaś?"
W końcu usłyszałem, jak Alfa Odren wybrał odpowiednie słowa. Wewnętrznie uśmiechnąłem się. Mój wzrok nigdy nie opuścił jej nerwowej postaci.
Tak. Powinna być nerwowa. Nawet przerażona. Właśnie przekroczyła granicę, której nie powinna była przekraczać.
"Ojcze. To wszystko było pomyłką. Mam prawo odrzucić mojego przeznaczonego partnera, prawda?" Luxuria próbowała zachować pozory.
Idealnie. Tylko wpadała głębiej w moją sieć. Pasowała do rodzaju kobiety, którą kocham. Silna. Zdecydowana. Odważna. Piękna. Uwielbiałem łamać je do posłuszeństwa.
Gdyby tylko wiedziała, czego chcę, nie próbowałaby udawać odważnej.
"Zlekceważyłaś wszystkie moje ostrzeżenia o wychodzeniu późno w nocy. Teraz masz swoją konsekwencję," Alfa Odren wściekł się, wskazując na mnie.
Ała. Ja? Konsekwencja? Teraz to najbardziej pochlebny komplement, jaki otrzymałem, odkąd postawiłem stopę w tym bagnie paczki.
Jestem konsekwencją, której nikt nie powinien pragnąć spotkać - ceną zbyt wysoką dla każdego.
"Tato? Dlaczego tak bardzo chcesz mnie wysłać z... z... z nim?" Zająknęła się.
Tym razem miała szczęście, że nie nazwała mnie tak, jak miała na końcu języka. Tak, byłem potworem, jak ludzie plotkowali. Ale nikt nie miał prawa mnie tak nazywać.
"On jest twoim partnerem. Nic na to nie poradzę." Odren powiedział z ostatecznością, którą podziwiałem.
Zobaczyłem przerażenie w oczach Luxurii. Wydawało się, że między ojcem a córką jest jakieś napięcie, ale nie mogłem tego dokładnie określić.
"Ceremonia zaślubin jest za dwa dni. Chcę, żeby wszystko było gotowe. Ona wyjedzie ze mną po ceremonii," powiedziałem, wstając na nogi.
Złapałem jej wzrok, śledzący płynne ruchy mojego ciała. Nie trzeba zgadywać, co przyciągnęło jej uwagę - moje żyłkowate ramiona, które zostawiały większość kobiet bez tchu. Większość kobiet, z wyjątkiem Rashiny...
Miałem na sobie bezrękawnik, który pozostawiał wiele do wyobraźni.
Rzuciłem jej ostatnie, nieczytelne spojrzenie, zanim wyszedłem z ich obecności bez słowa do niej.
PERSPEKTYWA LUXURII
Bogini! Cisza mnie zabijała. Czułam się duszona pod badawczym spojrzeniem Kahela. Patrzył na mnie z tak wielkim bólem i zdradą, że serce prawie przestało mi bić.
"Kahel..." Zawołałam, próbując złapać jego ręce, ale odsunął się.
Ćwierkanie nocnych świerszczy tylko dodawało do mojego cierpienia. Czułam nieodpartą chęć, żeby znaleźć każdego pojedynczego owada w tym lesie i zgnieść go w dłoniach.
Nigdy wcześniej nie miałam takiej chęci zabijania. Dlaczego teraz? To wszystko tworzyło doskonałą mieszankę frustracji dla mnie.
"Nie dotykaj mnie. Jak mogłaś mnie tak zdradzić, Luxurio? Dałem ci moje serce. Moją miłość. Wszystko. Byłem gotów umrzeć dla ciebie!" Kahel patrzył na mnie jak na obrzydzenie.
Nie mogłam znieść obrzydzenia w jego oczach.
"Nie. Wszystko działo się tak szybko," pozwoliłam, żeby łza spłynęła po mojej zimnej twarzy.
"Oh... Chcesz powiedzieć, że nawet nie zdałaś sobie sprawy, jak dobrze rozłożyłaś nogi dla niego, aż wlał swoje przeklęte nasiona w ciebie?" Kahel szydził, "Powiedz mi, że nigdy nie pragnęłaś jego dotyku po tym. Powiedz mi, Luxurio," zapytał, jego głębokie niebieskie oczy pragnęły, żeby zaprzeczyła wszystkiemu, co właśnie powiedział.
"Kahel... Proszę..." Szepnęłam.
"Świetnie. Nie myliłem się, jak widać." Zrobił krok w tył, "Wiesz co? Życzę ci szczęśliwego życia, Luxurio."
Nie. Nie powiedział tego do mnie. Nie. Był jedynym powodem, dla którego miałam ducha walki. Zawołałam, żeby go zobaczyć, abyśmy mogli wymyślić plan... Może plan ucieczki. Ale wydawał się bardzo niezainteresowany. Bardzo zraniony.
Na moich oczach Kahel zmienił się w swojego brązowego wilka i zniknął w lesie. W kierunku, którego się bałam.
Co on robił? Dlaczego zmierzał w kierunku północnej granicy?














































































































































































































