Rozdział 7
PUNKT WIDZENIA LUKSURI.
Nigdy nie wyobrażałam sobie, że ceremonia zaślubin może zakończyć się tak szybko. Skończyło się to tak prędko, że ledwo zdążyłam złapać oddech, nie mówiąc już o zapanowaniu nad myślami.
Już byliśmy w połowie granic Gór Popiołu. Powoli zaczęła do mnie docierać świadomość. Zostawiałam wszystko za sobą. Włącznie z Kahelem.
Łza zsunęła mi się po policzku, ale otrzepałam ją.
Podróż była cicha. Siedziałam na pięknym białym koniu. Jakby to miało sprawić, że poczuję się wyjątkowo.
Była już tak blisko pełni księżyca. Dlaczego się tak nie śpieszą? Dlaczego nie jadą szybciej? Czy tylko ja się tym martwię? A może plotki o Dzikiej Wataze to kłamstwa? A może jego potęga AshBlood pomaga mu się opanować?
Ten fakt również mnie przeraża. Ten człowiek nie jest tylko przeklęty. To jeden z najbardziej zabójczych rodzajów mrocznego czarownika, jaki kiedykolwiek żył.
Co ja zrobiłam bogini, że zasłużyłam na taki los?
Alfa Parthe pozostał milczący, nie wymienił ani jednego słowa z ludźmi, i wiedziałam, że lepiej nie zaczynać rozmowy. Jego milczenie było jakby rozkazem samo w sobie.
Po coś, co wydawało się wiecznością, weszliśmy na terytorium Dzikiej Wataży, a niedługo potem wjechaliśmy na teren siedziby watahy.
Było martwe. Żadnych dźwięków, żadnego ruchu, nikogo na horyzoncie, jakby całe miejsce zostało opuszczone przez żywe istoty. Przełknęłam ślinę, ta cisza gryzła moje nerwy. "Gdzie wszyscy są?" zdołałam zapytać, ale otrzymałam tylko milczenie, gdy zsiadali z koni.
Beta Tervan wyglądał tak samo stoicko jak jego Alfa. Alfa rzeczywiście zarażał swoich ludzi. W tej wataze wszyscy byli sadystami, przypuszczam.
Wreszcie zbliżyły się jakieś żywe istoty - kobieta, nieco starsza ode mnie, piękna do szaleństwa, zachowująca się z całą gracja tego świata, zbliżyła się do nas.
Trzy inne kobiety podążyły za nią. Z jej postawy wynikało, że była ważnym członkiem watahy.
Czy to jego siostra? Zastanawiałam się, ale pytanie zostało zodpowiedziane gestem kobiety, który sprawił, że serce mi stanęło.
"Alfa Parthe," zawołał kobiecym, srebrnym głosem w najbardziej czułym tonie. Zblizyła się do niego i objęła go ramionami, jakby chciała coś wyrazić.
"Kim ona jest?" zapytałam nawet zanim zatrzymałam się przed kontynuowaniem.
Nie znosiłam Alfy. Tak. Nie znosiłam. Ale był moim partnerem, więc było normalne, że poczułam odrobinę czegoś, gdy zobaczyłam inną kobietę wokół niego.
Ale wydawało się, że moje pytanie nie spodobało się Alfa Parthe.
Odwrócił się, patrząc na mnie groźnie.
"Pierwsza zasada przetrwania w mojej wataze - wtykaj nos tam, gdzie należy." Powiedział w tonie grozy, jego lodowate oczy teraz patrzyły na mnie z pogardą.
Kobieta spojrzała na mnie przez ramię i wróciła do obejmowania go, "Mam coś specjalnego dla ciebie. Chodźmy," uśmiechnęła się.
Dlaczego jej uśmiech wywołał we mnie takie emocje? Czy jej uśmiech był tak piękny?
Parthe poszedł za nią, nawet nie spojrzał na mnie.
"A ja co? Mam stać tutaj i czekać, podczas gdy twój..." Przerwałam, połykając zazdrość, która groziła mnie połknąć, "podczas gdy ona cię zabiera?" zabrzmiałam jak głupia nastolatka.
Parthe nawet na chwilę się nie zatrzymał. Zniknął z oczu.
Trzy kobiety, które przyszły z tamtą kobietą, zostały z tyłu, i zastanawiałam się dlaczego.
"Będziemy się tobą zajmować. Chodź za nami." Powiedziała jedna z nich, i natychmiast posłuchałam. Beta Tervan i inni mężczyźni udali się do fortecy.Zostałem zaprowadzony na daleki koniec twierdzy. Nie wiedziałem dlaczego, ale było mi obojętne. W końcu nie chciałem być nigdzie blisko Alfę Parthe.
"Dziękuję," przywitałem dziewczyny, które ukłoniły się, jakby obsługiwanie mnie sprawiało im przyjemność. "Gdzie wszyscy się podziali? Dlaczego nie ma ludzi w domach stada?" Nie mogłem powstrzymać swojej ciekawości.
"Stałeś się częścią stada. Dowiesz się w odpowiednim czasie. Tymczasem," ta, która wydawała się być ich liderką, zaczęła, podając mi fiolkę, "Nanieś to na całe ciało i zostań w domu. Nie wolno ci wychodzić z domu przez całą noc."
Moja ciekawość została wzbudzona. "Dlaczego?"
"Postępuj zgodnie z instrukcjami. Tak powiedział Alfa. A nie znosi nieposłuszeństwa." Powiedziała grzecznie.
Już ją lubię. Wydaje się miła. "Jak masz na imię?" zapytałem, pozwalając swoim pytaniom zaniknąć. I tak nie miałem zamiaru wychodzić.
"Leisha." Odpowiedziała.
"Leisha," powtórzyłem. "Lubię cię. Byłaś dziś pomocna," powiedziałem do niej, a ona zarumieniła się. Jej pulchne twarz natychmiast zrobiła się czerwona.
"Dziękuję," przywitała się, zanim skinęła innym, żeby wyszli. "Do zobaczenia jutro. Bez względu na okoliczności, nie otwieraj drzwi. Nie wychodź."
Wyglądała naprawdę miło. Nie wyglądała jak typowa służąca. Ale też nie wydawała się być kimś ważnym w stadzie. Zastanawiałem się, kim tak naprawdę była.
ALFA PARTHE.
Jej ciekawe spojrzenie mnie prześladowało. Nagle straciłem zainteresowanie wszystkim, co Shita do mnie mówiła i robiła.
Zabrała mnie, żeby pokazać mi swój nowy przepis. Pracowała nad nim od dłuższego czasu i udało jej się poczynić postępy.
Mówi, że ten jest bardziej skuteczny i powstrzyma efekt klątwy niż zioła Negula.
Shita, główna lekarka mojego stada i wiedźma, to błogosławieństwo, którego słowa nie do końca oddają. Jej talent z ziołami jest niezrównany, ale to jej mistrzostwo w innych... bardziej przyjemnych sztukach, które czynią ją naprawdę bezcenną.
Nie zamieniłbym jej na nic.
Spośród wszystkich moich kochanek, ona ma specjalne miejsce w moim sercu.
Pełnia księżyca już zawisła na niebie, a klątwa zaczęła już działać. Mierzyłem się z tą Klątwą od jedenastego roku życia. Jestem do tego przyzwyczajony. Ból i tortury, które przynosi. Nic dziwnego, że ból nie robi na mnie wrażenia.
Shita była jedyną osobą, która mogła być w bliskim sąsiedztwie ze mną w takich chwilach. Jej rytuał powstrzymujący był niezrównany.
Dzięki niej, nie tracę kontroli często. A nawet gdy tak się dzieje, moi członkowie stada zawsze są bezpieczni. Dzięki maści Lin'car, którą każdy członek Stada Dzikich Wilków używa, by zakryć i osłonić się w każdą pełnię księżyca.
Maść maskowała ich naturalny zapach, sprawiając, że pachniały jak sama ziemia – jak wilgotny mech, świeża ziemia i rozgniecione igły sosny. Jak dotąd, to właśnie te zapachy uspokajały bestię.
Zapachy, które uspokajały bestię we mnie. Sprawiały, że znikały, okryte w esencji dzikiej natury, nieuchwytne i nieosiągalne.
Mimo wszystko, Luxuria wciąż znajdowała sposób, żeby wkradać się do mego umysłu, oplatając każdy zakamarek i zatruwając każdą sekundę.
"Słuchasz?" Shita zapytała, badając mnie.
"To się zaczęło. To się..." Zanim mogłem dokończyć swoich słów, głośne, ogłuszające warczenie opuściło moje gardło, wstrząsając fundamentami stada.
Pełny efekt klątwy właśnie się objawił.














































































































































































































