Mój mały błyszczyk do butów.
Rozdział Trzeci.
Perspektywa Ace'a:
Jest tylko jeden chłopiec, który odblokował moje serce – chłopiec z kijem, pucybut. Poznałem go, gdy poszedłem robić zamieszanie z miejscowymi dzieciakami w naszej nowej dzielnicy. Moi rodzice byli zajęci dyskusjami o polityce z grupą oportunistów – lizusów, tak ich nazywałem, próbujących przypodobać się mojemu ojcu, który posiadał osiemdziesiąt procent Moskwy. Trzymali się go jak pijawki, wyciągając, co mogli, podczas gdy moi rodzice spełniali swoje fantazje.
Kiedy miałem pięć lat, zostałem porwany. Po zapłaceniu okupu i moim bezpiecznym powrocie, rodzice zatrudnili ochroniarzy, którzy śledzili mnie jak bezradne pisklę. To było frustrujące. Nigdy nie miałem luksusu swobodnego bawienia się z innymi dziećmi, a kiedy zmęczyłem się byciem sam, rodzice zorganizowali grupę nowych pracowników, którzy mieli dzieci. Te dzieci stały się moimi towarzyszami zabaw, gdy dorastaliśmy razem.
Ale to nie wystarczało. Pragnąłem więcej doświadczeń. Za każdym razem, gdy rodzina zabierała mnie na jedno ze swoich spotkań, znajdowałem sposób, by się wymknąć i szukać własnych przygód. Tego dnia nie było inaczej. Przemknąłem obok czujnych oczu moich ochroniarzy i wkrótce znalazłem się przy fontannie, gdzie stało czworo dzieci, każde trzymające siatkę.
Na początku myślałem, że łowią ryby, ale to była fontanna – jakie ryby mogłyby tam być? Ignorowałem ich, dopóki nie zauważyłem, że chłopiec przechodzi przez ulicę do mężczyzny, którego natychmiast rozpoznałem.
Don Lee Ivanov – największy wróg i sojusznik mojego ojca. Nigdy nie rozumiałem tych ludzi. Była między nimi wyraźna gra nienawiści, ale nie mogli istnieć bez siebie. Zajęło mi trochę czasu, zanim zrozumiałem, że w tej grze trzeba trzymać przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.
Mały chłopiec, który nie mógł być starszy ode mnie o więcej niż dwa lata, uklęknął, by wyczyścić buty Dona. Wyraźnie nie miał pojęcia, kim był ten mężczyzna; po prostu próbował zarobić na chleb. Ale ten mały chłopiec zdobył moje serce. Kiedy uśmiechnął się na coś, co powiedział Don, poczułem ukłucie w gardle i w tej chwili zapragnąłem zdobyć jego uśmiech, żeby mógł się uśmiechać tylko dla mnie.
Silne emocje jak na dwunastolatka, ale mi to nie przeszkadzało. Byłem nim zafascynowany – jego włosy, błyszczące czarne, falowały i tańczyły na wietrze jak skrzydła ptaka trzepoczące przed startem. To był wspaniały widok. A potem były jego oczy… Nigdy nie widziałem takich jak te. Jedno było jasnobrązowe, a drugie intensywnie niebieskie. Nawet z daleka widziałem, jak błyszczały i migotały w słońcu.
„Oddaj to!” – krzyknął jeden z chłopców, wyrywając mnie z zamyślenia. Odwróciłem się, by zobaczyć chłopców, którzy skończyli swoje bezcelowe łowienie i teraz zbierali monety ze swoich siatek.
Nie łowili ryb; kradli monety wrzucane do fontanny – kradli życzenia ludzi.
Jakie to okrutne.
Zauważyłem przechodzącego policjanta i zawołałem go.
„Hej, panie władzo! Ci mali złodzieje kradną monety z fontanny!” Policjant zagwizdał, a chłopcy szybko wrzucili monety i swoje siatki z powrotem do fontanny, zanim uciekli.
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Dobrze im tak. Z jednej strony był chłopiec polerujący buty na życie, a z drugiej, niektórzy kradli monety. Co za dziwny świat, w którym żyliśmy.
Zobaczyłem, jak chłopiec wstaje i biegnie ulicą. Poszedłem za nim, zauważając, że inni chłopcy tylko czekali, aż policjant odejdzie, zanim zaczęli mnie gonić. Nie uciekałem, bo mnie ścigali; z łatwością poradziłbym sobie z całą czwórką. Żaden problem. Ale za nimi byli moi ochroniarze, a nie byłem jeszcze gotowy wracać do rodziców. Więc pobiegłem w tym samym kierunku, w którym poszedł chłopiec.
Cokolwiek sprawiło, że pomyślał, że potrzebuję ochrony, było dla mnie niezrozumiałe. Nawet gdybym nie mógł poradzić sobie z chłopcami, moi ochroniarze z łatwością by ich załatwili. Ale kiedy chłopiec, na którego wpadłem, złapał mnie za rękę i zaczął mnie ciągnąć, nie miałem wyboru, musiałem posłusznie za nim iść.
To był pierwszy raz, kiedy nie walczyłem ani nie kłóciłem się; po prostu pozwoliłem mu prowadzić mnie w dół alejki, uśmiechając się. Kiedy wepchnął mnie za siebie i wyciągnął kij, uśmiech pozostał na mojej twarzy, jak u zagubionego szczeniaka, który znalazł troskliwego nieznajomego oferującego chleb. Stałem za nim, obserwując, jak macha kijem w stronę jednego z chłopaków, powodując, że reszta uciekła.
Silny.
Pomyślałem. Oczywiście musiał być silny; chłopak, który sam radzi sobie na ulicach, musiał rozwinąć w sobie pewną formę buntu.
Gdy zostaliśmy sami, warknął na chłopaka, który został, ale większości tego, co mówił, nie mogłem zrozumieć. Nagle przypomniałem sobie, że nie podziękowałem mu za pomoc – pomoc, której technicznie nie potrzebowałem, ale nie chciałem wydawać się niegrzeczny wobec chłopaka o dwukolorowych oczach. Zacząłem mamrotać swoje podziękowania, gdy pojawili się moi ochroniarze, a chłopak uciekł.
Ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłem go ponownie, gdy przejeżdżaliśmy obok. Zauważył mnie, ale nie zdążyłem poznać jego imienia. Nie wiedziałem o nim nic poza jego oczami i tym, że był pucybutem.
Tydzień po tym incydencie wysłano mnie za granicę do szkoły z internatem, ale bez względu na to, ile czasu minęło, chłopak, który wywarł na mnie takie wrażenie, trwał w moich myślach jak stojąca woda. Im starszy się stawałem, tym bardziej zajmował moje serce, aż nie było w nim miejsca dla nikogo innego. Beznadziejny romantyk dla chłopaka, którego mogłem już nigdy nie zobaczyć.
Wiesz, co mówią o przeznaczeniu działającym w tajemniczy sposób?
Cóż, wróciłem do domu na swoje urodziny, które moi rodzice postanowili świętować w noc charytatywnej gali. Tego wieczoru, niechętnie ubrany, usiadłem z rodzicami przy specjalnym stole dla elity, gdy zobaczyłem go ponownie. Był z Donem Lee i jego córką. W tamtym czasie nie rozumiałem związku, co tylko bardziej mnie zirytowało. Tak bardzo, że chciałem oderwać rękę Niny od jego ramienia. Pochyliła się ku niemu, a mnie zrobiło się niedobrze.
Nie myśląc, wstałem, ale śmiertelne spojrzenie mojego ojca zmusiło mnie do powrotu na miejsce, choć z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Ceremonia rozpoczęła się, a los ponownie zagrał swoją okrutną kartą, sadzając Donę zaledwie kilka stołów od nas. Mój wzrok instynktownie skierował się ku chłopakowi o dwukolorowych oczach, a ja poczułem niewytłumaczalną tęsknotę.
Urósł, jego włosy miały teraz odcień brązu, ułożone w swobodny sposób. Wolałem, gdy jego włosy falowały jak skrzydła ptaka, ale jego oczy straciły iskrę, którą widziałem i której nigdy nie zapomniałem. Zamiast tego wyglądały na zmęczone, jakby wolał być gdzie indziej. Nie mogłem go winić; czułem to samo.
Ani razu nie spotkał mojego wzroku, bez względu na to, jak desperacko tego pragnąłem. W pewnym momencie byłem przekonany, że celowo unikał kontaktu wzrokowego. Było niemożliwe, żeby nie czuł mojego spojrzenia, które pochłaniało go jak wykwintny deser.
Cholera, jestem takim zboczeńcem.
Ugryzłem się w język, oderwałem wzrok, a wtedy poczułem jego spojrzenie na sobie. Całe moje ciało zesztywniało, zamarłem, bojąc się, że jeśli się poruszę, on odwróci wzrok. Pozostałem nieruchomy, a kiedy już nie mogłem tego znieść, delikatnie przesunąłem szklankę, ustawiając ją pod odpowiednim kątem. Jego odbicie pojawiło się na srebrnym obrzeżu, a ja spotkałem się z nim wzrokiem przez szkło.
I wtedy zrobiłem najgłupszą rzecz, jaką mogłem – uśmiechnąłem się. Jego wzrok spoczął na szklance i chwila minęła. Musiałem zrozumieć jego związek z Donem, z arcywrogiem mojego ojca. Gdy tylko przyjęcie dobiegło końca, skonfrontowałem się z jednym z moich ochroniarzy.
„Don adoptował go w jego jedenaste urodziny” - odpowiedział strażnik głosem twardym jak skała. „Krąży plotka, że Don Lee wybrał go na przyszłego męża dla swojej córki.”
Słowa strażnika rozpaliły we mnie wściekłość, która wrzała jak burza. Przyszły mąż? Po moim trupie. Zdobyłbym go dla siebie, nawet gdyby oznaczało to podpalenie całego świata.













































































