2 Cień przeszłości
Lodowata woda jest orzeźwiająca, gdy łykam ją ze szklanego kubka, jej chłód muska moje podniebienie. Resztki skręta, który właśnie wypaliłem, unosi się w powietrzu, jego zapach wtopiony w mój krwisto-czerwony sweter.
Śmierdzą. Potrzebuję prysznica.
Moje zmrużone oczy są jeszcze bardziej zaczerwienione niż zwykle – bezpośredni skutek wypalenia całego gramu samemu.
Skrzyżowawszy ramiona na piersiach, chwytam brzeg mojej bluzy i podkoszulki, zanim podciągam je w górę i zdejmuję z głowy. W stanie nieważkości, kiedy zdaję sobie sprawę z moich kolejnych ruchów, stoję nagi pod prysznicem, z wrzącą wodą spływającą przez moje włosy sięgające do pasa.
Słodki zapach szamponu truskawkowego, który myje moje włosy, sprawia, że uśmiecham się z zadowoleniem, rzucając głową do tyłu i przeciągając przez nie palcami. Nic nie sprawia mi większej radości niż gorący prysznic podczas lotu na dziewiątym obłoku.
No cóż, chyba że wykluczymy dziesięć pikantnych skrzydełek z bawarką i pudełko frytek, które planuję pochłonąć po skończeniu.
Po umyciu ciała moim ulubionym balsamem do ciała z wanilią i kokosem oraz spłukaniu włosów, znajduję się owinęty ręcznikiem, siedząc u stóp mojego łóżka. Na luzie nawilżam skórę moim ulubionym balsamem do ciała z masłem kakaowym, ignorując krople wody spływające z końcówek moich mokrych włosów.
Te skrzydełka będą miażdżyć.
Uśmiecham się jak idiota, fantazjując o dostawie, na którą tak niecierpliwie czekam. Tymczasem poświęcam kolejne minuty na czesanie włosów, wcielając się w czystą parę miękkich czarnych legginsów, wygodny czarny biustonosz bez ramiączek, za dużą pastelową żółtą koszulkę i moje ulubione skarpetki w krowi wzór. Między aplikacją nawilżacza do twarzy i dezodorantu wpatruję się w aplikację dostawczą, obserwując, jak tracker prowadzi kierowcę, aby skręcił w uliczkę prowadzącą do mojego bloku.
„Eeeeeep!” piszczę z ekscytacją, kiedy odwracam się, by wybiec z łazienki, zostawiając telefon na blacie. Tylko kilka sekund zajmuje mi dojście o stopę od niego, i zaraz po zatrzymaniu się, rozbrzmiewa stukot.
*TAK!
Z uśmiechem na ustach pewnie chwytam za klamkę, opuszczając kciuk na zamek. Po znajomym kliknięciu otwieram drzwi, a gdy moje oczy wznoszą się, by spotkać spojrzenie tego, kogo oczekuję, że będzie kurierem, moje serce przestaje bić.
Ty…
Jego złoto-brązowe oczy mnie zauroczają, wysyłając dreszcz po mojej kręgosłupie. Przez chwilę jest tak, jakbym utknął w limbo czasu, i jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić, jest powrót do wspomnień z ostatniego razu, gdy go widziałam.
Właśnie skończyłam 18 lat i zostało mi tylko kilka miesięcy do ukończenia szkoły średniej. Mój brat powiedział, że znów będzie całą noc poza domem. Powiedział, że będzie zajęty pracą, i pomimo że kazał mi zostać w domu, bezczelnie postanowiłam sprzeciwić się jego życzeniom, robiąc szybki skok do pobliskiej stacji benzynowej.
Bardzo chciałam batonika czekoladowego.
Jeśli mam być pechowcem przez całe życie, czyż nie wiem o tym?Po staniu w przejściu przez pięć minut, starannie skanując półki, wreszcie zawęziłam wybór do dwóch różnych batonów czekoladowych. Wiedziałam, że nigdy nie zdecyduję się, jeśli spróbuję zmusić się do wybrania tylko jednego, dlatego postanowiłam, że ta noc będzie nocą, kiedy z przyjemnością pochłonę funta czekolady i herbatę z mlekiem kokosowym—idealny przepis na przypływ cukru, by przetrwać następny sezon "Synów Anarchii".
Zrobiłam kroki w stronę odległego końca sklepu convenience, zatrzymując się przed dużymi lodówkami obok korytarza prowadzącego do pomieszczenia magazynowego i toalet. Gdy sięgnęłam po srebrną klamkę, moje oczy przywarły do białej butelki z płynem, gdy nagle silna dłoń chwyciła mój górny ramię, wciągając mnie do korytarza.
Zanim zdążyłam wydusić dźwięk, moje usta zostały złączone, a druga dłoń mocno przykryła mi usta. Mój jęk został stłumiony, a moje oczy rozszerzyły się, gdy skupiły się na parze złoto-brązowych źrenic.
On szepnął cicho, szeptając, "Cisza..."
Te oczy—te piękne złoto-brązowe oczy—znowu patrzą na mnie.
To wszystko zbyt znajome: zanim zdążę wydusić dźwięk, jego dłoń znajduje tył mojej głowy, a druga mocno przykrywa moje usta, gdy sam zaprasza się do mojego domu. Zatrzymuje mi się oddech w piersiach, moje oczy rozszerzają się, gdy para mężczyzn w skórzanych kurtkach, których wcześniej nie zauważyłam, zaprasza się do środka za nim, cicho zamykając za sobą drzwi.
Przez chwilę—tylko przez chwilę—przekonuję się, że to moje złudzenia. Mówię sobie, że ten skręt, który paliłam, nie był tylko skrętem i mam halucynacje.
Niestety, nie mogłoby być dalej od prawdy.
Gdy mój plecy trafiają w ścianę, moje ręce wędrują na jego przedramię, próbując odepchnąć go ode mnie, gdy on trzyma swój chwyt nieruchomo. Nie ustępuje, a z sercem w gardle próbuję krzyczeć, ale jestem głęboko rozczarowana: moje krzyki są stłumione.
"Teraz, teraz, laluniu," syknął. Jego oczy wbijają się w moje, ostrzegając mnie, żebym przestała się przeciwko niemu buntować.
Okej... okej.
…
Proszę, nie rób mi krzywdy...
Z jękiem wydobywającym się z mojego gardła, zmuszam moje drżące ręce do oderwania go od siebie, podnosząc je obok mojej głowy.
Poddaję się—tak jak zrobiłam tamtego dnia.
Poddawałam się—nie wiedząc, że zaraz uratuje mi życie.
Skinął w kierunku kasy, moje oczy odwróciły się na bok, widząc parę mężczyzn stojących po drugiej stronie lady z bronią skierowaną na kasjera. Brązowy turban na głowie kasjera drżał wraz z jego dłońmi, gdy z nerwowym pośpiechem otwierał kasę dla wysokich mężczyzn w czarnych maskach.
"Pośpiesz się, cholera!" Zaszczekali na przerażonego mężczyznę.
"Przepraszam! Przepraszam!" Krzyczał swoim gęstym akcentem indyjskim, podnosząc ręce do góry i cofając się, pozwalając bandytom opróżnić kasę.
Ale to nie wystarczyło.
To nie wystarczyło, że dostali to, czego przyszli szukać, i pomimo wykonania rozkazu, przestępca trzymający broń na niego, podczas gdy jego kolega opróżniał kasę, oddał serię kul w klatkę piersiową kasjera.
Moje ciało mimowolnie szarpnęło się, łzy, których nie zauważyłam zbierające się na brzegu moich oczu, nagle spadły, gdy obserwowałam, jak mężczyzna zapada się na twardą podłogę. Drżałam pod jego chwytem, mój wzrok wracając do mężczyzny, który trzymał mnie cicho przy ścianie.Jego spojrzenie uważnie obserwowało parę przestępców, jego ręka puściła mój ramię, sięgając za kołnierz czarnej skórzanej kurtki. Światła fluorescencyjne odbijały się od błyszczącego srebrnego pistoletu, który wyciągnął, trzymając go pewnie i stabilnie, kiedy przesunął go na bok.
Był gotowy, palec na spuście, gdy obserwował, jak mężczyźni szybko przeskanowali alejki, zanim wybiegli ze sklepu. Gdyby nie drżący oddech, który usłyszałam, przemknąłby między jego wargami, nie zauważyłabym, że wstrzymywał oddech.
Nie dał mi szansy wzięcia swojego, jego ręka zsunęła się z moich ust tylko po to, by złapać mnie za ramię i pociągnąć w dół korytarza do pomieszczenia gospodarczego.
Nie pytałam go, poszłam chętnie, jakbym miała wybór.
Przechodząc obok skrzyń ustawionych na skrzyniach, zaprowadził mnie do szerokich, białych drzwi, na których wielkimi czerwonymi literami było napisane „Wyjście”. Słyszałam pisk opon i wycie policyjnych syren, i w środku tego, co myślałam, że będzie moją ostatnią nocą, nie zawahałam się wskoczyć do lśniącego czarnego pick-upa z mężczyzną, który wciąż trzymał pistolet w dłoni.
Tym samym pistoletem, który teraz wyjmuje z kabury ukrytej za kołnierzem szarej marynarki. Światło odbijające się od srebrnej broni sprawia, że moje niespokojne serce mocniej bije w mojej klatce piersiowej, oczy śledzą go, gdy przesuwa go na bok.
„Nie muszę ci mówić, żebyś nie krzyczała, prawda, Mercy?”
Dźwięk mojego imienia, które wydobyło się z jego ust sprawia, że krew mi zastyga w żyłach. Ten sam niski, ochrypły głos, który rozbrzmiewał w moich uszach przez miesiące, rezonuje jak paraliżujące wezwanie syreny syreny.
To jakbym nagle otrzeźwiała, i żadna ilość trawki na świecie nie mogłaby uspokoić mojego nieregularnego oddechu. Pomimo kręcenia się w moim pustym żołądku, kiwnęłam głową.
Nie. Będę cicho... przysięgam.
Mimo to on waha się, studiując moje pełne strachu oczy, zanim niechętnie opuszcza dłoń z moich ust. Powstrzymuję się od wołania o pomoc, opuszczając ręce z boku głowy. Jestem ostrożna, skrzyżowując je pod piersiami, przytulając się w desperackiej próbie uspokojenia swojego niepokoju.
„C-Co chcesz?” bełkoczę bezradnie, mój głos jest delikatniejszy, niż zamierzam.
Uśmiech, który kiedyś gościł na jego ustach, wraca, jak gdyby nigdy nie odszedł, i szydzi ze mnie, drażni mnie dla własnej rozrywki. „Co się stało, laluniu? Myślałem, że tęskniłabyś za mną.”
Wtedy nie wiedziałam.
Gdy siedziałam na przednim siedzeniu jego pick-upa, zbyt rozkojarzona pistoletem w jego dłoni, żeby zauważyć zapach nowego samochodu, jedyne, co mogłam zrobić, to ściskać się do uchwytu drzwi, gdy odjeżdżał. Syreny wyciągające za nami były najmniejszym z jego problemów, przejeżdżając przez czerwone światła, jakby to był kolejny zwykły piątkowy wieczór.
Jego ostry żuchwa opadła pod starannie przyciętą brodą, jego spojrzenie co jakiś czas spoglądało w lusterko wsteczne. Po przejechaniu kilku mil od miejsca zdarzenia, wjechał na pusty parking przy plaza, parkując ogromny pojazd między dwoma wolnymi miejscami.Zgasił światła, a gdy jego palce objęły broń spoczywającą na kolanach, przechylił głowę na bok, odwracając się, by na mnie spojrzeć. Nie zdawałam sobie sprawy, ale wciąż trzymałam się dwóch batoników czekoladowych w dłoni.
Zauważył to.
Był nonszalancki, ostrożnie umieszczając broń z powrotem w kaburze za klapy swojej marynarki, zanim sięgnął w moją stronę. Mimowolnie wzdrygnęłam się, moje oczy zwróciły się na jego dłoń, gdy nagle zabrał mi jeden z batoników. Patrzyłam, jak rozrywał opakowanie, odkrywając je, zanim wziął hojny kęs.
„Hmm…” szepnął z namysłem, skinął z aprobatą, patrząc na ugryziony batonik czekoladowy w swojej dłoni. „Świetny wybór.”
Przez długi moment zachowałam milczenie.
Nie znałam go. Nie wiedziałam, jakie ma plany wobec mnie—jeśli w ogóle jakieś miał.
Miałam słuchać Leviego… Miałam zostać w domu.
Po trzecim kęsie, tylko dwa kęsy przed zakończeniem reszty batonika w jego dłoni, mamrotałam: „Kim jesteś?”
„Facet, który właśnie uratował ci życie,” mruczał bez wahania, jego ochrypły głos zabarwiony arogancją. „A ty kim jesteś?” Uniósł brew, machając ręką w moim kierunku z batonikiem w dłoni.
Mimo że każda kość we mnie mówiła, żebym wyskoczyła z samochodu i uciekła jak najdalej od niego, strach nie zdołał zdominować mojego otwartego umysłu.
„Mercy,” powiedziałam cicho. „Nazywam się Mercy… Carter.”
Zauważyłam: iskrzący zaciekawieniem blask, który błysnął w jego oczach.
„Masz jakieś powiązania z Levi Carterem?”
I zaczynamy.
„To mój brat,” wyznałam, i chociaż część mnie bała się, że skłoni mnie do spadnięcia z samochodu i oddalenia się ode mnie—tak jak robią to większość facetów—nie mogłam się oprzeć dumie, wiedząc, że jego imię niesie taką wagę.
Zaskakująco, surowy wyraz jego twarzy prawie się nie zmienił. Zamiast tego, nisko szepnął: „Interesujące.” Bezdźwięczny śmiech wydobył się z jego gardła, a jęknął językiem. „Mercy…” jego głos zaginął, gdy wymówił moje imię z hiszpańskim akcentem. „Ładne. Pasuje do ciebie.”
Gdy zabrał ostatni kęs, przyglądałam mu się z ciekawością, i to był pierwszy raz, kiedy naprawdę się na niego przyjrzałam. Jego doskonałe rzęsy podkreślały pełny kształt jego oczu, jego pełne usta zabarwione naturalnym różem, a jedwabista czarna grzywa została starannie zaczesana na bok. Biała koszulka, którą miał pod czarną skórzaną kurtką, była przylegająca, obcisła wokół jego wydatnego, muskularnego torsu.
Czy jest Włochem czy Hiszpanem?
„Jak masz na imię?” zapytałam, gdy dźwięk zgniatania pustego opakowania w jego dłoni dotarł do moich uszu.
Zatrzymał się, jego oczy skierowane na mnie. Przez długi moment nie wydał dźwięku, i byłam prawie przekonana, że nie ma zamiaru odpowiedzieć. Dopóki nie rzucił zgniecionym opakowaniem na schowek umieszczony pod systemem multimedialnym w samochodzie.
„Marcel.”
Włoch?
Ale się myliłam. Nie był tylko Włochem, a niestety, kiedy dowiedziałam się prawdy, było już za późno.
















































































































