4 Opiekun mojego brata
Nikt nie mówi o tym, jak pierwszy mężczyzna, któremu zdecydujesz się oddać, ma nad tobą władzę - nawet jeśli to tylko odrobina tej władzy.
Chyba dlatego nie powinno się oddawać dziewictwa mężczyźnie, którego dopiero co poznałaś.
Chociaż problemem nie było to, że mu je oddałam. Problemem było to, że to jemu je oddałam.
Mimo wszystko, był dla mnie miły. Zamiast od razu odejść po tym, jak mnie rozkwitł, został i trzymał mnie aż do rana, kiedy zerwałam się z łóżka, słysząc, jak samochód mojego brata wjeżdża na podjazd.
Głośno westchnęłam, moje ręce drżały z adrenaliny, gdy stuknęłam Marcela w ramię, nerwowo wołając: „Marcel! Mój brat jest w domu!”
Jego oczy otworzyły się natychmiast, ale nie wydawał się ani trochę zaskoczony, i w tym momencie powinnam była wiedzieć. Powinnam była wiedzieć, że mężczyzna, który tylko wydawał się zainteresowany faktem, że dziewczyna siedząca w jego samochodzie jest siostrą słynnego bandyty z miasteczka, a nie ostrożny, jest kimś, kto jest o wiele bardziej groźny niż sam bandyta. W końcu ostrzegał mnie, że jest niebezpieczny. Po prostu nie sądziłam, że może być gorszy niż człowiek, z którym mieszkałam.
Ale się myliłam.
Był gorszy.
Jest o wiele gorszy.
Mój wzrok zatrzymuje się na parze mężczyzn rozkładających pieniądze z torby na kuchennym blacie, licząc je dla Marcela, który patrzy na mnie. Z rękami skrzyżowanymi pod piersiami, od czasu do czasu rzucam mu ukradkowe spojrzenie, próbując przełknąć suchość w gardle. Choć jestem pewna, że mam pojęcie o powadze sytuacji, niemal desperacko chcę podejść do lodówki i wziąć zimną butelkę wody.
Aż przypominam sobie, że na mojej nocnej szafce wciąż stoi pół pełna szklanka.
Czy mogę się ruszyć..?
Mój wzrok wraca do Marcela, który opiera się na czarnym stołku. Po uwolnieniu mnie z uścisku, odepchnął mnie z powrotem na łóżko i usiadł bez słowa. No, bez słowa oprócz rozkazu dla swoich pachołków, mówiącego im, żeby liczyli jego pieniądze.
Przecież tylko piję wodę. Gdzie niby miałabym pójść?
Przełykam swoją tchórzliwość i niechętnie wstaję, prostując się na nogach. Para oczu, które mnie obserwują, sprawia, że się waham, a gdy drżący oddech przechodzi przez moje usta, niechętnie odwracam się na pięcie i ostrożnie ruszam w stronę nocnej szafki.
Jest malutka, ale zimna woda całująca mój język to ulga, która na chwilę sprawia, że zapominam, że w pistolecie Marcela jest kula z moim imieniem.
To naprawdę zabawne.
Tamtego dnia, myślałam, że w pistolecie mojego brata jest kula z jego imieniem.
Rozważałam błaganie go, żeby wyskoczył przez okno, dopóki nie przypomniałam sobie, że moja sypialnia nie ma okna, a jego najlepszą opcją było wymknięcie się tylnymi drzwiami, podczas gdy ja próbowałam odwrócić uwagę Levi'ego.
Wybiegłam z sypialni, niemal biegnąc przez korytarz, tylko po to, by zobaczyć, że Levi już stoi w kuchni. Jego ręka, posiniaczona i zakrwawiona, była owinięta wokół uchwytu lodówki, a jego wzrok skupiony na resztkach ryżu i kurczaka w miodzie i czosnku, które zrobiłam noc wcześniej, zanim wyjechał.
„Hej…” zawołałam nerwowo, patrząc na jego spuchnięte kostki. „Wszystko w porządku?” Moje głos drżał nieznacznie, gdy zmarszczyłam brwi w trosce.
Uniósł brew, odwracając swoje piwnozielone oczy, by spotkać moje. Nie zauważyłam siniaka na jego policzku, dopóki nie odwrócił głowy do mnie, pozwalając, by drzwi lodówki zamknęły się przed nim. „W porządku,” odpowiedział obojętnie, opuszczając zranioną rękę, subtelnie próbując ją ukryć przede mną. „Wstałaś wcześnie.”
„Pozwól, że na to spojrzę,” zignorowałam jego potwierdzenie, przemieszczając się wokół kuchennej wyspy i podchodząc do niego.
„Mercy…”
Zignorowałam go, biorąc jego rękę do mojej. „Co ty zrobiłeś?!” Mój głos był głośniejszy, niż zamierzałam, moje oczy wbiły się w jego, gdy wyrwał rękę z mojego uścisku.
„Jestem w porządku,” mruknął, odwracając głowę ode mnie.
„W porządku?” zastanawiałam się, impulsywnie chwytając jego kwadratową szczękę, przekręcając jego głowę na bok. Tam było: duży fioletowy siniak na boku twarzy i rozbita warga. „Nie wyglądasz na w porządku, Levi. Co się stało?”
Spojrzał na mnie tym spojrzeniem, które znałam aż za dobrze, tym, które mówiło, że nie powie mi nic, ale będzie wdzięczny, jeśli pomogę mu się oczyścić.
Westchnęłam beznadziejnie, wskazując na krzesło przy stole jadalnym. „Przyniosę apteczkę,” mruknęłam z rezygnacją, ale zanim zdążyłam się odwrócić w stronę szafki, jego ręka nagle chwyciła mój ramię, ochronnie odsuwając mnie z drogi i za siebie.
Głośny oddech rozdzielił moje usta, moje głowa odwróciła się na bok tylko po to, by zobaczyć Marcela stojącego tuż przed korytarzem, kilka kroków od Levi i mnie.
„Mercy…” głos Levi’ego, groźnie niski, rezonował z ostrożnością, ostrzegając mnie, „Idź do mojego pokoju i nie wychodź, dopóki ci nie powiem.”
Wskazał przez kuchnię, w przeciwnym kierunku, gdzie stał Marcel z uśmiechem na ustach i błyskiem rozbawienia w oczach – spojrzeniem, którego wcześniej nie widziałam na jego twarzy.
Moje serce było w gardle, bijąc mocno, gdy naciskałam, „Levi? Co się dzieje..?”
„Jesteś na haju,” głos Marcela wyciąga mnie z myśli, mój wzrok odwraca się, by spotkać jego złoto-brązowe tęczówki, gdy opuszczam teraz pusty szklankę z mojej twarzy, kładąc ją na nocnym stoliku.
Nie wystarczająco na haju…
Bez słowa wracam na koniec łóżka i znowu siadam na nim.
„Co się z tobą stało, laleczko?” Prawie brzmi szczerze, ciekawość błyszczy na jego twardych rysach, gdy odpowiada, „Byłaś taka… niewinna.”
Parsknęłam lekko, rozbawiona wspomnieniem mojej naiwności. Są chwile, że chciałabym wrócić, chwile, że chciałabym nie wiedzieć wszystkiego, co teraz wiem.
Ignorancja jest błogością.
Wydycham, niestety, „Dorosłam.”
Po tym dniu przestałam próbować nawiązywać przyjaźnie, bo przestało mieć znaczenie, że ich nie miałam. Przestało mieć znaczenie, że bez mojego brata byłam zupełnie sama.
Lepiej być samotną niż popełnić ten sam błąd ponownie – tak sobie mówiłam.
Chodziłam po pokoju Levi’ego, moje serce biło dziko przeciwko mojej klatce piersiowej, każdy krok był bolesną sekundą oczekiwania. Gdy drzwi w końcu się otworzyły, klamka prawie zrobiła dziurę w ścianie, Levi wpadł do środka, jego twarz wykrzywiona w gniewie, jego oczy płonęły jak pożar.
„Kiedy mówię ci, żebyś coś zrobiła, to cholernie to robisz!” Warknął, jego głos rezonował z furią, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam.
Drgnęłam, cofając się mimowolnie. „Przestań…” szepnęłam, mój głos ledwie drżał w powietrzu. „Przerażasz mnie…” Pokój wydawał się mniejszy, ściany zbliżały się, gdy jego obecność górowała nade mną.
Było oczywiste, że Levi wiedział więcej o Marcelu niż ja, i choć byłam naiwna, nie musiał mi tego wyjaśniać. Wiedziałam, że schrzaniłam sprawę.
Jego gniew nie słabł. Wręcz przeciwnie, tylko się nasilił, gdy cicho zapytałam: „Kim on był?”
Nie odpowiedział od razu, jego nozdrza rozszerzały się, gdy brał długie, głębokie oddechy, próbując uspokoić swoją wściekłość. Przez chwilę wydawało się, że szuka na mojej twarzy oznak żartu z mojej strony, a kiedy zdał sobie sprawę, że ich nie znajdzie, prychnął z niedowierzaniem.
„Spałaś z nim i nawet nie wiesz, kim on jest?”
Jego słowa zabolały, przypominając mi brutalnie, jak ślepo weszłam do jaskini lwa. Wiedziałam, że nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, dlaczego Marcel stał pośrodku naszego domu, ale czułam, jak moja twarz czerwienieje ze wstydu.
A jeśli wcześniej nie byłam całkowicie zawstydzona, to byłam, gdy powiedział: „Marcello Saldívar.”
Ogłuszająca cisza wypełniła pokój, ciężka i dusząca. Wyraz twarzy Leviego zmienił się, jego gniew przekształcił się w coś mroczniejszego. Zatrzymał się, jego spojrzenie przeszywało mnie, jakby mógł zobaczyć mnie na wskroś. Zacisnął szczęki mocno i syknął przez zęby: „Pieprzyłaś syna człowieka, który zabił mamę i tatę.”
„Milion, szefie,” głęboki głos łysiejącego mężczyzny odbija się echem, gdy wrzuca ostatnią cegłę gotówki do torby podróżnej, wyrywając mnie z moich myśli. Dźwięk zamka błyskawicznego sprawia, że przez moje ciało przechodzi dreszcz, strach przed tym, co Marcel planuje zrobić dalej, wisząc nade mną jak szare niebo z obietnicą burzy.
Patrzę, jak Marcel wstaje ze stołka, zamyślony wyraz maluje się na jego twardych rysach. Spodziewam się, że zwróci się do swoich kumpli, dając mi chwilę na uspokojenie nerwów, ale nigdy tego nie robi. Zamiast tego rusza w moją stronę, a zanim zdążę spróbować się odsunąć, chwyta mnie za ramiona i podnosi na nogi.
„Nie!” krzyczę, ale to bezużyteczne. Zaciska swoje uchwyty na mnie, wyzywając mnie do walki.
„Spokojnie, laleczko,” mruczy, i rzuca rękę wokół mnie, przyciągając mnie do swojego boku. Jego ręka sięga do klapy jego marynarki, i kiedy myślę, że wyciągnie pistolet, jestem zaskoczona, gdy wyciąga telefon.
Nawiguje do aplikacji kamery kciukiem, machając telefonem przed nami. Obraca głowę w moją stronę, przyciskając usta do mojego policzka, robiąc zdjęcie tej obrzydliwej chwili z dumą.
Z tym, rzuca mnie z powrotem na łóżko, krzyk rozdziera moje płuca.
„Teraz zobaczymy, jak długo zajmie twojemu bratu dostarczenie reszty moich pieniędzy,” mówi, stukając kciukami na ekranie.
Marszczę brwi, łzy wypełniają moje oczy, gdy pytam: „Co robisz..?”
„Daję mu motywację do przyniesienia mi moich pieniędzy.”
„Ale masz swoje pieniądze!” sprzeczam się.
Unosi brew, a tym razem, gdy jego spojrzenie odrywa się od telefonu, znowu mnie znajduje. „Nie. Widzisz, Mercy: kiedy ktoś kradnie ode mnie, niezależnie od tego, czy pieniądze wrócą do moich rąk, są mi winni dwa razy tyle plus 50% odsetek skumulowanych codziennie za każdy dzień, który minął.”
Co..?
Z telefonem w ręce, macha nim w moją stronę. „Jesteś mądra,” mówi. „Dime muñeca."
("Powiedz mi, laleczko.")
„Minęły dwa dni odkąd zniknął z tą torbą,” kiwnął na torbę podróżną, która wciąż siedzi na blacie. „Ile teraz jest winien?”
„Jesteś szalony…” mamroczę, nosząc obrzydzenie na twarzy.
„Zła odpowiedź, Mercy.” Moje obrzydzenie tylko go zadowala, a kiedy myślę, że nie może być bardziej odrażający, zachęca mnie, drwiąco mnie wyzywając: „Dasz radę. Powiedz mi, laleczko. Ile jest winien?”
Pieprz się.
Unosi brew, krzyżując ramiona i naciskając: „Czekam.”
Zaciskam szczęki, moje nozdrza rozszerzają się. Nie chcę dać mu satysfakcji odpowiedzi, ale kiedy nagle sięga do klapy swojej marynarki, wyciągając pistolet z kabury, mruczę: „Cztery miliony pięćset tysięcy.”
Unosi brwi podekscytowany, wykrzykując: „Brawo dziewczyno!”
Trudno mi uwierzyć, że Levi zrobiłby mi coś takiego. Trudno mi sobie wyobrazić, że poświęciłby czas, żeby mnie znaleźć tylko po to, żeby włamać się do mojego mieszkania, zostawić torbę pieniędzy i zniknąć bez słowa.
Z drugiej strony, zrobił to już wcześniej. Tylko ostatnim razem, kiedy to zrobił, było tuż przed moim wyjazdem na studia i to nie były pieniądze, które nie należały do niego, ani nie były w żadnym wypadku w takiej ilości, jak te w torbie sportowej.
W co ty się wpakowałeś, Levi..?
Zapada chwilowa cisza, a w następnej chwili z jego telefonu wydobywa się słyszalny brzęk. Moje serce przyspiesza, patrząc, jak sięga po niego. Zerka na ekran, w jego oczach błyszczy satysfakcja, gdy śpiewa: „No popatrz, dzwoni starszy brat.”
Levi..?
Z telefonem na głośniku odbiera, ale zanim zdąży wydać z siebie dźwięk, głos Levi'ego ryczy z wściekłością: „Trzymaj się od niej z daleka! Słyszysz mnie?! Zabiję cię, Marcel. Zabiję cię!”
„Levi!” krzyczę. „Levi, ja–”
Moje słowa urywają się, zatrzymując się w gardle, gdy Marcel nagle podnosi pistolet. Celuje we mnie, palcem na spuście, jego oczy ostrzegają mnie, bym wydała kolejny dźwięk.
„Mercy?!” Głos Levi'ego wyraża rozpacz, z sercem rozdzierającą prośbą mówi: „Mercy, wszystko będzie dobrze. Zajmę się tym. Obiecuję.”
„Szkoda,” mówi nagle Marcel. „Nie byłaby w tym bałaganie, gdybyś nie ukradł mi pieniędzy. Chcę swoje pieniądze, Levi.”
„Nie zabrałem twoich cholernych pieniędzy!” warczy Levi. „Dostarczyłem je i zostawiłem dokładnie tam, gdzie mi powiedziałeś!”
Z gardła Marcela wydobywa się niski pomruk, jego głos przesycony sarkazmem mówi: „To dziwne, bo mój klient nigdy ich nie otrzymał, a ja znalazłem je w szafie twojej siostry. Teraz, jeśli ich nie zabrałeś, dlaczego tak długo zajęło ci oddzwonienie?”
Zatrzymuje się na chwilę, wciąż celując we mnie pistoletem, mówi: „Dlaczego kazałeś mi szukać twojej siostry, jeśli nie jesteś złodziejem?”
„Nie zabrałem twoich pieniędzy, Marcel,” mówi Levi spokojniej, jego ton łagodniejszy.
Cisza, która zawisa nad nimi, sprawia, że moje serce zatrzymuje się w piersi, oczekiwanie drapie mnie od środka. Nie trwa to długo, a tym razem, gdy Marcel mówi, jego głos ciemnieje, mówiąc Leviemu: „Masz czas do końca tygodnia, żeby dostarczyć cztery i pół miliona, albo następnym razem wpakuję kulę w głowę twojej siostry.”
Następnym razem..?
Nie daje Leviemu szansy na odpowiedź, rozłączając się sekundę później. Jego ręka nigdy nie drży, moje oczy wciąż patrzą w lufę naładowanego pistoletu, gdy zwraca się do swoich ludzi i mówi: „Zadzwoń po karetkę, Frank. Nie chcę, żeby się wykrwawiła.”
Nie…
Zanim zdążę wydać z siebie dźwięk, Marcel znów odwraca się do mnie, przesuwając pistolet, by celować w moje ramię. Moje serce opada do żołądka, łzy spływają z moich oczu, a zanim ciemność mnie pochłonie, słyszę tylko wybuchowy huk jego strzelającego pistoletu.
















































































































