Rozdział dwudziesty

Brooklyn

Kiedy się budzę, Jacksona już nie ma. Siadam i sięgam ręką po stronie, na której spał, czując, że prześcieradła są już chłodne, co oznacza, że zapewne wyszedł już dawno temu.

Staram się nie czuć zraniona, budząc się sama w jego mieszkaniu, bez choćby pożegnania. Mimo to, kiedy łzy napływaj...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie