Rozdział siedemdziesiąty czwarty

Biuro Granta pachnie olejem, starym metalem i czymś gnijącym pod tym wszystkim, a świetlówki migoczą co kilka sekund, jakby ostrzegały nas, żebyśmy uciekali.

Grant pochyla się do przodu na swoim krześle, nie spuszczając wzroku ze mnie ani z Brooklynu, gdy unoszę rękę do jej twarzy. Patrzy na nas tym...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie