Rozdział 4

PRZESZŁOŚĆ.

Pracowałam w kawiarni, żeby zaoszczędzić na studia, bo moja rodzina miała problemy finansowe. Ledwo było nas stać na podstawowe potrzeby, a moje marzenie o pójściu na studia wydawało się odległym luksusem. Ale ciągle się starałam, wiedząc, że edukacja to klucz do lepszej przyszłości dla nas.

"Mamo, powinnaś dziś odpocząć. Zostanę z nim w szpitalu" nalegałam.

"Och, kochanie, nie martw się. Właśnie wróciłaś z pracy i musisz być wykończona" odpowiedziała mama, a jej zmęczone oczy zdradzały troskę.

"Chcę być użyteczna i być przy nim, bo wiem, że zrobiłby to samo dla mnie" tłumaczyłam, próbując ulżyć jej ciężarowi.

"Jesteśmy twoimi rodzicami i to nasza odpowiedzialność," powiedziała, kładąc rękę na mojej twarzy. "Twoje jedzenie jest na stole. Upewnij się, że dobrze zamkniesz drzwi."

"Dobrze, mamo," powiedziałam, mocno ją przytulając. "Może nie zobaczę cię przed pracą rano, ale będę grzeczna, obiecuję, więc nie martw się o mnie."

Kiwnęła głową, mówiąc dobranoc, a potem wyszła z domu, podczas gdy ja udałam się do kuchni. Po pochłonięciu jedzenia, wzięłam najdłuższy prysznic w życiu, myśląc o tym, jak niesprawiedliwe stało się nasze życie. Wszystko w tym zrujnowanym domu się rozpadało - stare szafki, ciągłe problemy z hydrauliką.

"Nienawidzę tego życia!" krzyczałam przez łzy, a dźwięk odbijał się od kafelkowych ścian. Kiedy w końcu wyczołgałam się spod prysznica, założyłam najbardziej znoszoną koszulkę i padłam na moje malutkie łóżko, nie mogąc zasnąć. Pomodliłam się i sięgnęłam po jedną z moich książek, zagłębiając się w jej stronice, jak zawsze.

Czas mijał, a zanim się obejrzałam, moje marzenie o lepszym życiu zostało roztrzaskane przez głośne dźwięki budzika. "Jeszcze tylko jedno spanie, proszę?" błagałam pusty pokój. "Moje szczęśliwe zakończenie jest tak blisko..." Ale nieustanne pikanie trwało, aż w końcu poddałam się, uderzając w przycisk wyłączający, rozciągając bolące mięśnie z szerokim ziewnięciem.

Wyglądając przez malutkie okno, próbowałam zebrać trochę optymizmu. "To musi być piękny dzień."

Po szybkim prysznicu udałam się do kuchni, tylko po to, by zastać ją pustą. Kolejny dzień zaczynający się na pusty żołądek. "Trudne czasy nie trwają wiecznie. Będzie lepiej." szepnęłam do siebie, zanim wyszłam do pracy.

Kiedy wbiegłam do drzwi kawiarni, policzki zaróżowione od biegu przez miasto, już byłam 15 minut spóźniona. Znowu.

"Znowu się spóźniłaś, Zosiu!" grzmotnął pan Thompson przez zatłoczone pomieszczenie.

"Wiem, bardzo przeprasz-"

Podniósł grubą rękę, przerywając mi. "Zachowaj to dla siebie i załóż fartuch. Ludzie czekają." Wskazał kciukiem na rosnący tłum niecierpliwych klientów.

Zestresowana, schowałam się na zaplecze, by szybko zawiązać fartuch, chwytając chwilę na złapanie oddechu i zebranie myśli. Ale kiedy wróciłam do sali, od razu zauważyłam, że współpracownicy zebrali się razem, próbując powstrzymać chichot, nieudolnie wpatrując się w kogoś przy przednim oknie.

Podążając za ich wzrokiem, dostrzegłam oczywisty obiekt ich zachwytu - niesamowicie przystojnego faceta siedzącego samotnie, wyglądającego jakby właśnie wyszedł z magazynu. Jego swobodny styl, te wyrzeźbione rysy, ten uwodzicielski wyraz twarzy, gdy skupiał się na laptopie... Nic dziwnego, że moi współpracownicy praktycznie ślinili się.

Zakładając najjaśniejszy, najbardziej profesjonalny uśmiech, podeszłam do jego stolika, bardzo świadoma ich oczywistych spojrzeń, śledzących każdy mój ruch. "Dzień dobry! Czy mogę coś dla pana przynieść?" zaćwierkałam, gdy dotarłam do jego stolika.

Przystojny nieznajomy spojrzał w górę, jego ciepłe brązowe oczy spotkały się z moimi i zatrzymały na sekundę. "Dzień dobry," odpowiedział z łatwością, jego ton był swobodny i przyjazny. "Poproszę podwójne espresso w latte, gorące jak ogień, i odrobinę cynamonu dla smaku. Wezmę też jedną z tych niesamowitych muffinek, proszę."

Pomimo moich najlepszych starań, poczułam, jak moja twarz lekko się rumieni pod ciężarem jego spojrzenia. Ogarnij się, Sophie. "Jasne, jedna kawa i muffinka zaraz będą."

Szybko wróciłam z jego zamówieniem, ostrożnie stawiając je na stole. "Proszę, smacznego!"

"Jak masz na imię?" Jego niespodziewane pytanie zatrzymało mnie w miejscu. Powoli odwróciłam się w jego stronę.

"Sophie," odpowiedziałam z uprzejmym uśmiechem, starając się nie dać się znowu wyprowadzić z równowagi. Czy on... flirtuje ze mną?

"Sophie, czy mogłabyś na chwilę usiąść?" Jego ton był ciepły i zapraszający.

"Przepraszam, ale to jest wbrew zasadom..." wykręcałam się, czując narastające zmartwienie. Nie mogłam sobie pozwolić na kłopoty w tej pracy.

"Na czyją zgodę muszę czekać, żebyś mogła ze mną usiąść?"

Mrugnęłam z zaskoczenia, moje zmartwienie było oczywiste. "Nie chcę stracić pracy..."

"Nie chcę cię stawiać w trudnej sytuacji," zapewnił mnie gładko. "Chętnie porozmawiam z właścicielem, jeśli to pomoże."

Zanim zdążyłam zaprotestować, już poszedł szukać pana Thompsona. Kilka minut później wrócił, obdarzając mnie tym uśmiechem, który sprawiał, że moje kolana się uginały. "Teraz możesz do mnie dołączyć. Mam zgodę twojego szefa." Wyciągnął pusty krzesło, gestem zapraszając mnie do siedzenia.

Wahałam się, czując się niepewnie. "Jesteś pewien?"

"Na sto procent," obiecał z łatwym uśmiechem. "I nie zajmę ci zbyt wiele czasu. To miejsce wciąż na ciebie czeka."

Cóż... kiedy tak to ujął... "Dobrze, dzięki," zgodziłam się w końcu, ostrożnie siadając na krześle.

"Cała przyjemność po mojej stronie, Sophie." Te ciepłe oczy przelatywały po mojej twarzy w sposób, który sprawiał, że mimo wszystko się zarumieniłam. Ogarnij się!

"Więc..." zaczęłam, desperacko starając się odwrócić uwagę od tego, jak bardzo mnie denerwował. "O czym chciałeś porozmawiać?"

Jego odpowiedź była całkowicie niespodziewana. "Podobasz mi się."

Zakrztusiłam się swoją śliną, kaszląc i dławiąc się, jakbym miała zaraz wypluć płuca na stole. Wyglądał na chwilę zaniepokojony, zanim sięgnął po szklankę wody, ale machnęłam ręką, w końcu łapiąc oddech.

"Przecież dopiero mnie poznałeś," wykrztusiłam. "To nie może być dobry znak."

"A kto powiedział, że widzę cię po raz pierwszy?" odpowiedział z tajemniczym uśmiechem na ustach.

Zmarszczyłam brwi. "Co masz na myśli?"

"Powiedzmy, że obserwowałem cię od pewnego czasu," szepnął. "Czułem, że nadszedł czas, żeby się odpowiednio przedstawić i poprosić o twój numer... może lepiej cię poznać, jeśli jesteś otwarta na to."

Moja twarz zapłonęła od niespodziewanego flirtu. "Myślę, że może powinieneś się trochę bardziej postarać o mój numer," próbowałam zachować spokój i obojętność, ale pewnie mi się to nie udało.

On tylko uśmiechnął się, zupełnie niewzruszony. "W takim razie chyba musisz się przyzwyczaić do częstszego widywania mnie tutaj. Jestem nieustępliwy, gdy coś sobie upatrzę."

Nie mogłam powstrzymać, jak moje policzki się zaczerwieniły na jego bezpośrednią sugestię. "O nie, proszę, nie spraw, żebym tego żałowała! To już graniczy z życiową dawką zawstydzenia, a wszyscy moi współpracownicy nas obserwują!"

"W takim razie..." urwał, wyciągając rękę w oczekiwaniu.

Wahając się tylko przez chwilę, westchnęłam i wyjęłam jego telefon z jego ręki, szybko wpisując swój numer, zanim mu go oddałam, czując, jak mój żołądek się ściska na myśl o tym, co właśnie zrobiłam.

"Dzięki, słoneczko," wymruczał, ciepły uśmiech błąkał się po jego grzesznie doskonałych ustach.

"Sophie," poprawiłam automatycznie, mentalnie kopiąc się w myślach.

Ale on tylko mrugnął diabelsko. "Wiem." I z ostatnim komentarzem, odchylił się od stołu i spokojnie opuścił kawiarnię, przyciągając wzrok wszystkich obecnych.

Pozostawiona w stanie zamieszania, poczułam, jak moje kolana się uginają, starając się przetrawić ostatnią wymianę zdań. Stopniowo odzyskując równowagę, rozejrzałam się, by zobaczyć, jak moi współpracownicy patrzą na mnie z ciekawymi, plotkarskimi wyrazami twarzy.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział