Rozdział 02
No dobrze, Taryn mogła przyznać, że ten morderczy szaleniec był naprawdę przystojny. Jego surowy grymas i ostrość w lodowato niebieskich oczach tylko dodawały mu uroku. Koszulka nie ukrywała szerokich ramion, zdefiniowanej górnej części ciała ani wyrzeźbionych mięśni brzucha. Był napakowany, to było pewne. Zwykle Taryn nie przepadała za wyglądem górala, ale nie mogła się powstrzymać od podziwiania tej sylwetki. Dodatkowo, zarówno jej ciało jak i jej wilk bezradnie reagowały na moc, która niemalże emanowała z niego; nosił autorytet jak drugą skórę. Paradoksalnie, jego twarde, przenikliwe spojrzenie rozgrzewało jej krew, zamiast ją obrażać. Jego oczy przybrały zamglony, głodny wyraz, który zarówno ją ekscytował, jak i zaskakiwał. Sprawiło to, że jej wilk warczał z podniecenia. Primalna żądza, która ją ogarniała, była tak intensywna, że niemalże bolała.
No to świetnie. Może rozwijała się u niej syndrom sztokholmski czy coś.
W każdym razie, jej niewygodne przyciąganie do niego nie inspirowało jej do reagowania na niego tak, jak chciało jej ciało i jej wilk – i jak wiele innych samic często robiło, jeśli jego reputacja jako uwodziciela miała jakiekolwiek znaczenie. Jej ojciec również był ciemnym, surowym, ponurym, niebezpiecznym typem i był uciążliwy. Nie zdradzając niczego o swoim uznaniu dla niego jako męskiego okazu, Taryn po prostu odwzajemniła jego pełne alfa spojrzenie swoim własnym. Och, jej wilk może być uśpiony, ale nadal była alfa wilkiem.
Trey przyglądał się kobiecie przed sobą z ciekawością. Powiedziano mu, że była uśpiona. Dodaj do tego, że była malutką istotą, z dala od swojego stada i w jego towarzystwie, a na pewno miałbyś płochliwego jelenia. Ale w jej wyrazie twarzy nie było strachu, ani nie emanował z niej jak opary, jakby się spodziewał. Zamiast tego była wściekła. Najwyraźniej tak przyzwyczaił się do zapachu strachu, że teraz czuł się nieco zdezorientowany.
Odkrył również, że stawał się boleśnie twardy, gdy surowy, podstawowy głód przechodził przez niego, bijąc w jego samokontrolę. Nie była piękna w ten oczywisty, rzucający się w oczy sposób, ale w naturalny, subtelny sposób. Choć była szczupła, miała apetyczne krzywizny, które wywoływały wszelkiego rodzaju fantazje w jego głowie. To jednak jej usta przyciągały większość jego uwagi; były pełne, zmysłowe i sprawiały, że facet miał nieczyste myśli. Usta, które obecnie były zaciśnięte w twardą linię, komunikując, jak bardzo była wściekła. Nadal zapach strachu nie przeniknął powietrza. Może po prostu go nie rozpoznała. „Wiesz, kim jestem?”
Taryn przewróciła oczami. „Dlaczego nie przejdziemy od razu do części, gdzie mówisz mi, jak do cholery się tu znalazłam i dlaczego właściwie tu jestem, Coleman?”
Wszyscy wokół niej zesztywnieli i w pokoju zapadła niewygodna cisza. Najwyraźniej wszyscy czekali, aż facet wybuchnie. Tak? Cóż, miała dość zastraszających, dominujących mężczyzn. Miała dość chłopaków, którzy wydawali się myśleć, że jej uśpienie oznacza, że musi być uległa i potulna. Miała dość ojca, który próbował zmusić ją do związku z obleśnym alfą dla swoich własnych podstępnych powodów. Miała dość wspomnianego obleśnego alfy, który był tak zdeterminowany, żeby się z nią związać, że ją osaczył i ugryzł bez jej zgody, wierząc, że ją oznaczył jako swoją. A teraz ten psychol najwyraźniej ją porwał. Wybaczcie, ale osiągnęła swój limit!
Trey uśmiechnął się w duchu na jej zadziorność. Powiedziano mu wystarczająco dużo razy, że miał zastraszającą prezencję. Przez całe życie, nawet zanim zdobył swoją reputację, ludzie byli ostrożni wobec niego i to go trochę irytowało. Jego babcia obwiniała jego wydawałoby się permanentny grymas oraz dominujące wibracje, które go otaczały.
Ta kobieta jednak nie cofała się przed nim ani przed intensywnością jego spojrzenia. A wiedział, że było intensywne. Wiedział, że jego oczy były całkowicie skupione na niej i na każdej linii i krzywiźnie jej gorącego ciała, że powinno to wystarczyć, aby sprawić, że odwróci wzrok, skręci się lub zmarszczy brwi. Nie drgnęła nawet pod jego spojrzeniem. Zamiast tego odważnie spotkała jego twarde spojrzenie, i przyszło mu na myśl, że bardzo możliwe, że znalazł kogoś, kto mógłby go przelicytować w patrzeniu. To była oczywiście kobieta, która była przyzwyczajona do przyjmowania gówna od ludzi – prawdopodobnie jako wynik bycia latentną. Jej ognista natura podobała się jego wilkowi, który nie szanował drżących. Założyłby się, że miała paskudny temperament.
Instynktownie, Trey wciągnął głęboko powietrze, aby zbadać zapach kobiety, tak jak robił to z każdym, kogo spotykał po raz pierwszy. Cholera. Egzotyczna mieszanka kokosa, limonki i ananasa wydawała się uderzać w jego system i strzelać prosto do jego twardego kutasa, sprawiając, że drgnął. Jego wilk warknął z podniecenia, chcąc dalej badać tę kobietę o apetycznym zapachu. „Dlaczego nie usiądziesz,” zaproponował, wskazując na miejsce naprzeciwko niego. Jego silne przyciąganie do niej byłoby dobre, gdyby zgodziła się na jego układ.
Taryn odmówiłaby jego zaproszenia, ale zrobienie tego dałoby wrażenie, że czuje się zbyt zastraszona. Nie mogła sobie pozwolić na pokazanie słabości. Po zajęciu miejsca, powiedziała, „Więc miałeś wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi?” Gdyby nie potrzebowała tak bardzo odpowiedzi, unikałaby rozmowy z nim całkowicie. Ten szorstki, chropowaty głos pieścił jej zmysły i prawie udało mu się sprawić, że zadrżała.
„Mój Beta i mój Główny Egzekutor przyprowadzili cię tutaj kilka godzin temu.”
„Co? Dlaczego? I jak w ogóle sprawili, że poszłam z nimi?”
„Zadrogowali cię.”
Taryn otworzyła szeroko oczy. Był zbyt nonszalancki i nieprzepraszający, jak na jej gust. „Zrobili co?”
„W kawiarni. Po tym, jak wyszłaś i senność zaczęła działać, gdy szłaś do domu, Dante i Tao zabrali cię i przyprowadzili do mnie.”
„Jeśli to cię pocieszy,” zaczął Góral, „wciąż walczyłaś ze mną i Tao jak dzika kotka, zanim poszłaś do krainy snów.” Podniósł koszulkę, aby pokazać jej zestaw śladów pazurów na jego klatce piersiowej. Jej ślady, zdała sobie sprawę. Mimo że była latentna, mogła częściowo się zmieniać. Zdała sobie również sprawę, że Góral był bardziej rozbawiony niż zły.
„Dzika kotka to mało powiedziane. Nikt nigdy nie oznacza naszego Bety,” powiedział jej wysoki, oliwkowy wilk, którego przypuszczała, że był Tao – jej drugim porywaczem. Z jego atletyczną budową i czekoladowymi włosami, był bardziej w jej typie. Niestety, jej wilk warczał z niezgody; bardziej podobał jej się psychopata.
„A cel Operacji Narkotyk i Porwanie Wilczycy to co dokładnie?” Jej ton jasno dawał do zrozumienia, że żadna odpowiedź nie mogła jej uspokoić.
Wewnętrzny uśmiech Treya pojawił się. Byłaby idealna do tego, co miał na myśli. Aby mieć pewność, musiał najpierw powiedzieć kilka słodkich kłamstw i wyczuć ją, dowiedzieć się, czy jego podejrzenia dotyczące jej rzekomego związku były prawdziwe. „Roscoe Weston.”
Jej wilk zawarczał w jej głowie na dźwięk tego imienia. „Co z nim?”
„Ma coś, czego chcę. Coś, co jest mi winien.”
„Ah, i teraz wierzysz, że masz coś, czego on chce i że będzie jakiś rodzaj wymiany.” Miała pecha, że utknęła w środku gier alfa.
„Nie jesteś tak bardzo ubezpieczeniem, jak małym przypomnieniem, że jest mi winien i nie jestem cierpliwym człowiekiem.”
A ona nie była cierpliwą kobietą. Ani nie była skłonna do bycia zadrogowaną i porwaną. Ale czy ktoś się tym przejmował? Nie. Mogło to być przez to, że była latentna albo po prostu mała, ale ludzie mieli tendencję do oceniania jej jako delikatnej, nerwowej i uległej. „Słuchaj, może w twojej kulturze jest całkowicie w porządku zadrogować i porwać osobę, ale w mojej na pewno nie jest to akceptowalne.”
„Jak tylko Roscoe przyjedzie, możesz odejść.”











































































