127. Kaya

Kaya

Obudziłam się, a Robert siedział rozwalony na krześle. Wyglądał, jakby coś go trapiło. Ale ostatnio wydawało się, że ciągle coś miał na głowie. Byłam pewna, że to przez to, że musiałam leżeć w łóżku. "Robert." Połączyłam się z nim myślami. "Możemy wyjść coś zjeść? Wiesz, to miejsce nad rzeką, ...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie