Porno na żywo
„Coś nie tak?” – odezwał się w końcu, gdy wciąż wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Przysięgam, że miałam ochotę podskoczyć z ekscytacji. Ten głos, o matko boska, był tak rozpoznawalny, dokładnie jak u Raxana! „Nieee… nic nie jest nie tak, ale c… czy mogę zadać ci pytanie?” – zapytałam, przygryzając dolną wargę i w duchu drżąc ze strachu, że może odpowiedzieć mi w niemiły sposób.
„Jasne” – odparł krótko, a ja poczułam, jakby grunt usuwał mi się spod nóg. Ten głęboki głos, o rany, robił więcej szkody niż pożytku w moim ciele. „Eee… uhm…” – zabrakło mi słów, gdy wzrok padł na rzeczy w jego lekkiej foliowej torbie. „Czy… czy ty, to znaczy… przepraszam, czy jesteś Raxan Miles?” – Choć się jąkałam, jakoś udało mi się to wydukać.
„Zdaje się, że tak” – odpowiedział ochrypłym głosem, a zanim zdążyłam zareagować, zsunął okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa. O mało nie zemdlałam. To był on, na sto procent, Raxan Miles z lodowato błękitnymi oczami jak ocean i diamentowym tatuażem po prawej stronie szyi. „To on… Boże, pomóż mi” – przygryzłam palec wskazujący, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
„Jestem kim? Co chcesz powiedzieć?” – ciągnął, przyglądając mi się uważnie. Zagubiona w pragnieniu i tęsknocie, zerknęłam na prezerwatywy, które wyraźnie wystawały z jego torby. „Niedługo użyje ich z tą zołzą, którą widziałam” – dotarło do mnie jak grom z jasnego nieba. „O Boże, a ja chciałabym na surowo” – przygryzłam wargę, wpatrując się w nie. „Ehm…” – po przypomnieniu sobie rozmiaru jego… no wiecie czego, zakaszlałam i przeniosłam wzrok na niego.
„Właściwie to oglądam twoje… eee…” – zaczęłam szybko, ale słowa ugrzęzły mi w gardle, gdy przypomniałam sobie, że jestem w pracy. Jako sekretarka powinnam go powitać i zapytać, czego potrzebuje, a tymczasem rumieniłam się jak nastolatka przed klientem. „Boże, jestem sekretarką, nie recepcjonistką” – przypomniałam sobie w duchu, więc nie było problemu, żeby z nim porozmawiać… No dobra!
„A! Miałam na myśli… twoje filmy. Bardzo mi się podobają… Jestem twoją fanką” – zaczęłam znowu, wciąż się jąkając, odgarniając kosmyki włosów za uszy. „Hę!” – Po całym tym dukaniu on tylko się zaśmiał. „Powiedz mi, w którym pokoju jest Alexa, chcę się z nią spotkać” – dodał, a ja miałam ochotę prosić ziemię, żeby się rozstąpiła i mnie połknęła. Mówił o tej zołzie, z którą był, a z tymi prezerwatywami nie było wątpliwości, że zamierzają nakręcić nowy filmik.
„Pokój numer 46 na jedenastym piętrze” – odpowiedziałam bardziej złośliwie, niż było trzeba. W końcu nie byłam recepcjonistką, więc co mnie to obchodziło, to nie moja wina. „Dzięki” – rzucił, po czym odwrócił się na pięcie. „Żałuję… o matko, jak bardzo żałuję” – poczułam, że łzy cisną mi się do oczu, patrząc, jak odchodzi w tym samym stroju, który dopiero co polubiłam na Instagramie.
„Szkoda, że nie zrobiłam z nim zdjęcia.”
Zostałam sama, patrząc, jak odchodzi z brwiami zmarszczonymi w złości. Szlag mnie trafiał, że pozwoliłam mu odejść bez nawet uścisku dłoni. „Rinna, kochanie, w końcu wróciłam” – mruknęła Cecilia, zbliżając się do mnie, gdy wciąż byłam pogrążona w myślach. „Co cię tak długo trzymało w łazience?” – zapytałam ostrzej, niż było trzeba. „Nie bądź taka niemiła… Po prostu miałam szybki numerek z Markiem w łazience” – ostatnie słowa wypowiedziała cicho, niemal szeptem.
„Ugh…” – przewróciłam oczami, słysząc to. Znowu Mark, na miłość boską! Nie chciałam słuchać o żadnych niedoświadczonych facetach. Nie sądziłam, że Mark byłby w stanie sprostać moim oczekiwaniom, dlatego nie chciałam o nim słyszeć ani słowa. „Wracam do biura” – powiedziałam, kręcąc głową z obrzydzeniem na samą myśl o Marku i Cecili w tak intymnej sytuacji. Przeszłam obok niej. „Spotkamy się później” – mruknęła Cecilia. „Haha, jasne!” – zmusiłam się do uśmiechu, zanim ruszyłam w stronę mojego biura.
Moją jedyną słabością było oglądanie filmików Raxana, ale, na wszystkich świętych, byłam pracowitą sekretarką, mimo że często kładłam się spać późno w nocy. No cóż! Zrobiłam wszystko, co do mnie należało, a po wejściu do mojego boksu tylko wydęłam usta. „Nie… nie idę na obiad” – mruknęłam do siebie, przygryzając dolną wargę, po czym odwróciłam się na pięcie. Miałam w głowie coś, co interesowało mnie bardziej niż jedzenie.
Z diabelskim pomysłem w głowie ruszyłam do windy, prosto na piętro, gdzie udał się Raxan. Dzięki Cecili wiedziałam, który pokój jest jego salonem. Jak prawdziwa profesjonalna sekretarka, szłam pewnie, aż dotarłam do drzwi, które, na moje szczęście, były lekko uchylone. „Rinna, to nie jest w porządku…” – zaczęła ostrzegać mnie moja podświadomość. „Tak, ale nie… idę tam” – zaczęłam spierać się sama ze sobą w myślach. Nie wiedziałam, co robić. To było cholernie złe, ale mimo wszystko byłam podekscytowana. Chciałam zobaczyć mojego wymarzonego mężczyznę jeszcze raz, ostatni raz.
„Chodź tu” – poczułam, jak serce mi zamarło, gdy usłyszałam te słowa. „O Boże, jestem w czarnej dupie” – z sercem walącym jak młot w piersi zaczęłam się rozglądać. „Tak, panie Miles” – westchnienie ulgi wyrwało się z moich ust, gdy zorientowałam się, że to Raxan powiedział te słowa, a co zabawniejsze, był w pokoju i rozmawiał z jakąś laską. „Cholera, jestem głupia” – pokręciłam głową, zanim zaczęłam zerkać przez uchylone drzwi.
Następne, co zobaczyłam, to jak się całują. O Boże! Całowali się tak namiętnie, że ona oplatała ramionami jego szyję, a jej palce wplątywały się i ciągnęły za jego brudnoblond, nastroszone włosy. Całowała go tak, jakby to była ostatnia rzecz, którą chciała posmakować na tym świecie.



























