Pięćdziesiąt dziewięć

Caroline chodziła po biurze, nerwowo przemierzając tam i z powrotem. Nie mogłem zrozumieć jej zdenerwowania, przecież to nie ona miała stanąć przed tym rzekomym mitycznym radą i błagać o swoje życie. Ciągle sprawdzała telefon. Kiedy zapytałem, co się dzieje, odpowiedziała tylko, że czeka na powrót m...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie