ROZDZIAŁ 4
REBECCA
Nie zeszłam na kolację.
Jak mówiłam, nie chciałam czuć się komfortowo, więc po prostu zostałam w pokoju Emeliano, stojąc przy oknie, myśląc o tym, co mnie czeka tej nocy.
Jak w ogóle tu trafiłam? Jeszcze wczoraj byłam z mamą, dziękując jej za pomoc w pakowaniu moich rzeczy.
Dziś rano wyczekiwałam reakcji mojego taty, kiedy mnie zobaczy.
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że skończę w domu - przepraszam, zamku - kompletnie obcego człowieka, który wydaje się bogatszy niż sam diabeł Mammon.
Westchnęłam, przeczesując ręką moje gęste, czarne włosy.
Po groźbach Emeliano opuścił pokój, instruując mnie, bym zeszła na kolację; cóż, ja będąc sobą, nie posłuchałam, tylko rzuciłam mu gniewne spojrzenie, pozostając cicho. Słowa opuściły mnie wcześniej, a moje ciało wciąż reagowało na sposób, w jaki do mnie mówił...
Moje ciało wciąż reagowało na jego surowe słowa i bliskość.
Przesunęłam rękami po ramionach, próbując się ogrzać.
Jak mam się stąd wydostać? Czy Emeliano naprawdę zamierza mnie tu trzymać wbrew mojej woli? Czy moja siostra będzie się o mnie martwić? Moja mama? Tata? Mason?
Czy będę mogła uczestniczyć w ślubie April? Jej ślub miał się odbyć za sześć dni... Jak będę mogła w nim uczestniczyć?
Czy naprawdę zamierzam tu zostać z Emeliano? Przez 14 dni?
Czy on naprawdę zamierza zrobić mi wszystkie te rzeczy? Czy mu na to pozwolę?
Boże, muszę się stąd wydostać! Muszę opuścić to piekło!
Ale jak?
Wszędzie są strażnicy? Nigdy nie dotrę do schodów! A co dopiero do drzwi wejściowych!
Obgryzałam paznokcie, powoli chodząc tam i z powrotem.
Burczało mi w brzuchu... "Nie! Teraz nie brzuchu! Nie powinieneś być głodny! Musisz być cierpliwy, wkrótce się stąd wydostaniemy i cię nakarmię... Obiecuję."
Och, to się nie dzieje naprawdę.
"Miałaś kiedyś zapis w kartotece psychiatrycznej?" Głos odbił się za mną.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć Emeliano stojącego przy łóżku, z uniesioną brwią. Kiedy wszedł?
"Co to za pytanie?" Zapytałam.
"Mówiłaś do siebie... Chciałem tylko wiedzieć, czy porwałem psychopatkę..."
"Nie jestem psychopatką. Jestem normalna... I nie podoba mi się, że mnie tak nazywasz!"
Westchnął i przeszedł do innego kąta pokoju, prawdopodobnie do garderoby. "Dlaczego zawsze musisz krzyczeć?" Jego głos odbił się po pokoju.
Zastanawiałam się, co robi?
"Rozważałeś kiedyś fakt, że to dlatego, że nie chcę tu być?" Odparłam.
Wyszedł i musiałam spojrzeć na niego dwa razy... Miał na sobie czarne spodnie dresowe, a w prawej ręce trzymał czarną koszulkę. To oznaczało, że był obecnie bez koszulki, i o mój Boże, był piękny... Miał idealne ciało, jak na wszystkie męskie cechy!
Próbowałam przestać się na niego gapić, ale nie mogłam, był po prostu tak piękny.
"Dlaczego czuję, że zaraz mnie zgwałcisz?" Głos Emeliano wyrwał mnie z transu.
Co?
Odwróciłam wzrok natychmiast, a moje policzki zapłonęły z zawstydzenia.
"Och, w porządku... Nie musisz się wstydzić... Jestem cały twój do dotykania... Przez 14 dni. Niewielu ma taką okazję jak ty." Powiedział.
"Naprawdę? Nie musisz być taki zarozumiały."
Jego twarz pozostała bez wyrazu. "Cokolwiek... Dlaczego nie zeszłaś na kolację? Nie posłuchałaś mnie."
"Cóż, informuję cię, że nie będę nic jeść, dopóki mnie nie wypuścisz." Powiedziałam, krzyżując ręce na piersi.
"Słuchaj, Bámbînâ. Nienawidzę nieposłuszeństwa... Zawsze jest za to kara. Śmiertelna." Jego głos był ciemny i twardy.
Przełknęłam ślinę.
"Nie obchodzi mnie to... Wiem, że tylko blefujesz - faceci tacy jak ty nie zawsze idą za dziewczynami takimi jak ja." Powiedziałam.
"Masz rację - nie ma na co patrzeć."
Poczułam, jak zalewa mnie złość na jego słowa. "Więc dlaczego po prostu mnie nie wypuścisz!"
"Może dlatego, że chcę ci pokazać, co się dzieje, gdy ze mną zadzierasz! A może dlatego, że miałaś odwagę stanąć przeciwko mnie publicznie. Może dlatego, że mam ochotę trzymać cię tutaj. Ale uwierz mi, możesz odejść, jeśli chcesz... tylko pamiętaj, że twoja siostra nigdy się nie ożeni, twój ojciec będzie mieszkał na ulicy, a ty nie będziesz miała dokąd wrócić."
"Jesteś draniem."
"Wiem." Powiedział, podchodząc do łóżka, wchodząc pod kołdrę i marszcząc brwi. "Więc bądź grzeczną dziewczynką i chodź spać."
"Nigdy nie będę spać w tym samym łóżku co ty!" wykrztusiłam przez zęby.
"Szkoda, że nie masz wyboru - albo możesz po prostu stać tam, a ja zacznę dzwonić, jestem pewien, że twoja matka znajdzie nowe miejsce do jutra." Zagroził.
Ten drań.
Z głośnym westchnieniem podeszłam do łóżka i weszłam pod kołdrę obok niego, upewniając się, że zostawiłam wystarczająco dużo miejsca między nami, podczas gdy wpatrywałam się w sufit z marsową miną.
"Wiesz, kobiety zabiłyby się, żeby być na twoim miejscu." Zapytał.
"Cóż, nie jestem nimi." Odparłam. "I proszę, ani przez chwilę nie myśl, że wygrałeś, leżę tu tylko dlatego, że twierdzisz, że masz na mnie wpływ. Ale uwierz mi, bardzo szybko będziesz żałował swojej decyzji."
Nagle był na mnie. Walczyłam z nim, ale był silniejszy. "Co ty robisz? Zejdź ze mnie!!!"
"Zamknij się!" Jego ręka zacisnęła się wokół mojego nadgarstka, próbując ułożyć je nad moją głową i wkrótce zmęczyłam się walką.
"Proszę... Proszę zostaw mnie w spokoju." Moje słowa były ciche i pokonane.
Przez chwilę był cicho, po prostu się na mnie gapił. "Dlaczego musisz być taka uparta? Spodziewałem się, że będziesz nieśmiałą, zbyt przerażoną, by mówić dziewczyną z kościoła... Ale tutaj jesteś, mówiąc, jakbyś kontrolowała całą sytuację."
Spojrzałam na niego gniewnie.
"Przykro mi, że muszę cię rozczarować, pięknisiu, nie będę stać z boku i patrzeć, jak mnie dręczysz! Teraz błagam cię, żebyś ze mnie zszedł." Powiedziałam, mój głos był drżący, ale udało mi się brzmieć zdecydowanie.
Czułam się bardzo niekomfortowo w naszej obecnej pozycji, moje ciało reagowało dziwnie i nie podobało mi się to ani trochę... Ani trochę!
"Teraz błagasz mnie, żebyś zszedł... Ale dam ci trzy dni, będziesz błagać, żebyś wszedł."
"W twoich snach." Odparłam.
"Nie wkurzaj mnie, Bámbînâ. Nienawidzę, jak do mnie mówisz."
"Spodziewaj się więcej tego, pięknisiu... Dopóki jestem trzymana w tym domu, będę cię dręczyć, sprawię, że będziesz żałował, że mnie porwałeś! Sprawię, że twoje życie będzie piekłem!!! Nie wiesz, w co się wpakowałeś." Zagroziłam - chociaż wiedziałam, że to daleki strzał, ale - nadal wiem, jak frustrować ludzi.
"Możesz myśleć, że masz coś do powiedzenia w tym wszystkim - ale obiecuję ci - sprawię, że stracisz wszystkie swoje słowa! Sprawię, że będziesz cierpieć i błagać! Zrobię to-"
"Bla bla bla - mówiłeś to już wcześniej." Drwiłam.
Praktycznie ryknął. "Nie prowokuj mnie."
"Jeśli tego nie zrobię, będziesz mnie tu trzymać dłużej. Jeśli to zrobię, zmęczysz się mną i mnie wypuścisz."
"Tak myślisz?"
"To wiem." Uśmiechnęłam się słodko do niego.
"Cóż, będę musiał podwoić twoją karę! Jeśli będziesz mówić do mnie ostro, odpowiadać lub nawet myśleć o ucieczce! Będziesz tu przez 30 dni! I nie zawaham się uczynić twoją matkę bezdomną i bezrobotną! To samo dotyczy twojego ojca i siostry!"
Powstrzymałam ostrą odpowiedź na końcu języka, ale wypychała się na zewnątrz. "Jesteś demonem!" wykrztusiłam.
Uśmiechnął się z sercem zatrzymującym się uśmiechem. "Uwierz mi, jestem znacznie gorszy."



































































































































































































































