Rozdział 5

Rozdział 5

Adelaide

Kulejąc przez miasto, przemierzałam jego ulice, idąc pieszo. Oni na pewno obserwowali wszystkie środki transportu. Serce waliło mi w piersi. Pochyliłam głowę, zasłaniając twarz kapturem, gdy kilku policjantów przeszło przez tłum, bacznie się rozglądając. Bez wątpienia szukali mnie. Musiałam zdobyć pieniądze i szybko opuścić miasto, zanim namierzą laptop. Jestem pewna, że przeszukiwali moją historię zakupów, szukając jakiegokolwiek tropu. Laptop był prezentem od Wujka Jacka; musieliby przeszukać dane i znaleźć mój alternatywny e-mail, żeby go namierzyć. Moje konto bankowe było najbardziej zagrożone, ponieważ wypłata wpływała na nie automatycznie. Może już je zablokowali, wtedy musieliby spróbować je zhakować.

Będąc nadmiernie świadoma swojego otoczenia, mój umysł pracował na pełnych obrotach, co było zbyt wiele dla mojej bolącej głowy. Minęłam stoisko z hot dogami i mój żołądek zaburczał. Kiedy ostatnio jadłam? Myśl o jedzeniu nagle wywołała falę mdłości. To musiały być jeszcze resztki narkotyków w moim systemie. Ruszaj dalej, Adelaide, masz rzeczy do zrobienia. Tak, znaleźć niepozorną osobę, która wyciągnie wszystkie moje pieniądze z konta, nie kradnąc ich. Skręciłam za róg, nie patrząc, dokąd idę, ale kto jest wokół mnie.

Nagle zderzyłam się z murem mięśni, gorący płyn chlusnął, a duża ręka złapała mnie za ramię, gdy się potknęłam. „Przepraszam,” wykrztusiłam, mój głos wciąż ochrypły od duszenia, trzymając oczy spuszczone, starając się nie skrzywić na mocny uścisk jego wytatuowanej ręki. Mrugnęłam, gdy odzyskałam równowagę i on mnie puścił.

„Wszystko w porządku, panienko?” Zaryzykowałam spojrzenie na dużego starszego mężczyznę.

„Uhh, tak,” para zaniepokojonych srebrnych oczu badała mnie. Przechylił głowę, widząc więcej niż chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył, makijaż tylko tyle mógł ukryć z bliska. Jego ręce zacisnęły się w pięści.

„Powiedz mi, mała, kto ci to zrobił, żebym mógł go odwiedzić i zrobić mu to samo, zanim wsadzę go sześć stóp pod ziemię.” Jego tatuaże pokrywały ramiona, wijąc się pod ciasną czarną koszulką. Miał na sobie kamizelkę motocyklową, a ja spojrzałam na krawężnik, do którego zmierzał.

„Indian Scout Bobber? Super!”

„Zna się trochę na motocyklach,” powiedział, przechylając głowę w moją stronę.

„Mój wujek był motocyklistą,” poinformowałam go, patrząc na wspaniały egzemplarz motocykla. Spojrzałam z powrotem na surowego mężczyznę przede mną. Miał może 40 albo 50 lat, i był szeroki jak wół. Miał bliznę przez brew, która schodziła na policzek; nadawał się. Motocykliści mieli złą opinię, ale większość z nich była po prostu niezrozumiana. Wujek Jake zwykł mówić, „twardzi ludzie są twardzi, bo w środku są miękcy.”

„Cóż, powinien cię nauczyć, żebyś była mądrzejsza w kwestii mężczyzn,” odpowiedział surowo.

Spojrzałam na niego. „Jak długo jesteś w mieście?”

Spojrzał na rozlaną kawę na ziemi. „Miałem wyjechać po kawie. Zmieniasz temat. Zadałem ci pytanie.”

Ludzie poruszali się wokół nas, nie zwracając na nas uwagi. „Nie możesz go dotknąć, ale jeśli chcesz mi pomóc, możesz mi wyświadczyć przysługę.”

Warknął. „Zawsze ci 'nietykalni' myślą, że mogą niszczyć rzeczy, które do nich nie należą. Jaka przysługa?”

„Potrzebuję kogoś niepozornego, żeby wyciągnął moje pieniądze z bankomatu, żebym mogła zniknąć z miasta. Zapłacę ci, tylko nie uciekaj z moimi pieniędzmi.” Spojrzał na swoje ubranie z dezorientacją.

„Nie będą wiedzieli, skąd ktoś taki jak ty wziął moje dane, znikniesz, zanim się zorientują, kogo szukać,” próbowałam przedstawić mu swoją logikę. „Muszę trzymać głowę nisko i wyjechać z miasta, nie zwracając na siebie uwagi.”

„Zrobię to, ale najpierw zabierzmy cię z ulicy.” Poprowadził mnie do kawiarni, z której właśnie wyszedł.

„Znajdź sobie miejsce,” mruknął, stając z powrotem w kolejce. Usiadłam w ustronnym kącie, bębniąc palcami po stole, rozglądając się, czy jest darmowe wifi. Gdy je znalazłam, w duchu świętowałam, że los mi dziś sprzyja. Moje oczy biegały wokół. Byłam paranoiczna jak diabli. Gdy przyszedł do stołu, miał ze sobą tacę i postawił przede mną jagodową muffinkę i jakąś kawę z pianką.

„Co to jest?” zapytałam

Wziął pozostały napój i ciasteczko z kawałkami czekolady i postawił przed sobą. „Mam jeden warunek.” Patrzył na mnie, a ja na niego. Czego chciał? Jeśli chciałby mnie wykorzystać, znalazłabym pierwszy widelec i wbiłabym mu go w oko.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział