Rozdział 2 - Nadchodzą wilkołaki

EMMA - SIEDEM LAT PÓŹNIEJ

Sucha ziemia kruszy się między moimi palcami. Słońce bije prosto w moją twarz, czuję, jak skóra piecze pod jego wpływem. Susza zniszczyła większość plonów, a teraz nawet ziemia wokół jeziora wysycha. Woda z jeziora ociera się o suchą ziemię, która natychmiast ją wchłania. W oddali słychać pianie koguta z miasteczka.

„Musisz wyjść z tego słońca, wiesz, że to bez sensu.” mówi mój brat. Lucas siedzi pod wielkim czerwonym dębem na skraju jeziora. Cień pada na jego twarz, a jego oczy wyrażają troskę. Jego piaskowe włosy są rozczochrane, a niebieskie oczy trochę czerwone od braku snu.

„Chcę tylko znaleźć trochę korzenia łopianu,” mówię z grymasem, wyciągając kolejny wyschnięty korzeń z ziemi.

Jedna z dziewczyn, która właśnie przybyła do miasteczka, ma zakażenie na ramieniu i nie ma żadnych lekarstw, żeby to leczyć. Kiedy byłam młodsza, babcia nauczyła mnie dużo o ziołolecznictwie i od tamtej pory robię maści i lekarstwa, żeby pomagać chorym i rannym. Korzeń łopianu ma wiele właściwości leczniczych, które mogą leczyć infekcje. Zazwyczaj łatwo go znaleźć przy brzegu jeziora.

Powiedziałam bratu, że nie musi ze mną iść, ale mnie zignorował. To samo dotyczy Justina. Jego najlepszego przyjaciela, który gdzieś zbiera drewno na opał na skraju lasu.

Justin jest synem Jonathana, przywódcy wioski. Mój brat i ja poznaliśmy Justina, kiedy po raz pierwszy przybyliśmy do miasteczka rybaków prawie siedem lat temu. Nie mieliśmy nic i głodowaliśmy, dopóki Jonathan nas nie znalazł i nie przyjął. Mieliśmy szczęście przeżyć, niewielu może to samo powiedzieć. Jakoś Lucas wciągnął Justina w 'plan ochrony młodszej siostry'. Nie spuszczają mnie z oczu.

Jesteśmy tylko dwie minuty spacerem od miasteczka. Widzę wejście stąd, gdzie stoję. Uchodźcy przychodzą tutaj po tym, jak ich domy zostały zaatakowane przez wilki. Przybywają do tej wioski, gdy słyszą szepty o ukrytym sanktuarium nieznanym wilkom. Sanktuarium to wioska na wyspie pośrodku jeziora, która nie jest widoczna z brzegu, nawet dla wilkołaków.

Miasteczko rybaków to jedyny sposób, aby dostać się na wyspę, bo jedyną drogą jest przeprawa przez wodę. Coraz więcej ludzi znalazło drogę do ukrytej wioski przez lata, ale zasoby żywności maleją. A teraz ludzie głodują.

Idę w stronę jeziora, myję ręce w zimnej wodzie i spryskuję twarz, aby ochłodzić skórę. W odbiciu wody widzę, jak moja zazwyczaj blada skóra nabrała czerwonego odcienia. Moja skóra jest bledsza niż u większości ludzi i pali się od pierwszego promienia słońca. Zgarnęłam z powrotem kosmyk moich śnieżnobiałych włosów i patrzę przez falującą wodę na powód, dla którego wciąż żyję. Powód, dla którego wilkołacze żołnierze pozwolili mi żyć, podczas gdy tak wielu zginęło.

Moje ciemnoszare oczy. Kolor stali.

W ciągu ostatnich siedmiu lat było wiele ofiar podczas ataków. Mężczyźni i kobiety próbowali chronić swoje rodziny przed bezwzględnymi wilkami, ale armia miała przez te lata tylko jeden stały cel.

Kobiety i dziewczyny z niebieskimi oczami.

Zauważam, że mój naszyjnik wystaje spod swetra, chowam go z powrotem i idę do brata. Ma zarzuconą wędkę, ale nie zwraca na nią uwagi. Patrzy w niebo i ma zamyślony wyraz twarzy.

„Co się z tobą dzieje?” mówię, kopiąc go w stopę i siadam obok niego. Mój brat jest cichszy niż zwykle.

Łukasz unika mojego wzroku. „Ja? Nic.”

Mrużę na niego oczy. To mój brat. Wiem, kiedy coś ukrywa. Mija kilka sekund, ale potem Łukasz wzdycha w geście kapitulacji. „Po prostu mam takie przeczucie.”

Przewracam oczami. Mój brat ma silną intuicję i często ma rację. Znajdował jedzenie, gdy było potrzebne, i ratował dziewczyny ukryte w ciemności, ale najczęściej po prostu pozwala, by to mu uderzyło do głowy.

Siada i skubie martwą trawę. „Nie wiem dlaczego, ale to to samo uczucie, co siedem lat temu. Jakbym miał cię stracić.”

„Nie stracisz mnie,” mówię mu i obejmuję jego ramiona.

„Nie jestem ich celem,” mówię po raz enty.

„Wiem, ale—”

Ziemia zaczyna drżeć pod nami, a moje ręce wbijają się w ziemię. Patrzę na brata, a jego szeroko otwarte oczy potwierdzają moje obawy. Ten hałas w ziemi jest nam obojgu zbyt dobrze znany.

Wilkołaki nadchodzą.

Kładziemy się nisko na ziemi i chowamy za dębem. Gdy hałas się zaczyna, nie trwa długo, zanim wilkołaki się pojawią. Wychodzą z lasu jak zamazane cienie, a formacja trzech smukłych czarnych SUV-ów jedzie po jedynej żwirowej drodze prowadzącej do miasta. Dźwięk ryczących silników wypełnia powietrze wokół nas. Grube futra wilków lśnią w porannym świetle. Kolory wahają się od piaskowego brązu po głęboką czerń. Błyszczące białe kły są obnażone, gdy zmierzają do miasta. Głębokie dudnienie ich warczenia wibruje aż do dołu mojego żołądka.

Moje serce bije głośno w piersi, a mięśnie czuję jak z ołowiu, gdy jestem przytwierdzona do ziemi. Justin wychodzi z lasu z dwoma srebrnymi sztyletami w rękach i kuca obok nas. Jego twarz jest wykrzywiona w grymasie, zawsze gotowy do walki. Na jego twarzy nie ma śladu strachu, w przeciwieństwie do mnie. Drżę jak liść na wietrze.

Justin walczył z wilkołakami wcześniej, a cztery ogromne blizny na jego twarzy są tego dowodem. „Mamy problem.”

„Widzimy to, kapitanie Oczywisty.” Lucas szepcze z krzykiem. Widzę, jak panika osiada w jego oczach, coś, co rzadko widzę u mojego brata. Zazwyczaj jest bardzo kalkulujący i opanowany.

„To nie to, co mam na myśli. Te—“ Justin wskazuje sztyletem na kilka wilków z przodu. „to nie jest regularny pluton. Te wilki są mniejsze i słabsze. Jednorazowe."

Chmury kurzu unoszą się, gdy SUV-y zatrzymują się przed wejściem do miasta.

„To jest Królewska Armia,” mówi Justin.

„Cholera.” Przeklina mój brat.

Justin mruczy w zgodzie. Królewska armia składa się tylko z wilków Lycan i nie są tylko silne, niektóre z nich mają nawet specjalne zdolności.

Drzwi SUV-a otwierają się, a na żwir stawiają długie, czarne buty. Buty są damskie i błyszczące, jakby były nowe. Kobieta wysiadająca z samochodu jest wysoka i piękna. Jej czarny mundur wojskowy ma wyhaftowane pięć złotych gwiazd, pokazując jej wysoką rangę. Jej czerwone włosy są związane w ciasny węzeł. Jej migdałowe, bursztynowe oczy są ostre i podkreślone czarnym eyelinerem. Emanuje władzą i bogactwem, i wiem, że musi być tą, która dowodzi. Jej ruchy są niemal kocie. Gracja i celowość. Kobieta jest młoda i zgaduję, że jest w moim wieku, około dwudziestu lat.

„To księżniczka Morana,” mruczy Justin.

Odwracam głowę, żeby spojrzeć na Justina. „Skąd wiesz?”

Justin nie odrywa oczu od księżniczki. „Ważne jest, aby wiedzieć, kto jest prawdziwym wrogiem. Żołnierze są tylko ich marionetkami.”

Księżniczka rozgląda się po wejściu, zbierając drobinkę kurzu z nieskazitelnego munduru. „No, to jest rozczarowujące.” Mówi przeciągle, ale jej głos jest klarowny, jakby każde słowo było wypowiedziane z precyzją. Machnie ręką na wilki wokół niej.

Wilki natychmiast ruszają do akcji, poruszając się w synchronizacji. Żołnierze ubrani w podobne czarne mundury wchodzą do domów. Nikt nie odważa się stanąć im na drodze. Siedem lat wojny złamało ducha większości ludzi. Wszyscy widzieliśmy, jak umierają ukochani. Nieliczne odważne dusze, które próbują się przeciwstawić, nie żyją, aby opowiedzieć o tym.

„Musimy się ewakuować,” mówi Lucas, ciągnąc mnie w górę i z dala od miasta.

Myślę o Kiyi, która musiała zostać w mieście, aby wyleczyć infekcję. Jej oczy są błękitne jak niebo, a jeśli armia ją znajdzie, zabiją ją.

Próbuję wyrwać się z jego uścisku, ale jest zbyt silny. Jestem mała nawet w porównaniu do innych kobiet w mieście. Lata życia w tym bezlitosnym świecie niewiele zrobiły dla moich mięśni. Nawet słońce jest wrogiem mojej ekstremalnie bladej skóry, a moje białe włosy sprawiają, że wyróżniam się w tłumie. To prawie tak, jakby zostałam stworzona do walki w tym świecie. Jakikolwiek bóg istnieje, nie szczędził wydatków.

„Musimy pomóc jej się wydostać,” mówię do Lucasa.

Lucas zatrzymuje się i odwraca, żeby mnie spojrzeć. „To są Lycanie, Emma. Jeśli okażą łaskę, to tylko oderwą ci głowę.”

Zamieszanie przyciąga moją uwagę z powrotem do miasta. Zakrywam usta, aby powstrzymać krzyk. Lucas przyciąga mnie do swojej piersi. Kiya jest wyrwana z ramion swojej matki. Jej krzyk jest przeszywający. Jej matka jest trzymana przez dwóch żołnierzy, gdy krzyczy za swoją córką.

Księżniczka przybiera zirytowaną minę, jakby krzyki były tylko przeszkodą dla jej uszu. Machnie ręką, a jeden z żołnierzy zabiera matkę.

Łzy napływają do moich oczu i spływają po policzkach. Moje oczy są przyklejone do Kiyi, która cofa się i oddala od księżniczki. Jej błękitne oczy są spanikowane.

Księżniczka przez chwilę ogląda swoje czerwone, polakierowane paznokcie. „Teraz zaczyna się zabawa.”

Jej zęby odsłaniają się w złośliwym uśmiechu, a ostre pazury rosną tam, gdzie przed chwilą były palce.

Odsuwam się od Lucasa i zanim zdaje sobie sprawę, co robię, jestem już za daleko. Moje stopy znajdują przyczepność na żwirze, gdy pcham się naprzód. Zaletą bycia małą jest to, że jestem szybka.

„EMMA, NIE!”

Ignoruję mojego brata i kucam przed Kiyą. Moje kolano pokryte dżinsami ślizga się po żwirze, gdy ciągnę Kiyę za siebie i staję twarzą w twarz z ostrymi pazurami księżniczki. Zamykam oczy i czekam, aż zacznie się ból i śmierć mnie przywita.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział