Rozdział 5
••• Punkt widzenia Aleeny •••
Myślałam, że mój ojciec mi wierzył, ale się myliłam.
„Ogłaszam teraz wyrok!” powiedział, stojąc przy mównicy.
„Tato, proszę. Nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. Nie wiedziałam, że jestem wyrzutkiem! Nie uwiodłam Bety Ericka! Musisz mi uwierzyć!” Błagałam go, żeby mi uwierzył, ale wyglądało na to, że nie słyszał ani jednego mojego słowa.
Za te dwa przewinienia mogłam myśleć tylko o śmierci jako karze. Nie mogłam dziś umrzeć! Nie zrobiłam jeszcze nic, co chciałam zrobić! Nie doświadczyłam tego, czego chciałam doświadczyć! Nie znalazłam miłości!
„Aleena, twoja kara to...” zaczął mówić Alfa Andre. Proszę, Bogini, nie chcę umierać... Proszę, pomóż mi! Modliłam się do Księżycowej Bogini.
„Wygnanie!” ogłosił, a ja zamarłam. Spojrzałam na mężczyznę, którego jeszcze przed chwilą nazywałam „ojcem”.
„Nie, Alfo. Nie możesz mnie wygnać! Proszę, nie wyganiaj mnie!” ponownie błagałam, teraz z łzami na twarzy. Wygnanie było gorsze niż śmierć, zwłaszcza dla wilkołaczycy. Wyrzutki wilkołaczyce zazwyczaj były gwałcone, a potem w końcu zabijane przez męskie wilkołaki. Śmierć wydawała się teraz lepszą opcją...
To nie mogło się dziać. Dlaczego to wszystko mnie spotyka? Dziś miał być radosny dzień świętowania. Dlaczego wszystko poszło tak źle?
„Aleena, od teraz nie jesteś już członkinią Stada Czarnego Serca!” wygnanie mnie tym ostatnim zdaniem, a ja zamarłam, czując, jak wszystkie więzi z członkami stada zostały zerwane.
To było jak setki nici, które zostały przecięte.
Pstryk, pstryk, pstryk... I PSTRYK, poczułam, jak ostatnia więź - ta z Alfą Andre - została zerwana, a ja poczułam, jak cała moja siła odpływa z mojego ciała, że mogłam tylko usiąść na piętach, wciąż z rękami związanymi za plecami.
To oficjalne... Nie jestem już członkinią Stada Czarnego Serca... Teraz jestem bezwilczą, słabą wyrzutką wilkołaczycą.
Nie miałam siły w ciele i nie mogłam nic zrobić, gdy dwaj wojownicy podnieśli mnie i wyciągnęli z sali sądowej poza teren stada w stronę granicy stada. Kiedy postawię stopę za granicą, nie będzie już odwrotu.
Gdy byliśmy przed granicą, jeden z nich przeciął liny wiążące moje ręce, a drugi popchnął mnie naprzód, powodując, że przewróciłam się za granicę. Nawet nie pozwolili mi odejść z godnością.
„Idź teraz! Już tu nie należysz,” powiedział jeden z nich chłodno, a obaj odwrócili się, by odejść.
„Czekajcie! Proszę, nie możecie mnie tu zostawić! Przynajmniej odprowadźcie mnie poza las!” błagałam ich, ale nie przestali odchodzić; nawet nie spojrzeli na mnie.
Odwróciłam się w stronę lasu za mną, a moje ciało zadrżało mimowolnie, patrząc na rozległy las.
Ten las oddzielał teren stada od najbliższej cywilizacji ludzkiej. Jeśli wilki członków stada potrzebowały biegać, używały lasu po drugiej stronie.
Najbliższa cywilizacja ludzka... To jest to! Nagle miałam olśnienie. Jeśli mogłabym dostać się do ludzkiego miasta, mogłabym znaleźć pracę i żyć jak człowiek! Mój strach przed tym, co miało nadejść, został zastąpiony determinacją.
Weszłam do lasu i poczułam dreszcze na plecach. Było tak przerażająco cicho i ciemno, mimo że nie było jeszcze nawet południa. Drzewa były stare i ogromne, zasłaniając niebo i słońce przed pokazaniem się przez las. Ale NIE poddam się! Z myślą o życiu jako człowiek zaczęłam iść przez las...
Szwendałam się po lesie. Minęły dwa dni od dnia, w którym zostałam wygnana i zaczęłam chodzić, a nadal byłam tutaj uwięziona. Nie miałam pojęcia, dokąd zmierzam; wszystko wyglądało tak samo—tylko drzewa i nic więcej. Nie było żadnych ścieżek do podążania, żadnej rzeki, żeby zdobyć wodę.
Moja sukienka była podarta, usta spękane od braku kropli wody przez dwa dni, a mój żołądek burczał, jakby miał smoka w środku.
Opadłam przy najbliższym drzewie, żeby odpocząć. Opierając się, zamknęłam oczy, życząc sobie, żeby ktoś przyszedł i mnie uratował.
Właśnie gdy o tym myślałam, usłyszałam jakiś hałas. Wstrzymałam oddech i starałam się nasłuchiwać jeszcze bardziej. Czy mój umysł płatał mi figle? Ale hałas zbliżał się coraz bardziej, i byłam pewna, że to głosy dwóch osób rozmawiających.
Wstałam z nadzieją i zaczęłam iść w kierunku źródła głosu. Zostanę uratowana!
Ale kiedy dotarłam do źródła głosu, poczułam się przygnębiona. Te dwa głosy należały do wojowników z Czarnego Serca, tych, którzy zostawili mnie tutaj samą.
„Naprawdę NADAL tu jesteś,” jeden z nich zachichotał, zauważając mnie.
Co on ma na myśli? Czy powinnam być gdzie indziej? Ach tak... Najbliższe miasto ludzi.
„A czyja to WINA?” wyszydziłam gorzko. To oni mnie tu zostawili.
„Znaj swoje miejsce, wyrzutku,” jeden z nich warknął na mnie.
„To i tak uprzejmość, że Alfa Andre wysłał nas, żeby cię pokierować, nie używaj tego tonu wobec nas,” drugi warknął.
Alfa Andre mi pomaga? Czy on naprawdę mi uwierzył? W końcu to wciąż mój ojciec. Znów poczułam nadzieję w sercu.
„Nie rób sobie nadziei. W jego oczach nadal jesteś zdrajcą i nadal jesteś wygnana,” powiedział jeden z nich, a moje serce zapadło się na jego słowa.
„To dlaczego mi pomaga?” zapytałam, wciąż zaprzeczając, że Alfa Andre już o mnie nie dba.
„To sprawa stada,” odpowiedział drugi.
„Ale zanim to...” ten napakowany powiedział z chytrym uśmiechem na twarzy, patrząc na mnie od góry do dołu.
Zanim to?
„Jeśli myślisz, że zadowoliłaś Betę, jestem pewien, że nas też możesz zadowolić,” powiedział z tym samym chytrym uśmiechem na twarzy, patrząc na moją odsłoniętą nogę.
Prawa strona mojej sukienki była rozdarta, gdy zaczepiła się o krzak, odsłaniając moją prawą nogę.
Instynktownie cofnęłam się i próbowałam zakryć nogę resztkami dolnej części sukienki.
„Dalej, nie wstydź się. Uwiodłaś Betę Ericka, pozwól nam też cię posmakować,” ten mniejszy dołączył do lubieżnych myśli swojego przyjaciela.
Nie, nie... Pokręciłam głową i zrobiłam kolejny krok w tył. Nie pozwolę im mnie dotknąć!
Odwróciłam się i zaczęłam uciekać jak najszybciej mogłam. Ale jak można porównać ludzką szybkość do szybkości wilkołaków?
Nie zrobiłam nawet dziesięciu kroków, kiedy poczułam, że upadam twarzą na ziemię, a ktoś mnie przygwoździł do ziemi.
Szamotałam się z całych sił, ale po dwóch dniach chodzenia bez jedzenia i wody, moje wysiłki musiały wydawać się im niczym.
„Mamy tu waleczną małą,” mniejszy, ten który mnie przygwoździł, śmiał się lubieżnie z własnych słów.
„Lepiej, gdy trochę walczą, niż gdy leżą cicho,” napakowany dołączył.
Obrzydliwe! Czerpali przyjemność z gwałcenia wilczyc!
Przewrócił moje ciało, tak że teraz leżałam na plecach, a napakowany przygwoździł moje ręce do ziemi nad głową.
„To jest to, do czego służą wyrzutki - do zaspokajania naszych potrzeb,” mniejszy powiedział, rozdzierając moją sukienkę na pół.
Szamotałam się dalej, mimo że wiedziałam, że moja siła nie może się równać z tymi dwoma obrzydliwymi wilkołakami.
„Spójrz na te cycki. Będę miał z nimi niezłą zabawę później po tobie,” napakowany powiedział do swojego przyjaciela.
„Nie! Nie! Nie!” krzyczałam, kopiąc i jakoś udało mi się kopnąć mniejszego, który był na mnie, w jaja.
Zgiął się z bólu, trzymając się za krocze przez kilka sekund, a potem podniósł rękę.
„Nieeee!!!” zamknęłam oczy ze strachu i krzyknęłam z całych sił, zanim poczułam, jak jego pięść łączy się z moim policzkiem. Siła była tak duża, że natychmiast poczułam w ustach metaliczny smak krwi.
„Pieprzona dziwka!” warknął i znów podniósł pięść.
Starałam się poruszyć ustami, by znów krzyknąć, ale nie mogłam, i poczułam, jak uderza mnie w policzek ponownie. To drugie uderzenie było jeszcze gorsze niż pierwsze. Czułam, jakby zmiażdżył mi całą twarz i oszpecił mnie. Próbowałam walczyć dalej, ale zaczęłam widzieć gwiazdy, a potem zapadła ciemność.
