Rozdział 1: Harley
W mojej obronie, byłam bardzo pijana, bardzo załamana i absolutnie nie spodziewałam się, że przyciągnę do domu półżywego wampira jak jakiś gotycki szop, który zbiera złe decyzje.
Powinnam była iść dalej. Powinnam była zignorować mężczyznę osuniętego na ścianę w alejce, z krwią ciemniejącą na jego koszuli. Powinnam była wiedzieć, że stworzenie z oczami takimi jak jego nie jest przeznaczone do uratowania.
Jest też szczególny rodzaj żalu, który pojawia się, gdy zdajesz sobie sprawę, że właśnie zaprosiłaś do domu drapieżnika na szczycie łańcucha pokarmowego. To coś pomiędzy "Nie powinnam była wysyłać SMS-a do mojego ex" a "Zobaczmy, czy tygodniowe mleko jest jeszcze dobre."
Uwaga: jeśli szukasz bohaterki, która nie przeklina, ma życie pod kontrolą i nie podejmuje codziennie wątpliwych decyzji, trafiłaś w złe miejsce.
W przeciwnym razie, przygotuj się na burdel zwany moim życiem i trzymaj się mocno – to będzie wyboista jazda.
∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞
Ten dwulicowy, dupowaty, pchlarzany palant!
Barman naprzeciwko mnie patrzy na mnie jak na stworzenie z laguny. Prawdopodobnie dlatego, że moje usta i język są zabarwione na niebiesko od sześciu koktajli z blue curacao i lemoniady, które wypiłam w ciągu ostatniej godziny.
Wiem, co myślisz – jak ona jeszcze siedzi prosto po takiej ilości alkoholu? Cóż, moi kochani, rozmiar tej krągłej dziewczyny i szybki metabolizm pomogły mi pić do upadłego, kiedy było trzeba. Hurra dla mnie!
To nie znaczy, że nie czuję skutków. Mam wyraźne podejrzenie, że kiedy w końcu zdecyduję się podnieść tyłek z tego stołka barowego, moja równowaga nie będzie najlepsza. No cóż, przejdę przez ten most, kiedy do niego dojdę.
Powinnam była wiedzieć już rano, kiedy moja maszyna do kawy odmówiła posłuszeństwa, że dziś będzie ciężko. Ta maszyna była moim partnerem w zbrodni przez dwa lata studiów, cztery przeprowadzki i wiele poranków po imprezach czy jednonocnych przygodach.
Kiedy włączyłam ją rano, nagle pojawiła się iskra, a tył urządzenia wybuchł płomieniami. Byłam oszołomiona przez całe dwie sekundy, zanim zdałam sobie sprawę, że jestem jedyną dorosłą osobą w domu i to moja odpowiedzialność, żeby zatrzymać pożar i nie dopuścić do spalenia całego domu.
Na szczęście pamiętałam, że według Profesora Google'a należy użyć sody oczyszczonej do gaszenia pożaru elektrycznego, a nie wody, jak w zwykłych przypadkach. Więc pobiegłam do spiżarni, chwyciłam pudełko, które rzadko używałam (bo nie umiem piec) i zgasiłam ten cholerny pożar jakby moje życie od tego zależało. W sumie, moje życie rzeczywiście od tego zależało. Hm.
Drugim sygnałem powinno być to, że moja nowa pracownica zrezygnowała przez wiadomość na Instagramie. Bardzo profesjonalne, wiem.
Tydzień temu błagała mnie, żebym przymknęła oko na jej młody wiek i dała jej szansę. To miała być jej pierwsza praca. Niechętnie się zgodziłam, bo pamiętałam, że ja też kiedyś byłam nową osobą na rynku pracy i walczyłam o to, żeby ktoś we mnie uwierzył. I zobaczcie, jak to się skończyło.
Przywołując barmana, przesuwam w jego stronę pustą szklankę, "Jeszcze jednego, proszę, barmanie."
"Przepraszam, proszę pani, ale muszę panią przerwać."
"Co?! Dlaczego?" pytam oburzona, zdając sobie sprawę, że mój przycisk kontroli głośności może być zepsuty, gdy kilka głów odwraca się w moją stronę. O, gryź mnie.
"Ponieważ hotel ma surową politykę, że goście spoza hotelu mogą korzystać z baru tylko do godziny 22:00."
Patrzę na niego podejrzliwie, bo ta polityka brzmi dla mnie jak stek bzdur. Czy on próbuje się mnie pozbyć, nie obrażając mnie? Pewnie jakaś Grażyna złożyła skargę na dużą, grubą singielkę, która topi swoje smutki w beczkach alkoholu. No cóż, pierdol się, Grażyno.
Spoglądam na mój zegarek i daję mu najsłodszy uśmiech, "Zrobię z tobą interes. Jest obecnie 21:45. Jeśli podasz mi jeszcze jednego drinka, dam ci napiwek w wysokości świeżutkiej 50-dolarowej banknotu."
Wyraz jego oczu mówi mi, że udało mi się w negocjacjach. "Dobrze, ale muszę poprosić o pani klucze. Zadzwonię po taksówkę, gdy skończy pani pić."
Z ogromnym uśmiechem wsuwam rękę do torebki, żeby mu je podać. "Mamy umowę, mój dobry panie."
Odwracając się, żeby zmieszać mój drink, zauważam, jak przewraca oczami na mój widok. Pewnie ma dość pijanych klientów, którzy myślą, że ogromne ilości alkoholu rozwiążą ich problemy. Oceniacz z ciebie?
Popijając ostatni koktajl tej nocy, wracam myślami do momentu, gdy weszłam do mieszkania Stevena i zobaczyłam go w akcji z moją wcześniej wspomnianą byłą pracownicą. Tak, dobrze słyszeliście.
Steven pojawiał się w mojej księgarni kilka razy w ostatnim tygodniu. Nic dziwnego w tym nie było. Nawet przedstawił się Kylie, mojej nowej pracownicy. Też nic dziwnego. Jednak było to dziwne, gdy wczoraj znalazłam ich skulonych w kącie, szeptających i chichoczących razem.
A ponieważ byłam hiper-skoncentrowana na nowych książkach o wampirach, które dotarły tego ranka i gdzie je wyeksponować, nie zastanawiałam się nad tym. Bo posiadanie ciemnego, ponurego, niebezpiecznego mężczyzny, który rości sobie prawo do ciebie na wieczność, jest ważniejsze niż martwienie się o cokolwiek to było.
Gemma, moja 62-letnia pracownica, wysłała mnie dzisiaj wcześniej do domu (jakby to nie ja jej płaciła), żeby przygotować się na funkcję, na którą miałam iść ze Stevenem w jego biurze wieczorem. W drodze do domu zdałam sobie sprawę, że para butów, których potrzebowałam na wieczór, nadal była u niego. Więc wpadłam do jego mieszkania, zamierzając być tam i wyjść w kilka minut.
To, co mnie tam czekało, będzie mnie prześladować przez dni. Prawdopodobnie miesiące. Najpewniej lata.
Z powodu jego sypialni znajdującej się na tyłach mieszkania, początkowo nie słyszałam odgłosów, gdy weszłam używając kopii klucza, który dał mi dwa tygodnie temu. Ale po około pięciu krokach wzdłuż korytarza, dźwięki dochodzące zza zamkniętych drzwi sprawiły, że zatrzymałam się na około 2,5 sekundy – mój instynkt krzyczał na mnie.
Gdy powoli otwierałam drzwi, próbując przedłużyć moment zobaczenia mojego świata zniszczonego przez zużyty papier toaletowy, mój umysł ping-pongował między krzykiem jak banshee, histerycznym śmiechem jak zła czarownica, a płaczem jak dziecko, które właśnie straciło swojego ulubionego aksolotla.
Jedynym sposobem na zapomnienie tego, co zobaczyłam, jest prawdopodobnie wybielenie moich gałek ocznych. Czy moje ubezpieczenie zdrowotne pokryje tę procedurę?



















































































































