Rozdział 2: Harley
„Co. Do. Cholery?”
To były jedyne słowa, które mój mózg był w stanie sformułować w tym momencie.
Pozwólcie, że dam wam trochę kontekstu, abyście mogli zrozumieć moje zdziwienie, a wręcz szok, na widok tego, co zobaczyłam w tamtym pokoju.
Życie seksualne Stevena i moje zawsze było przeciętne. Nigdy nie chciał używać zabawek w sypialni. Jedynymi pozycjami, które znał, były misjonarska i ja robiąca mu loda. Czy to w ogóle jest pozycja? Odbiegam od tematu.
Raz poszedł na mnie. Po wszystkim powiedział, że nie rozumie, co jest takiego wielkiego w dawaniu kobiecie seksu oralnego, ponieważ nie sprawia mu to żadnej przyjemności. No, jasne, palant, o to właśnie chodzi.
Dawanie kobiecie seksu oralnego powinno być czymś, co facet lubi. Powinien to robić, bo chce, a nie dlatego, że musi. Wszystko w nadziei, że ona odwzajemni przysługę. Rycerskość to zdecydowanie zaginiona sztuka.
Przez ostatnie osiem miesięcy naszego związku błagałam go, żeby spróbował różnych pozycji i ciekawych zabawek. Raz nawet pojawiłam się u niego w mieszkaniu tylko w bieliźnie pod płaszczem przeciwdeszczowym, żeby dodać pikanterii. Zostałam odrzucona szybciej niż skazany przestępca przed plutonem egzekucyjnym. Co za podniesienie ego.
Więc zobaczenie go na Kylie w pozycji sześćdziesiąt dziewięć było zaskakujące. Ale jeszcze bardziej szokujące było to, że pieprzyła go w tyłek dildo, które mogło konkurować z puszką napoju pod względem szerokości. Nie wspominając o ozdobnym obroży na jego szyi. Podobały mi się jednak czerwone uszy królika, które miał na sobie.
Cztery słowa zaskoczenia, które wypowiedziałam, przykuły ich uwagę. Zamarli natychmiast, ich oczy zrobiły się wielkie jak talerze obiadowe. Gdy zielone dildo w tyłku Stevena nagle wyskoczyło, ponieważ Kylie w zaskoczeniu opuściła rękę, i uderzyło ją w czoło, straciłam kontrolę.
Prawie popuściłam ze śmiechu, obejmując ramionami brzuch. Łzy zaczęły mi cieknąć z oczu, zamazując mi widok. Ale nie na tyle, żeby nie zobaczyć klatki na penisa zamocowanej na jego zwiotczałym członku, gdy wstał z łóżka.
„Harley, kochanie...” zaczął mówić, ale podniosłam rękę, aby zatrzymać żałosne wymówki lub próby manipulacji, które z pewnością zaczęłyby wypływać z jego ust.
„Cokolwiek to jest,” powiedziałam, machając palcem w ich kierunku, „mam nadzieję, że było warte końca naszego związku.”
Podchodząc do szafy, wyciągnęłam parę butów, po które pierwotnie przyszłam (były cholernie drogie, nawiasem mówiąc), a potem wyszłam bez słowa. Pozostałe kilka rzeczy, które miałam u Stevena, były nieistotne – szczoteczka do zębów, kubek do kawy, który mi dał, oprawione zdjęcie nas przed kominkiem w moim domu.
Oni wciąż mamrotali i bełkotali za mną, gdy wychodziłam z pokoju, ale miałam już dość ich bzdur. Rzuciłam jego klucz na kuchenny blat i wyszłam przez frontowe drzwi. Gdy drzwi zatrzasnęły się za mną, usłyszałam Stevena błagającego, „Harley, proszę, nie zostawiaj mnie.” To będzie zdecydowane nie z mojej strony, palancie.
Opuszczając jego budynek, bezmyślnie skręciłam w lewo, nie wiedząc, dokąd idę. Musiało to być po prostu daleko od niego.
Po około 30 minutach bezcelowego wędrowania, kilka dziewczyn idących kilka kroków przede mną weszło do hotelu i do baru. Poszłam za nimi, nieświadomie pomagając mi świętować moją nowo zdobytą wolność i emancypację od Stevena Palanta Stevens. Kto nazywa swoje dziecko takim samym imieniem jak nazwisko? Barbarzyńcy, oto kto.
To było około dwóch godzin temu, a alkohol w końcu zaczął działać, tłumiąc gniew i wstyd, które ciężko leżały mi na sercu.
Patrząc wstecz, nie sądzę, że naprawdę kochałam Stevena. Może go lubiłam w pewnym momencie, ale przez ostatnie kilka miesięcy tylko udawałam. Było mi wygodnie i nie chciałam naruszać status quo. Nie chciałam narzekać ani oczekiwać zbyt wiele od niego. Głównie, myślę, dlatego że nie chciałam być już sama.
I tu pojawia się wstyd. Bo zawsze mówiłam, że chcę mężczyzny, który będzie mnie uwielbiał i zrobi prawie wszystko, aby mnie zatrzymać przy sobie. Bo doświadczyłam takiego związku, kiedy moi rodzice jeszcze żyli. I chciałam tego dla siebie. Nie tylko dlatego, że jestem samolubną suką, ale dlatego, że chciałam być taką osobą dla kogoś innego w zamian.
Na początku naszego związku, kiedy wszystko było nowe i błyszczące, traktował mnie dobrze. Komplementował mnie, był dżentelmenem, który otwierał przede mną drzwi, i rozmawiał ze mną jak równy z równym. Ale z czasem stał się wygodny. Nie było już niespodziewanych dostaw kwiatów do księgarni ani spontanicznych nocnych spacerów po parku, podczas których rozmawialiśmy o naszym dniu. Seks stał się obowiązkiem, kiedy on zaplanował go na każdą środę i sobotę wieczorem, jeśli nie mieliśmy żadnych zobowiązań zawodowych.
I dlatego jestem bardziej zła na siebie niż na niego – pozwoliłam na to wszystko, mimo że obiecałam sobie, że nie stanę się statystyką w kwestii nieudanych związków.
Czy jest za późno, żeby zostać zakonnicą i prowadzić życie w celibacie? Zostawmy ten pomysł na później, kiedy będę trzeźwa.
Kończąc swoje żałosne rozważania, podnoszę rękę, aby przywołać barmana. „Chcę zamknąć rachunek, proszę,” mówię, gdy jest w zasięgu słuchu.
„Zamówię ci taksówkę przy okazji.”
„Nie trzeba; mieszkam kilka przecznic dalej i będę szła do domu. Więc nie musisz się martwić, że kogoś potrącę po drodze,” mówię, obdarzając go anielskim uśmiechem. Przynajmniej mam nadzieję, że tak wygląda. A może wyglądam bardziej jak obłąkane zwierzę zakażone wścieklizną?
Uśmiech musi działać, bo wręcza mi moje klucze i rachunek. Nie patrząc naprawdę na sumę, zapisuję kwotę, która obejmuje obiecany napiwek w wysokości 50 dolarów. Gdy wprowadza niezbędne dane do autoryzacji transakcji, stukam kartą w jego terminal, gotowa do wyjścia.
Odchodzi, ignorując mnie, gdy zsuwam się z barowego stołka, tylko po to, by zdać sobie sprawę, że grawitacja nie jest teraz moim przyjacielem. Ta suka!
Powoli wychodzę z baru, przez lobby hotelu, na ulicę, gdzie chłodne nocne powietrze trochę oczyszcza mi głowę.
Droga do domu jest spokojna, mijam tylko kilku ludzi. Dziwne. Czy nie powinno być więcej ludzi w piątkowy wieczór?
Około przecznicy od mojego domu przechodzę obok ciemnej alejki i słyszę cichy dźwięk. Decydując się go zignorować (to prawdopodobnie dziki kot, który podrapie mi ręce w podziękowaniu za pomoc), idę dalej.
Ale potem wyraźny dźwięk kogoś w bólu dociera na ulicę z wejścia do alejki, i zatrzymuję się jak jeleń w świetle reflektorów. Ponownie, tym razem głośniej i pełen bólu. Cholera, pójdę tam, prawda?
Cofam się i zaglądam za róg alejki. Widzę kogoś na ziemi, jego plecy opierają się o ścianę, ale jest zbyt ciemno, a ja jestem zbyt daleko, żeby dostrzec jakieś szczegóły.
Nie rób tego, Harley. Nie idź w tę ciemną alejkę w stronę kogoś, kto prawdopodobnie jest ranny, przestraszony i w defensywie. Kogoś, kto może być uzbrojony. Kogoś, którego napastnik może wciąż czaić się w cieniu.



















































































































