Rozdział 5: Thane

Nawet zanim otworzę oczy, czuję, że coś jest inaczej - ze mną i przestrzenią, w której się znajduję - z różnych powodów.

Leżę na kanapie, czego nigdy nie robię. Po to mam moje specjalnie robione łóżko Alaskan King z czarnymi jedwabnymi prześcieradłami.

W powietrzu unosi się odurzający zapach. I to nie ten charakterystyczny zapach krwi, który potrafię wyczuć na milę. Ten zapach przyciąga mnie, jednocześnie uspokajając moją duszę (jeśli ją mam) i rozpalając mój układ nerwowy.

Otwierając oczy, wpatruję się w sufit, zupełnie inny niż w moim apartamencie na najwyższym piętrze. Ten ma brązowe plamy wodne w kilku miejscach i kilka pęknięć w rogu. Boże, oby dach nie zawalił się na mnie.

Jestem bez koszuli, a dolna połowa mojego ciała jest przykryta szarym kocem. Gdy przyciągam go bliżej nosa, ten boski zapach staje się intensywniejszy i instynktownie wciągam go głęboko do płuc.

Odwracając głowę w lewo, więcej pokoju staje się wyraźniejsze. Jestem w małym salonie z skromnymi meblami. W rogu znajduje się okno wykuszowe z wbudowanym wyściełanym siedzeniem pod spodem. Jest pokryte większą ilością poduszek niż powinno być legalnie dozwolone.

Moje oczy padają na śpiącą kobietę w fotelu naprzeciwko mnie. Lekko chrapie, a trochę śliny kapie z kącika jej otwartych ust. Nie mogę zdecydować, czy to urocze, czy odrażające. Co do cholery? Od kiedy coś jest dla mnie urocze?

Na jej kolanach leży otwarta książka, ale z tej perspektywy nie mogę odczytać tytułu. Mam nadzieję, że to coś edukacyjnego, jak autobiografia jednego z wielkich umysłów tego kraju. Po prawej za nią znajduje się ogromna biblioteka wypełniona książkami, które były czytane wielokrotnie, jeśli pęknięte grzbiety są jakąkolwiek wskazówką.

Przesuwając nogi na podłogę, siadam prosto i przeglądam resztę pokoju. Korytarz prawdopodobnie znajduje się przez drzwi po mojej prawej stronie, z widocznym dolnym fragmentem schodów. Mała kuchnia jest widoczna przez łuk po mojej lewej stronie za mną. Przyzwoity telewizor jest zamontowany na ścianie po lewej, obok okna wykuszowego.

Śpiąca piękność jest ubrana w czerwone flanelowe piżamy, które podkreślają jej pełne, kuszące krągłości. Górny guzik jej koszuli wyskoczył z dziurki, a jej głęboki dekolt przyciąga moją uwagę. Co bym dał, żeby rozpiąć kolejny guzik - wtedy byłyby całkowicie odkryte dla mnie. Przestań, ty jaskiniowcu.

Patrząc w dół, zauważam wodoodporny bandaż na lewej stronie mojego brzucha, a wydarzenia z zeszłej nocy wracają jak gwałtowna powódź.

Pamiętam kolację w restauracji z niektórymi z moich najlepszych badaczy. Dałem mojemu kierowcy wolny wieczór, bo to była jego rocznica, i planowałem zamówić Ubera, kiedy wieczór się skończy. Więc kiedy wyszliśmy z restauracji, pożegnałem się z resztą i otworzyłem aplikację do zamawiania przejazdów na telefonie. Ale nagły ruch przyciągnął moją uwagę, i natychmiast spojrzałem w tamtym kierunku.

Moje wyostrzone oczy pozwoliły mi dostrzec charakterystyczny, luminescencyjnie czerwony tatuaż nietoperza za uchem osoby. Takie cholernie oklepane.

Bez wahania zacząłem śledzić mężczyznę ubranego na czarno. Ale nadążanie za nim okazało się trudne, ponieważ nie mogłem użyć swojej zdolności do poruszania się niezwykle szybko na ulicach zatłoczonych przez śmiertelników.

Nie miało sensu, żeby któryś z ludzi Andrása kręcił się po tej części miasta. Ale byłem zdeterminowany, żeby go złapać, wycisnąć z niego odpowiedź, a potem pozbyć się jego żałosnej dupy.

Śledziłem go przez kilka przecznic, przemykając od cienia do cienia. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, kiedy w końcu zakradł się do ciemnej alejki, ostatecznie przypieczętowując swój los, bo nie zamierzałem go stamtąd wypuścić żywego.

Idąc wąskim przejściem, moje oczy przeskakiwały z jednego zakamarka do drugiego w poszukiwaniu sługusa Andrása. W połowie drogi czarny kot zeskoczył z kontenera na śmieci, powodując wystarczające rozproszenie, by mój cel mógł się rzucić z przeciwpożarowej drabiny powyżej, lądując zręcznie na nogach i odcinając wyjście na ulicę.

Zanim zdążyłem wypowiedzieć choć jedno słowo, podszedł do mnie i wbił mi sztylet w bok, szepcząc do ucha: "András przesyła pozdrowienia."

Zwykle moje kły rozerwałyby mu gardło, zanim zdążyłby dokończyć zdanie. Ale moje ciało, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, odmówiło wykonania poleceń mojego mózgu. Zimno przenikało przez moje ciało, zaczynając od miejsca, gdzie wciąż tkwił nóż, skutecznie mnie paraliżując. Nawet mój głos nie chciał wydobyć się z gardła.

Kiedy mężczyzna się cofnął, wyciągając sztylet, słodki zapach unoszący się w powietrzu był pierwszą wskazówką, a resztki czarnej cieczy na ostrzu drugą. Skurwiel zatruł mnie wilczą jagodą.

W normalnych okolicznościach trucizna wilczej jagody jest śmiertelna dla wampira. Ale w moim przypadku, ponieważ jestem Królem Wampirów, tylko mnie sparaliżowała i spowolniła moje zdolności regeneracyjne. Więc nie mogłem walczyć ani go zabić na miejscu, nawet gdybym próbował.

Zniknął w nocy z triumfalnym uśmiechem, podczas gdy ja osuwałem się po brudnej ścianie, tracąc kontrolę nad ciałem z każdą sekundą. W głębi umysłu miałem nadzieję, że żaden inny opryszek mnie nie znajdzie, bo mógłby zakończyć moje życie bez większego wysiłku.

I to wkurzało mnie najbardziej – nie być w stanie się obronić. Zredukowany do śmierci z rąk prostaka, a nie w wirze chwalebnej bitwy, jak przepowiadały księgi historii.

W końcu moje ciało poddało się, próbując pozostać przytomnym i obudzonym, ból i odrętwienie stały się zbyt wielkie dla mojego zmęczonego ciała, by się samo uleczyć, powodując, że straciłem przytomność.

Śmiertelna kobieta musiała na mnie natknąć się i postanowić mnie uratować.

Zdejmując częściowo bandaż ze skóry, zauważam, że rana całkowicie się zagoiła, pozostawiając tylko blady biały ślad jako dowód, że zaledwie kilka godzin temu była tam otwarta rana.

Uważam to za dziwne, ponieważ wcześniej byłem zatruty wilczą jagodą i zajmuje to co najmniej 24 godziny, aby opuściła mój system, a potem kilka kolejnych godzin, zanim moje rany się zagoją. Czy ta kobieta miała na ręku antidotum?

Zanim zdążę rozważyć wszystkie możliwe scenariusze i powody mojej szybkiej regeneracji, moja gospodyni zaczyna się poruszać. Natychmiast krzyżuję ramiona na piersi, nakładam maskę gniewu i czekam, aż się obudzi i zacznie prosić mnie o pieniądze, bo uratowała mi życie.

Bo tego właśnie oczekuję od ludzkości. Żaden dobry uczynek nie jest wykonywany tylko dlatego, że osoba ma w sobie przyzwoitość i życzliwość. Nie. Z każdym aktem oczekują zapłaty lub przysługi w zamian.

Kiedy jej głowa się unosi i jej szmaragdowe oczy spotykają się z moimi, tylko jedno słowo rezonuje przez każdą cząstkę mojego istnienia.

Moja!

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział