Pięć

Perspektywa Thane'a

Niski pomruk w gardle wydawał się ją przestraszyć i patrzyłem, jak zatacza się do tyłu, prawie poślizgując się na kałuży za sobą.

Czułem więź między nami, przyciągającą mnie do niej jak gwóźdź do magnesu. Jej zapach, mimo silnego deszczu, przenikał moje nozdrza i niemal mnie odurzał.

Przez cały tydzień ledwo otrzymałem reakcję od mojego wilka, ale teraz szalał w moim ciele, namawiając mnie, bym natychmiast ją oznaczył.

Musiałem walczyć przez kilka sekund, aby przejąć pełną kontrolę, w przeciwnym razie musiałbym ją oznaczyć. Bez wątpienia wiedziałem, kim była. Kto nie znał ukochanej żony Alfy Liama?

Nie wiedziałem tylko, dlaczego była tutaj na deszczu, wyglądając na zmaltretowaną i zmęczoną. Nie mogłem nawet pomyśleć, co mogło się jej stać, gdybym nie przyszedł na czas, aby uratować ją przed rozszarpaniem.

"Nie bój się, nie skrzywdzę cię." Próbowałem brzmieć uspokajająco, zbliżając się do niej, moje duże buty powodowały duże fale w szybko tworzących się pod naszymi stopami kałużach.

Cofnęła się, a przerażenie i strach w jej oczach mówiły mi, że wolałaby zamarznąć na zimnie, niż iść ze mną.

"Spójrz, wiem, kim jesteś i wiem, że twoje zamiary nie są nawet w najmniejszym stopniu dobre. Więc jeśli po prostu mnie zostawisz, znajdę drogę do domu."

Prychnąłem. Małe dzieci w stadzie Rhinestone znały mnie jako Diabła Cienia, krwiopijcę, miażdżącego czaszki potwora, który rządził swoim stadem żelazną pięścią. Krwiożerczego bestię, która siedziała na czaszce swoich wrogów i biczowała swoich ludzi, aż ci nie wykrwawili się na śmierć. Jako Alfa, byłem bardzo obawiany nawet przez niektóre Likany.

Alfa Liam był jednym z wielu moich wrogów, więc musiał zadbać o to, aby jego kobieta miała najgorsze wyobrażenie o mnie.

Ale coś było nie tak. Mój wilk wyraźnie jej pragnął, a tak samo każda cząstka mnie. Nawet w deszczu i na zimnie, jej zapach rozpalał we mnie płonący, wściekły ogień, zmuszając mnie do chęci dotknięcia jej i posiadania jej pod sobą w kilka sekund.

Ale jak to było możliwe? Bogini księżyca nigdy by się nie pomyliła. Co oznaczało, że jej mąż ją odrzucił... albo możliwie wyrzucił ze stada. Alfa Liam był jedną z osób, które znałem, że kochał i cenił swoją żonę. Nawet przed ślubem zawsze była mu bardzo bliska.

A była pięknością do podziwiania. Jako córka ostatniego istniejącego Szamana, wydawało się, że bogini księżyca osobiście obdarzyła ją swoją urodą.

Więc co robiła tutaj? Powiedziała, że jest w drodze do domu, ale wyglądała na bardziej zagubioną.

Mimo to, pomyślałem, że już się odwróciła ode mnie i szybko odchodziła. Nie mogła nawet ukryć, jak jej ramiona gwałtownie drżały od zimna deszczu.

"Przepraszam, ale albo to, albo zostawię cię tutaj na śmierć. I uwierz mi, mogę wybrać to drugie, jeśli bym mógł." Z tym, podszedłem do niej i w dwóch ruchach podniosłem ją i przerzuciłem przez ramię.

Zatkało ją, gdy jej stopy oderwały się od ziemi, ale gdy tylko zacząłem pędzić z nieludzką prędkością, uważając, by jej nie upuścić, zaczęła krzyczeć. Jej głos był tak głośny, że mogła rozerwać sobie struny głosowe, a jej pięści spadały na moje plecy jak grad, ale zupełnie ją ignorowałem.

„Czy ty w ogóle się starasz?” Uśmiechnąłem się złośliwie, czując, jak jej pięści uderzają coraz mocniej z każdą sekundą.

„Zostaw mnie natychmiast. Rozkazuję ci w imieniu mojego męża....”

„Myślisz, że obchodzi mnie, kim jest twój mąż? Jeśli mógł zostawić cię na dziko i w deszczu o tej porze nocy, to z pewnością nie będzie miał nic przeciwko, żeby odwiedzić mnie, żeby cię zabrać z powrotem.”

W końcu dotarliśmy do mojej watahy i w chwili, gdy strażnicy otworzyli bramę, ich oczy natychmiast zwróciły się na damę na moim ramieniu.

W tej chwili Astella zupełnie ucichła i przestała robić sceny. Czułem jej strach, gdy maszerowałem prosto do mojego dworu. Strażnicy mieli oczy tylko na mnie. W końcu kobieta, którą miałem ze sobą tej nocy, była dość dziwna i różniła się od kobiet, które zwykle przyprowadzałem, by spędzić noc.

Nie wyglądały na zagubione przez dni, ani nie były przemoknięte, nie były rzucone na moje ramiona jak worek ryżu, i na pewno nie miały zapachu.

Więc musieli być ciekawi. Ale wyraz mojej twarzy obiecywał im konsekwencje ich ciekawości.

Gdy wszedłem do dworu, podeszły do mnie Omegi, gotowe zdjąć moje mokre buty i powitać mnie menu na kolację, jeśli już nie jadłem na polowaniu.

Jednak wszyscy zamarli na mój widok i kobiety na moich ramionach.

„Twój Alfa... czy to nie Lady Astella? Luna Alfy Liama?” Jedna ze służących wypaliła, przerywając ciszę.

Wszyscy inni patrzyli na nią z gniewem i przerażeniem, na co natychmiast spuściła głowę, zdając sobie sprawę, co właśnie zrobiła.

„Wybacz tej głupiej Omedze, Twój Alfa. Moja ciekawość mnie przerosła.”

„Tożsamość tej kobiety powinna pozostać tylko między nami w tym dworze. Jeśli usłyszę o niej gdziekolwiek indziej w tej watasze, zapłacisz za to głową.” Powiedziałem spokojnie z nutą chłodu w głosie, dając jej do zrozumienia, jak poważnie traktuję jej utratę życia.

Wciąż próbowałem zrozumieć, jak ją poznałem i jak to możliwe, że była moją partnerką, i nie chciałem, żeby starsi o niej wiedzieli, ani żeby Liam wiedział, że jest tutaj.

To znaczy... jeśli już tego nie wiedział.

„Przygotujcie dla niej pokój i gorącą kąpiel. Możecie przynieść jej kolację do pokoju. Nie jestem głodny.” Zacząłem iść na górę, gdy zatrzymałem się w ruchu.

„Gdzie ona jest?” Zwróciłem się do nich z wąskimi oczami.

„Odeszła, odkąd wyjechałeś na polowanie i nie wróciła.”

„A Yuvone?”

„Śpi.” Odpowiedział jeden z nich.

Z kiwnięciem głowy wreszcie poszedłem do swojego pokoju, a kiedy dotarłem, rzuciłem ją na łóżko, po czym odchyliłem się, już rozpinając guziki koszuli.

Z ciężkim westchnieniem, jeszcze nie doszła do siebie po tym, jak została rzucona jak worek, usiadła, kipiąc ze złości, wpatrując się we mnie.

Patrzyłem na nią prowokacyjnie, rozbawiony, jak jej miękkie brązowe oczy ciemniały jak czekolada, gdy się złościła. To było zabawne do oglądania.

"Popełniasz wielki błąd, Thane."

Mój uśmiech pogłębił się, gdy podszedłem do niej, pochylając się obok łóżka, abyśmy byli na tej samej wysokości. Widziałem, jak strach pojawiał się w jej oczach, gdy spotkały się z moimi, ale nie drgnęła. Nawet oddech nie wydostał się z jej ust, gdy zablokowała na mnie wzrok.

"Jak to?"

"Jestem już związana i masz mnie w swoim małżeńskim łóżku. To brak szacunku dla mojego partnera i dla twojego."

Zmarszczyłem brwi, w końcu potwierdzając kolejną rzecz, którą źle odczułem. Nie wiedziała. Nie wiedziała, że jesteśmy partnerami. To było ironiczne, jak myślała, że mój partner powinien być teraz w łóżku ze mną, podczas gdy to ona była tym partnerem, o którym mówiła.

"Nie sądzisz, że już otrzymałaś wystarczająco dużo braku szacunku od swojego tak zwanego męża? W końcu zostawił cię całą przemokniętą i zziębniętą na deszczu... czy jest coś, co powinnam wiedzieć?"

Wysyczała i odepchnęła mnie, już wstając z łóżka, zostawiając mokrą plamę tam, gdzie leżała, co wskazywało, że jej ubrania były bardzo mokre.

Używając łącza myślowego, poleciłem służącej przynieść zmianę ubrań z pokoju Michaeli. Nie było jej w pobliżu, a nie sądziłem, że spodoba się jej pomysł powrotu i zobaczenia innej kobiety w jej ubraniach, ale to były jedyne, które mogłyby na nią pasować w tym momencie.

A dla jej bezpieczeństwa, wolałbym, żeby nie nosiła moich ubrań.

"Gdzie idziesz?" zapytałem, obserwując ją, gdy zaczęła majstrować przy klamce drzwi. Zrelaksowałem się po stronie mojego łóżka, swobodnie rozpinając resztę guzików.

"Odchodzę. Co myślisz?" Już miała otworzyć drzwi, gdy służąca je popchnęła z drugiej strony, zaskakując ją.

"Oto zmiana ubrań dla ciebie, Luna Astella... to znaczy..." szybko odchrząknęła i spojrzała na mnie z niepokojem, zanim podała jej ubrania i zamknęła drzwi.

Astella szybko się ruszyła, pozwalając ubraniom upaść na podłogę, ponownie majstrując przy klamce, ale tym razem drzwi się nie otworzyły.

Z frustracją ryknęła, rzucając się na mnie na łóżku z nieludzką prędkością i chwyciła mnie za gardło, jej pazury natychmiast wbijając się głęboko w moją skórę. Jej oczy błyszczały krwistoczerwonym blaskiem, gdy obnażyła swoje kły na mnie.

"Nie masz prawa mnie tu trzymać. Co knujesz, Thane? Puść mnie."

Dwoma ruchami poluzowałem jej mocny uchwyt na moim gardle i rękę za jej plecami, przyciskając ją do siebie swoją wysokością, przewyższając ją.

Przez krótką chwilę nasze oczy się spotkały, nasze oddechy mieszały się, gdy zamarliśmy w stanie napięcia.

"Puść mnie natychmiast!" Wyciągnęła drugą rękę, celując, by mnie uderzyć, ale byłem szybszy niż myślała i uchwyciłem jej drugą rękę również.

Jej diabelskie, wściekłe spojrzenie nie oddawało w pełni tego, jak bardzo była zła, ale na mojej twarzy pojawił się przebiegły, okrutny uśmiech, jakbym cieszył się z przedstawienia, które dawała.

Nigdy wcześniej nie czułem takiego przypływu adrenaliny, który wypełniał mnie ekscytacją i pragnieniem więcej.

„Jak śmiesz?” ryknęła z głębokim pomrukiem wydobywającym się z jej gardła. Gdyby mogła strzelać piorunami z oczu, jestem pewien, że zrobiłaby to bez wahania.

Spokojnie odsunąłem się od niej, a mój uśmiech pogłębił się, gdy obserwowałem ją jak drapieżnik swoją ofiarę. Cofnęła się kilka kroków pod wpływem mojej nadchodzącej Alfy Aury.

„Dopóki jesteś w tej watahy, mojej watahy, będziesz robić, co ci każę.”

„Nie prosiłam, żeby mnie tu przyprowadzano. Miałeś wybór.”

Parsknąłem z gorzkim uśmiechem. „Tak, zostawić cię tam na śmierć. Co właśnie teraz rozważam.”

„I co cię obchodzi, czy umrę. Znamy tylko nasze tożsamości. Nic o mnie nie wiesz, żeby czuć współczucie.” W jej głosie było słychać ból, który starała się stłumić, gdy na mnie warczała, ale nie mogła ukryć łez, które napłynęły jej do oczu.

Natychmiast je starła, unikając spojrzenia na mnie.

„Więc chcesz mi powiedzieć, że Liam zostawił cię na śmierć?” Zmarszczyłem brwi, gdy kawałki układanki zaczęły się składać, ale nadal byłem zdezorientowany, zastanawiając się dlaczego. Dlaczego Liam miałby to zrobić? Co mogła zrobić? Co mogło pójść nie tak?

„Thane, wypuść mnie teraz, albo…”

„Albo co?” drwiłem z niej, obserwując, jak przełyka ślinę, gdy powoli zbliżałem ją do ściany.

Zdała sobie sprawę, że jest uwięziona między mną a ścianą. Przeszywała mnie wściekłym spojrzeniem. „Powiem twoim starszym, że mnie tu uwięziłeś. To, co robisz, to hańba... Jestem córką szamana. I jestem związana z…”

„Cóż, jeśli twój tak zwany mąż ma choćby odrobinę troski o swoją zaginioną partnerkę, to przyjdzie cię szukać, prawda? A czy jest lepsze miejsce do szukania niż terytorium jego wroga numer jeden?”

„Dlaczego?” Jej oddech był nierówny, a głos zniżył się do szeptu. Ktoś, kto właśnie usłyszał, że jej mąż prawdopodobnie przyjdzie ją uratować, nie wyglądał na szczęśliwego ani odetchnionego z ulgą, wręcz przeciwnie, wyglądała na bardziej przestraszoną, niż mogłem sobie wyobrazić. „Dlaczego to robisz…”

Mój wzrok padł na jej usta, gdy poczułem jej ciepły oddech na mojej twarzy, zdając sobie sprawę, jak blisko siebie byliśmy. Jej usta były najbardziej zmysłowe i urzekające, jakie kiedykolwiek widziałem. Były pełne, wilgotne i wydawały się mnie przyciągać. Byłem w pokoju z niezliczonymi nagimi kobietami przy mojej szyi i wołającymi… a jednak ledwo reagowałem na którąkolwiek z nich, nawet gdy mnie dotykały.

A jednak, patrząc na jej usta, czułem, jakby we mnie rozpalił się ogień.

„Dlaczego się wahasz? Zaznacz ją i połącz się z nią. Jest twoją partnerką i twoją do zdobycia, więc czemu się powstrzymujesz!” Mój wilk karcił mnie ze złością, mrucząc.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział