Rozdział 2

Danielle

No to pięknie!

Podszedł z powrotem w moją stronę. "Wszystko w porządku?"

"Klub motocyklowy?" zapytałam.

Kiwnął głową.

"Jak Anioły Piekieł?"

Booker uśmiechnął się z przekąsem. "Teoretycznie."

"Cholera." Spojrzałam na niego. "Naprawdę powinnam iść."

"Dokąd, kochanie? W promieniu ponad mili nie ma tu niczego."

"Wyjaśnij mi coś. Jesteście klubem, bo macie fajne motory i lubicie czasem wypić piwo, czy jesteście jakimiś wyjętymi spod prawa?"

"To sprawy klubowe, więc nie twoja sprawa."

"Jasne." Nie mogłam przestać połykać śliny. "Wskaż mi najbliższe miejsce, gdzie mogę zadzwonić i zniknę z twojego życia."

"Około dwadzieścia pięć metrów przed tobą."

"Nie rozumiesz," wyszeptałam. "Nie mogę tam wejść."

"Dlaczego do diabła nie?"

"Bo mój tata jest cholernym komendantem policji," warknęłam, zanim zdałam sobie sprawę, że właśnie powiedziałam coś, co mogło mnie zabić lub porwać w mgnieniu oka, w zależności od tego, w czyje ręce ta informacja trafi.

"Żartujesz sobie."

Pokręciłam głową. "Chciałabym."

"No to niezły bajzel."

"Nie, dziękuję," odparłam. Riposty były moją specjalnością, zwłaszcza gdy byłam zdenerwowana.

Przechylił głowę. "Nie byłabyś rozczarowana, skarbie."

Zacisnęłam usta w cienką linię, starając się nie otwierać ust.

Booker zaśmiał się. "Warsztat jest czysty, kochanie. Całkowicie legalny, chociaż lepiej będzie, jeśli to ja cię odwiozę do domu, niż żeby twój tatuś cię odbierał."

"To byłby mój brat, właściwie... albo Kimmie. Kim jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie że cię to obchodzi, kto nią jest." Wzięłam głęboki oddech, gadanie nie było teraz dobrym pomysłem.

Uśmiechnął się ponownie. Boże, miał piękny uśmiech. Oczywiście, to był ten rodzaj uśmiechu, który sprawia, że majtki same spadają, ale na razie nie zamierzałam reagować... moje majtki muszą pozostać na miejscu. "Jest nas tu teraz tylko sześciu, więc wprowadzimy twój samochód na parking, weźmiemy twoje dane i odwiozę cię do domu."

Przełknęłam ślinę. "Powinnam zadzwonić do brata."

"Najpierw wprowadzimy twój samochód na parking, a potem możesz zadzwonić do brata."

Kiwnęłam głową i pozwoliłam mu prowadzić mnie przez duży parking otoczony ośmiostopowym ogrodzeniem z drutem kolczastym na górze. Poszłam za nim do ciepłej, choć skromnej, ale czystej poczekalni. Wyglądała jak poczekalnia w moim lokalnym miejscu do wymiany oleju, co z jakiegoś powodu mnie zaskoczyło. Nie wiem, czego się spodziewałam. Może plakatów z Playboya z lat 80. na ścianach?

"Telefon jest na ladzie," powiedział Booker. "Wybierz dziewięć, żeby uzyskać połączenie z zewnątrz."

Kiwnęłam głową i podniosłam słuchawkę, wybierając numer, gdy otworzył drzwi i krzyknął, "Mack! Potrzebuję cię z przodu."

"Hallo?" Kim odebrała, brzmiąc na zdezorientowaną.

"Kimmie, hej, to ja," wyszeptałam.

"O mój Boże, Dani!" Usłyszałam dźwięki restauracji, w której pracowała, w tle. "Martwiłam się na śmierć. Rozumiem, że twój telefon znowu padł?"

"Tak." Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Bookera rozmawiającego z kimś po drugiej stronie pokoju, poza zasięgiem słuchu. "Jest oficjalnie martwy, martwy."

"Skąd dzwonisz?" zapytała.

"Um, z jakiegoś złomowiska, przed którym się zepsułam."

"Oczywiście, że tak," zaśmiała się Kimmie. "Dzwoniłaś do El?"

"Um, nie mogę."

"Jak to?"

"Warsztat należy do klubu motocyklowego," wyszeptałam i znów spojrzałam na drzwi, aby upewnić się, że Booker nie słucha.

"No i co?" odpowiedziała szeptem.

"Hello, widziałam ten serial o Sam Crow... nie są całkiem legalni."

Kim wybuchła śmiechem, a charakterystyczny chichot wskazywał na to, że nie mogła powstrzymać rozbawienia.

"Kimmie," warknęłam.

"O mój Boże, Dani, jesteś bezcenna. Naprawdę," powiedziała i znów się zaśmiała.

"Zamknij się," wycedziłam. "Wiesz, że jeśli zadzwonię do Elliota, to się wścieknie—"

"Dani? Kluczyki, kochanie," zażądał Booker.

Podskoczyłam, bo nie zauważyłam, że znowu podszedł do mnie. "Um, chwilka," powiedziałam do Kim i zaczęłam grzebać w torebce. Odłączyłam kluczyk do samochodu od reszty kluczy, podałam mu go, a on kiwnął głową i znów mnie zostawił. "Okej, jestem z powrotem."

"Kim, kto to był?" zapytała.

"Jeden z mężczyzn, którzy tu pracują."

"Um, znał twoje imię i nazwał cię 'kochanie'," zauważyła. "Myślę, że celowo udajesz głupią."

"Ma na imię Booker," powiedziałam.

"Brzmi apetycznie."

"Meh," skłamałam.

"Zadzwoń do Elliota, Dani. Albo mogę po ciebie przyjechać, jak skończę pracę za godzinę."

"Nie," westchnęłam. "Zadzwonię do Ella."

"Dobrze. Pożycz jego telefon i zadzwoń do mnie, jak wrócisz do domu, okej? Muszę odebrać zamówienia."

"Zadzwonię." Byłam w trakcie wybierania numeru mojego brata, kiedy Booker wrócił, więc rozłączyłam się i wymusiłam uśmiech.

"Zadzwoniłaś do brata albo przyjaciółki?" zapytał.

"Do Kim. Tak. Ona jeszcze pracuje. Miałam właśnie zadzwonić do brata."

"Zadzwoń do niego, a potem możesz mi podać trochę informacji, podczas gdy będziemy na niego czekać."

Kiwnęłam głową i znowu podniosłam telefon. Dostałam jego pocztę głosową. "Hej Ell, to ja. Zepsuł mi się samochód w Portland i zastanawiałam się, czy mógłbyś po mnie przyjechać. Jestem w...," spojrzałam na Bookera po pomoc, a on podał mi wizytówkę. Wymieniłam adres i numer telefonu Big Ernie's Wreck 'n' Tow, a potem znowu się rozłączyłam. "Poczta głosowa."

"Zauważyłem, kochanie," powiedział.

Moje policzki zapłonęły. "Racja."

Booker stanął za ladą i podał mi kartkę z logo Big Ernie's. "Napisz swój adres i numer telefonu, a zadzwonimy do ciebie, gdy będziemy wiedzieć, co jest nie tak z twoim samochodem."

"Planujecie go zniszczyć?"

Uśmiechnął się i pokręcił głową. "Przewieziemy go do warsztatu i tam naprawimy."

"Jedno z innych przedsiębiorstw, jak mniemam?"

"Tak."

Kiwnęłam głową. "Nie będę mogła odebrać, ale możesz zostawić wiadomość, a ja oddzwonię z dobrym numerem."

Kiwnął głową, a ja zapisałam swoje dane. Nie mogłam sobie wyobrazić, ile będą kosztować naprawy mojego samochodu, ale jako nauczycielka przedszkola mogłam praktycznie zagwarantować, że przekroczą mój budżet. Zadrżałam, gdy zadzwonił telefon... Byłam tak spięta, że tylko butelka merlota mogła mnie uspokoić.

"Big Ernie's," powiedział Booker, a potem uśmiechnął się do mnie. "Tak, jest tutaj."

Podał mi telefon. "Halo?" powiedziałam.

"Jakim cudem znalazłaś się na złomowisku w Arbor Lodge?" Elliot zapytał.

Z roztargnieniem patrzyłam, jak Booker i trzech innych mężczyzn wychodzą na zewnątrz i kierują się w stronę, gdzie zostawiłam samochód.

"Nie mam pojęcia," przyznałam. "Byłam w Pearl i myślałam, że jadę w stronę Vancouver, ale chyba nie."

"Jesteś taka mądra, a twoje poczucie kierunku jest żałosne."

"Tak, jestem tego w pełni świadoma," mruknęłam.

"Gdzie jest twój telefon?" zapytał.

"Padł." Westchnęłam. "Jakby całkowicie padł."

"Kupuję ci nowy."

"Nie musisz tego robić," sprzeciwiłam się... po raz enty.

"Wiem, siostro, ale twoja upartość zaczyna wpływać na mój harmonogram," powiedział.

Uśmiechnęłam się. Kochałam mojego brata, nawet gdy był irytujący. "Zaczyna?"

Zaśmiał się. "Jestem w trakcie czegoś; możesz poczekać chwilę?"

"Nie, w porządku. Wezmę taksówkę."

"Która będzie cię kosztować tyle samo, co telefon," powiedział.

"Zrozumiałam, braciszku." Skrzywiłam nos. "Dziękuję za twoją bystrą obserwację."

"Weź taksówkę na dworzec, a ja odwiozę cię do domu."

"Nie, w porządku. Pojadę do domu."

"Dani," westchnął.

"Elliot," naśladowałam go i uśmiechnęłam się. "Serio. Wszystko w porządku. Obiecałam, że zadzwonię i zadzwoniłam. Pracuję z pięciolatkami, ale sama nie jestem jednym z nich, więc nie martw się."

"Och, jesteś zabawna. Na pewno wszystko w porządku?"

"Tak, wszystko w porządku. Wpadnij później, jeśli chcesz. Idę tylko do domu. Muszę być wcześnie w pracy jutro, więc to będzie wczesna noc dla mnie."

"A może kupię ci tymczasowy telefon, a potem zamówię ci porządny."

"Dzięki, Ell. Oddam ci pieniądze," powiedziałam.

"Możemy o tym później dyskutować. Muszę iść."

"Okej, pa." Rozłączyłam się i zaczęłam szukać książki telefonicznej za ladą.

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział