Rozdział 457

Było tyle krwi, że nie wiedziałem, od czego zacząć ani czy powinienem ją ruszać. A co, jeśli coś było złamane?

"Kareta pogotowia już jedzie, kochanie. Wytrzymaj, dobrze?" powiedziałem, zdejmując jej kajdanki. Przynajmniej to mogłem zrobić. Słyszałem jęki Witalija z progu drzwi i szepnąłem do Remin...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie