Rozdział 5

Danielle

DZWONEK DO DRZWI zabrzmiał godzinę po tym, jak Booker wyszedł. Otworzyłam drzwi mojemu bratu, który pochylił się, by pocałować mnie w policzek, wręczając mi pudełko z telefonem w środku, a następnie wszedł do mojego mieszkania. Mój brat był wysoki, miał ponad sześć stóp wzrostu, blond włosy i piwne oczy. Moje koleżanki wszystkie się w nim podkochiwały, mówiąc, że wygląda jak Brad Pitt.

"Cześć," powiedziałam, zamykając drzwi.

"Hej. Gdzie jest twój samochód?" zapytał. "Nie ma go na parkingu."

"Facet z warsztatu zabrał go na holowanie, żeby go ocenić. Zadzwoni do mnie jutro albo w piątek." Zerknęłam na nowy telefon. "No, zostawi mi wiadomość, a ja do niego oddzwonię, bo nie może do mnie zadzwonić."

Elliot zaśmiał się. "Rozumiem, siostra."

"Zapominam, że jesteś mądrzejszy, niż wyglądasz." Uśmiechnęłam się. "Chcesz wina albo piwa?"

"Muszę iść, tak naprawdę. Chciałem tylko upewnić się, że bezpiecznie dotarłaś do domu. O której musisz być jutro w szkole?"

"O siódmej."

"Chcesz, żebym cię odebrał?"

"Och, tak. Kurczę. Nawet nie pomyślałam, jak dostanę się do pracy," przyznałam. "Jestem trochę roztrzęsiona."

Skrzyżował ramiona. "Jak było na randce w ciemno?"

"O mój Boże, była okropna. Strasznie. Był nudny na maksa. Cały czas gadał o życiu godowym jedwabników."

"Byłabyś dobrze ubrana."

"Byłabym ubrana w rzeczy, które trzeba czyścić chemicznie. Pass," odparłam.

Elliot zaśmiał się. "Mogę cię umówić, wiesz."

"Nie," powiedziałam szybko. "Na razie mam dość. Chcę się skupić na odzyskaniu swojego życia i może znów zacząć oszczędzać."

Twarz mojego brata pociemniała. "Drań."

"Tak, wiem, Ell, ale nic nie możemy z tym zrobić. Em zrobiła wszystko, co mogła prawnie, a on dokonuje zadośćuczynienia."

Nasza siostra, Emily, była prawniczką i od lat próbowała rozwiązać moje problemy z punktu widzenia prawa.

"Sto dolarów miesięcznie to bzdura."

"Zgadzam się. Mam nadzieję, że Emily znajdzie więcej w jego finansach."

Elliot przez kilka napiętych sekund przyglądał mi się uważnie. "Dobra, idę. Odbiorę cię jutro o szóstej trzydzieści."

"Dziękuję. Jesteś najlepszym starszym bratem na świecie."

Uśmiechnął się, jego ciało nieco się rozluźniło. "Wiem."

Dał mi szybki uścisk, a potem wyszedł, a ja zamknęłam drzwi na klucz i opadłam na kanapę. Rozpakowałam plastikowe opakowanie zawierające telefon z klapką, podłączyłam go, włączyłam i zadzwoniłam do Kim.

"Tu Kim."

"Hej, to ja."

"No proszę, 'ja'." Kim zachichotała. "Dostałam twój SMS. Genialny."

"Dziękuję," powiedziałam.

"Zakładam, że jesteś w domu i bezpieczna?"

"Nie, jestem zakopana żywcem w rowie na poboczu drogi."

"O, gdzie? Przyjadę cię uratować."

Zaśmiałam się. "Kocham to, że zawsze masz moje plecy."

"Jestem dawczynią," odparła.

"A propos, możesz mi podać numer, z którego wysłałam te zdjęcia?"

"Ah, jasne? Ale musisz mi powiedzieć dlaczego."

"Jeden z facetów powiedział, że zadzwoni do mnie jutro z aktualizacją na temat mojego samochodu i chcę mu podać nowy numer."

"Hmm-mm, pewnie. Ale powiedz mi prawdziwy powód."

Kochałam i nienawidziłam jednocześnie, że moja najlepsza przyjaciółka potrafiła przejrzeć mnie na wylot. "To jest prawdziwy powód."

"Jest przystojny? Twój 'facet', który jest 'jednym z facetów'?"

O mój Boże... był przystojny? To mało powiedziane. "Jest bandziorem, Kim."

"To nie było moje pytanie."

"Tak, jest przystojny... w taki surowy sposób, chyba."

"Hmm-mm, jasne," odparła. "Wyślę ci numer."

"Dzięki."

"Potrzebujesz podwózki jutro?"

"Jesteś gotowa przyjechać po mnie o szóstej trzydzieści?"

Zachłysnęła się. "Rano? Ah, nie. Przepraszam, ale nie kocham cię aż tak bardzo."

Zachichotałam. "Wiem. Ell mnie odbierze."

"Och, jak ja go kocham."

"Wiem, kochanie. Wszyscy go kochają."

"Dobra, wyślę ci jego numer i idę spać."

"Dzięki, Kim. Widzimy się we wtorek na lunchu, prawda?"

"Zdecydowanie. Pa."

"Pa."

Siedziałam na kanapie, wpatrując się w telefon przez wieczność, zanim przyszła wiadomość od Kim. Numer pojawił się na ekranie, a moje serce zabiło szybciej z ekscytacji. Było już po dziesiątej, a ja zazwyczaj o tej porze byłam już w łóżku i zastanawiałam się, czy on też. Może nie odbierze i mogłabym zostawić wiadomość. Przygryzłam wargę. Naprawdę nie wiedziałam, co robić. Czułam przymus, żeby do niego zadzwonić. Jakbym nie mogła zasnąć, jeśli nie usłyszę jego głosu przed snem.

"Dani, jesteś śmieszna," powiedziałam do siebie, ale to nie zmieniało faktu, że byłam nim zauroczona. I to bardzo.

Odłożyłam telefon i napiłam się wina, potem znów wzięłam telefon i wpatrywałam się w niego. Znowu go odłożyłam i powtórzyłam te czynności przez kilka minut, zastanawiając się nad swoją głupotą. W końcu uznałam, że chodzi o to, że miał mój samochód i dzwoniłam tylko po to, żeby podać mu informacje. Nie miało znaczenia, że była już po dziesiątej w czwartek wieczorem. To były sprawy służbowe, więc wybrałam numer.

"Cześć."

"Hej. Czy to Austin?" zapytałam. Brak odpowiedzi, więc zerknęłam na telefon, a potem znowu przyłożyłam go do ucha. Może wybrałam zły numer. "Przepraszam. Chyba mam zły numer."

"To ja, Dani." Jego głos przeszył mnie dreszczem.

"Skąd wiedziałeś, że to ja?" zapytałam.

Zaśmiał się. "Nikt inny nie nazywa mnie Austin."

"Aha. Racja. Chciałam tylko, żebyś miał mój nowy numer, gdy będziesz wiedział, co jest nie tak z moim samochodem."

"I musiałaś mi to powiedzieć teraz?"

Oficjalnie byłam idiotką. "No, niekoniecznie. Ale to było albo teraz, albo bardzo wcześnie rano, bo muszę być w pracy o siódmej i pomyślałam, że jeśli będziesz spał, to nie odbierzesz, więc zostawiłabym wiadomość. Nie spodziewałam się, że odbierzesz." Cholera, znowu zaczęłam gadać bez sensu.

"Zrozumiałem, kochanie."

"No dobrze. To na razie."

"To chyba dobry pomysł."

Powinnam była się rozłączyć. Ale jak zawsze, byłam masochistką. "Dlaczego to chyba dobry pomysł?"

"Dani, nie jestem facetem dla ciebie."

Zatkało mnie. "Słucham? Nigdy nie powiedziałam, że jesteś."

"Nie musisz mówić tego na głos, kochanie. Widać to na twojej twarzy."

"Nieprawda! Wow. Jesteś zawsze taki chamski, czy tylko ja mam takie szczęście?"

Zaśmiał się, a ja nie mogłam powstrzymać lekkiego skrętu. "Twój samochód to złom."

"Chyba jedno i drugie," mruknęłam.

"Naprawdę nie powinnaś nim jeździć," kontynuował, ignorując moje spostrzeżenie.

"To wszystko, na co mnie stać, więc nie mam dużego wyboru."

"Dlaczego to wszystko, na co cię stać?"

"Przepraszam, Sir Rude-a-lot, ale to nie twoja sprawa."

Zaśmiał się ponownie.

Siedziałam prosto. "Dobrze, niech ktoś do mnie zadzwoni i powie, ile będzie kosztować naprawa, a ja załatwię, żeby ktoś mnie tam zawiózł."

"Cztery tysiące siedemset dziewięćdziesiąt dwa dolary, to aktualna wycena," powiedział.

Zakrztusiłam się. "Co?"

"Twój silnik jest praktycznie do wymiany, Dani."

"Nie mam takich pieniędzy," wyszeptałam, mrugając, by powstrzymać łzy. Zwykle stawałam się emocjonalna, gdy byłam wyczerpana.

"Zauważyłem, kochanie. Zastanawiam się dlaczego."

Opadłam głową na oparcie i wpatrywałam się w sufit. "Jeśli musisz wiedzieć, mój były ukradł moje oszczędności i tożsamość. Przez ostatnie cztery lata próbowałam oczyścić swoje imię i doprowadzić do jego ukarania, a teraz mam szczęście, jeśli dostaję sto dolarów miesięcznie w ramach odszkodowania. Podobno wydał skradzione pieniądze... albo bardziej prawdopodobne, ukrył je... i spędził trzydzieści dni w więzieniu. Dodatkowo dostał trzy lata nadzoru kuratorskiego. Ja natomiast mam zrujnowaną historię kredytową i muszę używać karty kredytowej, którą dał mi tata, żeby radzić sobie w nagłych wypadkach, co niewątpliwie jest takim przypadkiem; jednak nie chcę, żeby musiał płacić pięć tysięcy za samochód, który nawet nie jest tyle wart." Jęknęłam. Nie mogłam uwierzyć, że powiedziałam to wszystko praktycznie obcemu człowiekowi, szczególnie że poza moją rodziną i tym draniem, który ukradł moje pieniądze, tylko Kim znała tę historię. "Przepraszam. Za dużo informacji."

"Ile ukradł?" Austin zapytał... nie, zażądał.

"Przepraszam?"

"Ile ten drań ci ukradł?" Brzmiał na wściekłego.

"To nieistotne," wyszeptałam.

"Dani. Ile ukradł?"

"Pięćdziesiąt cztery tysiące sześćset siedemdziesiąt osiem dolarów i szesnaście centów," wyrzuciłam z siebie. "I to tylko z oszczędności. Naładował jeszcze sześćdziesiąt tysięcy na karty kredytowe, które otworzył na moje nazwisko."

"Cholera. Serio?"

"Serio. Oszczędzałam na dom." Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach, gdy wspomnienia zdrady Stevena wróciły. "W każdym razie, to nie twój problem. Porozmawiam z tatą i zdecyduję, co zrobić z samochodem. Naprawdę doceniam twoją pomoc. Porozmawiamy jutro. Pa." Rozłączyłam się i wtuliłam twarz w poduszkę, żeby krzyknąć. Nie miałam dużo czasu na użalanie się nad sobą, gdy telefon znów zadzwonił. "Halo?"

"Jak nazywał się ten drań?" Austin zażądał.

"Przepraszam?"

"Ten, co ukradł twoje pieniądze. Jak się nazywa?"

"Po co ci to?"

"Kochaie, jak się nazywa?" powtórzył, jego głos był niski.

"Steven."

"Steven kto?"

"Nikt."

"Dani, podaj mi jego cholernie nazwisko."

"Nie," podkreśliłam. "To nie twoja sprawa." Usłyszałam, jak bierze głęboki oddech, a potem ktoś zapukał do moich drzwi. Zmarszczyłam brwi. "Muszę iść, ktoś jest u moich drzwi."

"Tak, powinnaś je otworzyć, kochanie."

"Nie otworzę drzwi o dziesiątej w nocy, Austin. Mimo mojego wizerunku, nie jestem idiotką."

Zaśmiał się. "Otwórz je, kochanie."

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział