Rozdział 8

„To jest absurd!” krzyknęła Eloise. „Naprawdę myślisz, że Lon zainteresowałby się kimś takim? I co mu zrobiłaś? Dlaczego jego ręka nie może być naprawiona?”

„Szczerze mówiąc, żaden zdrowy człowiek nie zainteresowałby się takim bandytą jak Lon,” odpowiedziała Zoey z zimnym śmiechem.

Eloise była wściekła. „Panie Graves, dlaczego ona nadal tu jest? Jeśli jej nie wyrzucisz, opublikuję to w internecie!”

„Jeszcze nie przeprowadziliśmy pełnego dochodzenia...” Hugo próbował uspokoić sytuację.

„Co tu jest do dochodzenia?” Eloise uderzyła ręką w stół. „Ręka Lona jest zwichnięta przez nią, a on cierpi tak bardzo, że jego twarz jest blada! Bronisz Zoey, bo rodzina King cię przekupiła?”

Kłótnia przyciągnęła uwagę wicedyrektora Miguela Jimeneza, który przechodził obok. „Co tu się dzieje? Słyszałem was z końca korytarza.”

„Panie Jimenez, ta sytuacja...”

Zanim Hugo zdążył skończyć, Miguel mu przerwał. „Zoey znowu sprawia kłopoty? Nie mówiłem ci, żebyś miał na nią oko?”

„Panie Jimenez, może tu jest jakieś nieporozumienie. Mogę zadzwonić do Tamsin, żeby wyjaśniła...”

„Nie trzeba!” Miguel machnął ręką z niecierpliwością. „Wiem, jaka jest Zoey. Jeśli mogła tak zranić Lona, to na pewno jest problem. Wyrzuć ją natychmiast!”

Tamsin, która podsłuchiwała na zewnątrz, szybko wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić do Alexandra. „Alexander, ktoś... ktoś mnie prześladuje...”

Alexander był na spotkaniu. „Czy zadzwoniłaś na policję?”

„Nie... Boję się, że mama mnie skrzyczy... Możesz przyjechać do szkoły? Proszę...” głos Tamsin był pełen łez.

Nie mogła pozwolić, żeby Zoey została wyrzucona.

Alexander początkowo chciał wysłać kogoś innego, ale Tamsin nalegała, żeby przyszedł osobiście. Pamiętając, że ulubiona córka Finna była jego ciocią, Lilianą, a Tamsin była córką Liliany, niechętnie zgodził się opuścić pracę i udać się do szkoły.

Po zakończeniu rozmowy, Tamsin zebrała odwagę i otworzyła drzwi gabinetu. „Panie Jimenez, to Lon mnie napastował podczas zajęć praktycznych. Zoey tylko stanęła w mojej obronie.”

Eloise natychmiast podbiegła i popchnęła Tamsin. „Z twoją chudą figurą, myślisz, że Lon byłby tobą zainteresowany? Zoey ma skłonności do przemocy i była w więzieniu. Powinna być wyrzucona! Miguel, ogłoś to!”

„Nie możecie wyrzucić Zoey!” Tamsin krzyknęła, łzy płynęły po jej twarzy. „Możecie sprawdzić nagrania z monitoringu, jeśli mi nie wierzycie...”

Zoey poczuła ciepło w sercu. „Tamsin, nie rób tego. To nie będzie dla ciebie dobre.”

„Nawet teraz próbujesz mnie chronić...” Tamsin szlochała. „Nie pozwolę, żeby coś ci się stało!”

Zoey była oszołomiona. Dwa lata temu, kiedy najbardziej potrzebowała pomocy, nikt nie stanął w jej obronie. Nigdy nie spodziewała się usłyszeć takich słów od Tamsin dzisiaj.

„Kim ty myślisz, że jesteś?” szydziła Eloise. „Założę się, że wy dwie knujecie przeciwko Lonowi. Obie powinnyście zostać ukarane!”

Miguel pamiętał ostrzeżenie Alberta: każdy mógł być ukarany, z wyjątkiem Zoey.

„Pani Ramos, może powinniśmy... sprawdzić nagrania?”

„O czym ty mówisz?” groziła Eloise. „Jeśli nie poradzisz sobie z tym, pójdę do Alberta! I zapomnij o naszej inwestycji w szkołę medyczną w przyszłym roku!”

„Poczekaj!” Miguel szybko przybrał pojednawczy uśmiech. „A może tak? Dajemy Tamsin naganę, a Zoey... powiadomię jej rodzinę, żeby ją zabrała do domu na dyscyplinowanie.”

„To nie koniec!” Pani Ramos miała zamiar kontynuować tyradę, kiedy Hugo wkroczył do akcji.

„Panie Jimenez, skoro Tamsin zaproponowała sprawdzenie nagrania, myślę, że powinniśmy dokładnie zbadać sprawę przed podjęciem decyzji.”

"Obserwuję zachowanie Zoey od miesiąca. Nie jest taką osobą, za jaką ją biorą plotki."

"Hugo!" Twarz Miguela pociemniała, a jego głos podniósł się gwałtownie. "Uważaj na swoje miejsce! To nie twoja sprawa, żeby się wtrącać!"

Twarz Tamsin oblała się rumieńcem złości i mocno ścisnęła rękę Zoey. "Zoey, nie martw się. Moja rodzina zaraz tu będzie."

"W Szmaragdowym Mieście, jedno słowo od mojej rodziny i rodzina Ramosów nie będzie miała łatwego życia!"

Zoey odpowiedziała lekko kiwając głową, jej smukłe palce szybko przesuwały się po ekranie telefonu.

Wkrótce wszystkie telefony w szkole medycznej zawibrowały.

Do wszystkich wysłano wyraźne wideo, pokazujące lubieżny uśmiech Lona, podczas gdy twarz Tamsin była starannie rozmyta.

Ludzie w biurze byli zbyt zajęci kłótnią, by zauważyć rozprzestrzeniające się wideo.

Nagle drzwi biura zostały kopnięte z hukiem.

Oliver stał w drzwiach, ręce w kieszeniach, z kpiącym uśmiechem na ustach. "Miguel, nigdy bym nie pomyślał, że Szkoła Medyczna Nexus przyjmie tak moralnie zepsutych studentów. Wasze standardy przyjęć są naprawdę 'wyjątkowe'."

Odsunął się na bok, a Alexander wszedł pewnym krokiem.

Kiedy spojrzenie Alexandra padło na Zoey, zatrzymał się na chwilę.

Widząc Tamsin trzymającą się ramienia Zoey, w jego głębokich oczach pojawił się cień zaskoczenia.

"A wy to...?" Miguel zmrużył oczy na nowo przybyłych, czując, że wyglądają znajomo, ale nie mogąc ich umiejscowić.

Tylko Albert znał tożsamość Alexandra.

"Ms. King?" Oliver uniósł brwi w zaskoczeniu, gdy zobaczył Zoey. "Czy jesteś w to zamieszana?"

Zoey zacisnęła usta, czując falę irytacji na widok Alexandra.

Dlaczego zawsze pojawiał się jak niechciany cień?

"Idź po Alberta," rozkazał Alexander, siadając na centralnym krześle z aurą autorytetu.

Eloise przyglądała się im krytycznym okiem i nagle wybuchnęła szyderczym śmiechem. "Zoey, skąd wzięłaś tych głupków, żeby cię wspierali?"

"Głupków?" Oliver prawie wybuchł śmiechem.

Na poziomie rodziny Ramosów, wyraźnie nie rozpoznali Alexandra, głowy rodziny Garcia.

"Przepraszam za moją ignorancję," powiedział Alexander z lekkim uśmiechem. "A wy to?"

"Nie znasz nawet rodziny Ramos?" powiedziała wyniośle Eloise, unosząc podbródek. "Zoey zraniła Lona, a Tamsin fałszywie oskarżyła go o molestowanie. Obie muszą zostać wydalone! Nikt tego dziś nie zmieni!"

"Imponujące," Oliver klaskał przesadnie, jego ton ociekał sarkazmem.

Alexander nie mógł powstrzymać śmiechu. "Interesujące. Nawet Albert nie odważyłby się mówić do mnie w ten sposób."

"Każdy może mówić wielkie słowa," wtrącił się Lon, jego twarz pełna pogardy.

"Lon, musisz zrozumieć," szydziła Eloise. "Ludzie tacy jak oni uwielbiają się przechwalać. Zgniecenie ich jest łatwiejsze niż zmiażdżenie mrówki."

"Szefie," Oliver udawał strach, "powiedziała, że chce mnie zgnieść! Jestem taki przestraszony!"

Pyszałkowatość Eloise wzrosła. "Jeszcze jest czas, żebyś zaszczekał jak pies, żeby mnie rozbawić!"

"Świry!" Oliver podwinął rękawy, gotowy do działania.

Oczy Alexandra stały się lodowate. "Oliver, powiedz Quincy Ramosowi, po pierwsze, niech tu przyczołga się i zaszczeka jak pies; po drugie, natychmiast rozwiedzie się z tą kobietą; po trzecie, chcę zobaczyć rodzinę Ramos bankrutującą do końca dnia."

"Hahaha, czyś ty oszalał?" Eloise śmiała się przenikliwie. "Chcesz, żeby mój mąż przyczołgał się i zaszczekał? Rozwiódł się ze mną? Zbankrutował rodzinę Ramos? Jesteś takim wielkim gadułą! Dlaczego po prostu nie powiesz, że jesteś Alexander Garcia?"

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział