Rozdział 1

Punkt widzenia Sophii

Weszłam przez frontowe drzwi, balansując torbę z zakupami w jednej ręce, a w drugiej trzymając małe dłonie Sary i Tary. Ich śmiech wypełniał przestrzeń między nami, ciepły i niewinny, dźwięk, który nigdy nie chciałam przestać słyszeć. Ale gdy tylko spojrzałam w górę, moje serce zamarło.

Ubrania. Rozrzucone po podłodze w salonie. Bluzka, para dżinsów, pasek odpięty i porzucony obok kanapy. Na początku mój mózg miał trudności z przetworzeniem tego, co widział. Dom był nieskazitelnie czysty, kiedy rano wychodziłam.

Włamanie?

Żołądek mi się przewrócił, grożąc, że zwróci śniadanie, ale zmusiłam się, żeby to powstrzymać.

To nie był czas na to. Mój mąż i ja mieliśmy zasady - surowe, niezmienne zasady. Uzgodniliśmy, że cokolwiek robimy poza naszym małżeństwem, zostanie tam. Hotele. Różne mieszkania. Nigdy tutaj. Nigdy w naszym domu.

A jednak dowody patrzyły na mnie, śmiałe, bezwstydne.

„Czy on przyszedł do domu?” wymamrotałam.

Oddech stał się nierówny, gdy moje oczy błądziły w stronę schodów, a umysł szalał od możliwości. Czy on nadal tu jest? Czy ona? Moje palce zacisnęły się wokół torby z zakupami, papier głośno szeleścił w moim uchwycie. Ale nie mogłam pozwolić dziewczynkom zobaczyć, że się rozpadam.

Zmusiłam usta do delikatnego uśmiechu, zwracając się do córek. "Sara, Tara, idźcie na górę, dobrze? Odłóżcie swoje rzeczy. Zawołam was, kiedy obiad będzie gotowy."

Zawahały się, patrząc na mnie swoimi jasnymi, ciekawskimi oczami - zbyt bystrymi jak na swój wiek.

„Mamo?” zapytała Tara, jej głos zabarwiony niepokojem. „Czy wszystko w porządku?”

Ale wzrok Sary był gdzie indziej. „Mamo? Dlaczego pasek taty tam leży?”

Serce zabiło mi szybciej, kiedy zdałam sobie sprawę, co powiedziała.

„W porządku, kochanie. Myślę, że zapomniałam schować ubrania. Proszę, idźcie na górę.” powiedziałam szybko, odgarniając kosmyk jej włosów za ucho. „Idźcie już.”

Zatrzymały się na chwilę dłużej, zanim skinęły głowami i ruszyły po schodach, ich małe stopy stukały o drewno. Gdy tylko zniknęły za rogiem, oddech, który wstrzymywałam, uciekł mi w drżącym wydechu.

Zrobiłam kolejny krok do domu, pulsując sercem. Cisza była dusząca, gęsta czymś, czego nie byłam gotowa nazwać. Mój wzrok przeskakiwał na zamknięte drzwi sypialni na końcu korytarza i nagle nie wiedziałam, czy mam siłę iść dalej.

Brak naszej zwyczajowej pomocy domowej jasno wskazywał, że Tristan, mój mąż, celowo ich odesłał, aby mógł utrzymać obraz idealnej pary, jednocześnie naruszając nasze ustalone granice.

Ciągle mówiłam sobie, że zgodziłam się na to, że to ja dałam mu zielone światło, aby robił, co chciał, mając nadzieję, że uratuje to nasze małżeństwo. Ale teraz byłam pewna, że to była najgorsza decyzja w moim życiu. Bo w chwili, gdy weszłam do naszego domu i zobaczyłam te ubrania na podłodze, coś w naszym małżeństwie zmieniło się na zawsze.

Rytmiczny dźwięk noża przeciwko desce do krojenia wypełniał kuchnię, stały, niemal medytacyjny wzór, gdy kroiłam warzywa z metodyczną precyzją. Ale bez względu na to, jak mocno starałam się skupić, odrażające odgłosy z pokoju gościnnego wkradały się do mojego umysłu jak trucizna.

Delikatne, oddechowe jęki, ciche szepty, stłumiony śmiech. Słuchałam, jak rama łóżka skrzypi, co było następnie przez niski chichot, bez wątpienia należący do kobiety, którą Tristan przyprowadził do domu - wszystko to kłuje mnie w skórę jak małe igły.

Mój uchwyt wokół noża zaciska się, gdy patrzę bezmyślnie na cebule przede mną, ich ostry aromat szczypiący moje już palące się oczy. To nie wydaje się prawdziwe. To nie może być prawdziwe. To był mój mąż. Człowiek, z którym zbudowałam życie. A jednak tutaj jestem, stojąc w mojej własnej kuchni, podczas gdy inna kobieta - ktoś młody, ktoś niewątpliwie piękny - zajmuje moje miejsce w naszym łóżku.

Gardło mi się zaciska, gdy przełykam ciężko, bryła mdłości grozi, że się podniesie. Mogłabym tam wpaść. Mogłabym otworzyć drzwi, krzyczeć, żądać wyjaśnień, sprawić, by oboje poczuli to samo rozdzierające upokorzenie, które obecnie rozrywa mnie od wewnątrz. Ale nie ruszam się. Nie mogę.

Moje stopy są zakorzenione w kafelkowej podłodze, zimnej i nieugiętej pod moimi nogami. Zamiast tego, stoję tutaj, krojąc, siekając, udając, że mój świat nie rozpada się wokół mnie na pył. Chciałabym sobie powiedzieć, że źle usłyszałam, że to coś zupełnie innego, ale ściany są cienkie, a nieodparte dźwięki zdrady przesączają się przez każdą szczelinę, oplatając mnie jak duszący całun.

Tristan Bernard i ja byliśmy razem prawie dwanaście lat. Poznaliśmy się jako uczniowie drugiej klasy liceum i od tego czasu byliśmy nierozłączni. Byłam z Tristanem przez wszystkie wzloty i upadki. Stałam przy nim, kiedy nie miał nic, kiedy musiał budować swoje życie od zera, cały czas ukrywając swoją prawdziwą tożsamość, ponieważ Tristan pochodził z pokornego środowiska i nie chciałam, żeby czuł się mniej ważny przy mnie.

Rozpoczęcie jego firmy było trudne, ponieważ kilku inwestorów odmówiło inwestowania w świeżo upieczonego absolwenta bez zaplecza finansowego. Ale trzymaliśmy się mocno, wytrzymując wszystkie próby i trudności w naszym związku, aż w końcu, pięć lat temu, Tristan został mianowany dyrektorem generalnym Bernard Technologies i oświadczył mi się przed całą firmą, przysięgając, że będzie mnie kochał i być lojalnym na zawsze.

I uwierzyłam mu, ponieważ kochałam go bezwarunkowo i nie pomyślałam ani przez chwilę, że mężczyzna, który mnie kochał tak długo, mógłby mnie zdradzić w jakikolwiek sposób. Byliśmy dla siebie pierwszymi, dla siebie nawzajem ratunkiem.

Ale kiedy urodziłam nasze bliźniaczki, Sarę i Tarę, zaczęłam skupiać się mniej na sobie, a bardziej na wychowywaniu córek, aby miały życie, na które zasługują. A potem, pewnego dnia, wydarzyło się coś niewyobrażalnego.

Wciąż pamiętam, jak Tristan patrzył na mnie tamtej nocy... spokojny, pewny siebie, mężczyzna, którego kochałam przez ponad dekadę. Ale tego dnia coś było w nim innego.

„Chcę otwartego małżeństwa.” powiedział Tristan, jego głos był stanowczy. „Już nie uważam cię za fizycznie atrakcyjną. Ale kocham cię, Sophio, do księżyca i z powrotem. Po prostu… potrzebuję seksu. I po prostu nie mogę tego robić z tobą już dłużej.”

To nie była sugestia. To brzmiało jak deklaracja.

„O czym ty w ogóle mówisz?” Byłam wściekła. „Jak możesz mi to zrobić, Tristan? Po wszystkim?”

„Słuchaj, Sophio, nie zdradzam cię. To będzie tylko seks. Bez uczuć, bez zobowiązań.” Westchnął, jakby mówił do dziecka. „Ty też możesz kogoś znaleźć, a ja zrobię to samo. Ostatnio straciliśmy tę iskrę między nami. I oboje wiemy, że wolałabyś spędzać czas z dziećmi niż być ze mną intymnie. Więc to będzie korzystne dla nas obojga.”

Na początku nie chciałam się zgodzić. Jak mogłam po prostu... patrzeć, jak mój własny mąż dzieli swoje ciało, swoją duszę z inną kobietą, podczas gdy ja bezradnie patrzę z boku?

Ale powoli, kiedy zobaczyłam, jak bardzo Tristan jest zestresowany przez swoją firmę, a ja nie mogłam być z nim w sposób, w jaki chciał, żeby jestem... więc postanowiłam przemyśleć propozycję.

W końcu to tylko seks, prawda? I bez zobowiązań?

Więc zgodziłam się, nie mogąc znieść, że mój mąż oddala się ode mnie. Zdecydowałam się poświęcić trochę siebie, aby go zatrzymać przy sobie.

Ale mimo że ustaliliśmy jasne granice... Tristan przestał się nimi przejmować. A kobieta w pokoju gościnnym z nim była tego dowodem.

Ciśnienie w mojej głowie rośnie, nieustanne pulsowanie, które echo mojego przyspieszonego serca. Cebule, które kroiłam, zamazywały się, gdy moje ręce drżały, łzy groziły spłynięciem po moich policzkach.

Jak mogło do tego dojść? Dlaczego byłam tak bezsilna, aby powstrzymać to przed wydarzeniem się w moim własnym domu... tuż pod moim nosem.

Myśl wywołuje lawinę emocji, które przebiegają przez mnie, i naciskam nóż mocniej niż to konieczne, ostrze wgryza się w warzywo pod nim, a potem—ból.

Ostry, piekący, natychmiastowy.

Złapałam oddech, gdy nóż poślizgnął się, przecinając mój palec, i zanim zdążyłam przetworzyć powagę tego, z mojego gardła wydobył się zduszony krzyk. Dźwięk był surowy, mimowolny, i w tej ułamku sekundy wszystko się zatrzymało.

Hałasy z pokoju gościnnego—te grzeszne, obrzydliwe dźwięki—ucichły. Były odgłosy szurania, pośpieszne kroki, szelest prześcieradeł.

A potem drzwi skrzypnęły, otwierając się.

Następny Rozdział