Rozdział 5

Perspektywa Sophii

Nie mogłam powstrzymać uczucia, że moje policzki płoną, gdy czułam, jak kolor odpływa z mojej twarzy. Moje oczy szybko przeniosły się na płótno przede mną, a potem z powrotem na Gabriellę, która stała tam z ironicznym uśmiechem. Obracała pędzel między palcami, jej wyraz twarzy był jak zawsze obojętny, jakby to nie był najbardziej zawstydzający moment w mojej karierze nauczycielskiej.

„Pani Sophio,” zaczęła, jej głos słodki i przesycony fałszywą niewinnością, mówiąc wystarczająco głośno, aby przyciągnąć uwagę, „mam nadzieję, że nie jest pani jedną z tych nauczycielek z epoki kamienia, które uważają, że to jest zbyt skandaliczne dla klasy. W końcu sztuka ma prowokować, prawda?”

Moje gardło było suche, gdy otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, ale żadna słowa nie przyszły. Obraz przede mną był niewątpliwie dobrze wykonany – jej pociągnięcia pędzla były pewne, jej użycie kolorów i cieni mistrzowskie. Ale temat? Mój mózg krzyczał, żeby odwrócić wzrok, ale moje oczy mnie zdradzały, przelatując nad niewątpliwie erotyczną sceną, którą tak odważnie namalowała. Moje myśli galopowały, próbując przetworzyć, jak to się stało, dlaczego tego nie zauważyłam wcześniej i co do cholery powinnam teraz powiedzieć.

„To jest… um…” jąkałam się, nie mogąc sformułować spójnej myśli, gdy inni uczniowie zaczęli się gromadzić wokół. Szmery zaczęły się cicho, a potem narastały, gdy przyglądali się pracy Gabrielli.

Pod względem sztuki, jest niemal doskonały. Ale nie ma wątpliwości co do intencji za nim.

Inni uczniowie już się zbliżają, szepcząc swoje myśli, ich podziw widoczny w sposobie, w jaki kiwają głowami z uznaniem, niektórzy nawet oferują szczere pochwały. „Nieźle, cieniowanie jest niesamowite,” mówi jeden z nich, pochylając się bliżej. Dziewczyna z tyłu przesuwa się niespokojnie, jej policzki czerwienią się.

„Serio, Gabby, mogłabyś to sprzedać,” dodaje inny ze śmiechem. Ktoś cicho gwizdnął, a ja przysięgam, że na chwilę poczułam, jak moja dusza opuszcza ciało.

„Wow, Gabriella, to jest niesamowite,” powiedział jeden z nich, pochylając się bliżej, aby podziwiać szczegółowe detale.

„Ona jest tak dokładna z anatomią. Zobacz na proporcje,” odezwał się kolejny, brzmiąc bardziej jak krytyk w galerii niż uczeń liceum.

Czułam, jak moja twarz robi się coraz bardziej gorąca z każdą sekundą. To wymykało się spod kontroli szybciej, niż mogłam to powstrzymać. Gabriella, oczywiście, rozkoszowała się uwagą, jej uśmiech pogłębił się, gdy znowu zwróciła się do mnie.

„Widzisz? Oni to rozumieją,” powiedziała, jej ton ociekający udawaną szczerością. „Wiedziałam, że docenisz moją wizję, pani Sophio. To jest mój sposób wyrażania sztuki, wiesz. Po prostu wolę… erotyczne tematy. To jest surowe, to emocjonalne, to ludzkie. Czyż nie o to chodzi w sztuce?”

Słowa uderzyły mnie jak pociąg towarowy. Mój umysł krzyczał o odpowiedź, coś, aby odzyskać kontrolę nad klasą, ale byłam zamrożona. Uczniowie wokół niej kiwali głowami i szepczeli zgodę, a potem, ku mojemu przerażeniu, jeden z nich podniósł rękę.

„Pani Sophio, czy to oznacza, że możemy też malować takie rzeczy?” zapytali, ich oczy błyszczące ciekawością.

„Tak, Gabriella naprawdę postawiła wysoko poprzeczkę,” dodał inny, wyraźnie pod wrażeniem.

„Znaczy, zobacz na to cieniowanie tutaj,” wskazał trzeci, gestykulując w kierunku szczególnie sugestywnego obszaru obrazu.

Uśmiech Gabrielli był teraz niemal drapieżny, a ja czułam jej wzrok wwiercający się we mnie, czekając na moją odpowiedź.

„Cóż, um, myślę, że musimy omówić… granice w sztuce,” wykrztusiłam, mój głos słaby i drżący. Moja próba odzyskania kontroli tylko wydawała się ją jeszcze bardziej ośmielić.

„Granice?” powtórzyła, unosząc brew. „Ale czy sztuka nie polega na przekraczaniu granic? Eksplorowaniu zakazanego? Czyż nie to czyni ją potężną?” Jej słowa były podkreślone dramatycznymi gestami rękoma, jakby wygłaszała jakiś głęboki manifest.

Inni uczniowie szepczeli zgodę, a ja czułam, jak sytuacja wymyka się z moich rąk jak piasek. Musiałam powiedzieć coś, cokolwiek, aby to zakończyć, ale mój mózg nadal próbował nadążyć.

„Gabriella,” powiedziałam w końcu, mój głos był teraz bardziej stanowczy, choć wciąż drżący, „włożyłaś w ten obraz wiele pracy, a twoja technika jest imponująca. Ale myślę, że ważne jest, aby wziąć pod uwagę kontekst, w którym tworzymy sztukę. To jest sala lekcyjna, i...”

„A sale lekcyjne powinny być miejscem nauki,” przerwała mi, jej ton znów przesłodzony. „Uczę się o sobie, o sztuce, o ludzkim wyrazie. Czy nie tego nas tu uczysz?”

Mrugnęłam, zaskoczona po raz kolejny. Studenci wokół niej kiwali energicznie głowami, wyraźnie porwani jej wystąpieniem. Moja głowa kręciła się, desperacko próbując znaleźć sposób, by skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory, ale Gabriella już wygrała tę rundę i wiedziała o tym.

Szepty uczniów stawały się coraz głośniejsze, gdy stałam tam, wpatrzona w obraz, moje myśli splątane w wirze emocji. Obraz był niewątpliwie abstrakcyjny — Gabriella zadbała o to, by kształty i pociągnięcia pędzlem nie były zbyt oczywiste. Jednak precyzja cieni i ostrość linii zdradzały prawdę.

Ale wiedziałam, że zwlekanie nie pomoże. Muszę coś powiedzieć, coś zrobić... ale co? Co mogłabym jeszcze powiedzieć? Co mogłabym zrobić, by złagodzić ból i upokorzenie, które kłuły mnie od środka?

Ta sala lekcyjna... to miejsce... miało być moją świątynią, moją bezpieczną przystanią, z dala od Tristana i naszego rozpadającego się małżeństwa. Ale pojawienie się Gabrielli dzisiaj zmieniło wszystko, a teraz czułam się osaczona. Uwięziona w miejscu, które miało być moją siatką bezpieczeństwa.

Gabriella, stojąca obok mnie, przestąpiła z nogi na nogę, jej niecierpliwość praktycznie wibrowała w powietrzu.

„Sophia,” zaczęła, jej głos miał w sobie nutę frustracji, „czy zamierzasz coś powiedzieć, czy będziesz tylko stać i gapić się, jakbyś nie rozumiała sztuki?” Jej ton był kąśliwy, ale mogłam wyczuć złośliwy zamiar czający się pod jej słowami.

Bezpośrednio mnie wyzywała. Myślała, że tylko dlatego, że Tristan sypia z nią, może mnie wyzywać na moim własnym terenie... jakbym była tylko prostą nauczycielką sztuki...

Ale nie byłam. Nie byłam tylko prostą nauczycielką sztuki bez odpowiedniej wiedzy o sztuce... byłam kimś więcej. Ale wtedy... ta sytuacja była czymś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.

Otworzyłam usta, walcząc o znalezienie właściwych słów. Czy powinnam uznać artyzm? Pochwalić delikatną grę światła i cienia? A może powinnam skonfrontować się z głębszym, bardziej osobistym znaczeniem obrazu? Ale z tyloma uczniami wokół mnie, czekającymi na mój werdykt... niemożliwe było skonfrontowanie się z Gabriellą w sprawach prywatnych... sprawach, które ujawniłyby delikatny stan mojego małżeństwa!

Uśmiech pojawił się na ustach Gabrielli, gdy odwróciła się w moją stronę, wyraźnie czekając na moją reakcję. Ale nie mogłam znaleźć słów. Obraz wciąż tkwił w mojej pamięci, jego intymność osiadała jak ciężar na mojej piersi. Wiedziałam, że ona mnie obserwuje, oczekując odpowiedzi, ale zanim zdążyłam pomyśleć, co powiedzieć, inny głos przerwał szum podziwu.

„To jest nieprzyzwoite i niemoralne.”

Oświadczenie było ostre, kąśliwe. Męski głos, pełen dezaprobaty, rozbrzmiał w sali jak piorun.

Oczy Gabrielli rozszerzyły się ze zdziwienia, a potem zwęziły w gniewnym spojrzeniu. „Przepraszam?” odparła, jej głos podniósł się w obronie. „Kim jesteś, żeby nazywać moją sztukę niemoralną? To jest wyraz — to jest prawda!”

Powietrze zmieniło się, gdy głowy odwróciły się w stronę mówcy, a drzwi otworzyły się w tym momencie, odsłaniając wysoką postać zanurzoną w cieniach korytarza.

Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy obserwowałam rozwijającą się scenę, moje serce waliło o żebra, gdy patrzyłam, jak mężczyzna wchodzi do sali z autorytetem, który wyssał powietrze z moich płuc.

Kim był ten mężczyzna?

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział