Rozdział 7
Apphia POV
Moje oczy otwierają się, czuję ciężar kogoś na sobie. Przerażenie przechodzi przez moje ciało. Nie mogę oddychać. Walczę bezskutecznie. On jest o wiele silniejszy ode mnie.
"Nie bądź taka drażliwa," dyszy, wbijając się we mnie. Szloch wyrywa się z moich ust. "Jesteś taka dramatyczna, Apphia. Wiem, że ci się to podoba."
"Przestań, błagam!" krzyczę.
Uderzam Rory'ego w klatkę piersiową, mając nadzieję, że się ode mnie odsunie, ale on przyciska moje ręce nad głową i kontynuuje swoje brutalne ataki.
"Pomóż mi!" krzyczę na całe gardło. Próbuje zakryć mi usta, ale mu się nie udaje. Uderza mnie, czuję, jak moje usta pękają. Czuję smak krwi w ustach.
"Czemu po prostu nie zostaniesz spokojna!" syczy, dusząc mnie. Czuję, że znowu tracę przytomność. Przez zamglony wzrok dostrzegam kamień i chwytam go. Uderzam go dużym kamieniem w skroń kilka razy.
"Ahh," krzyczy, tocząc się ze mnie. Wykorzystuję tę zmianę, by wstać na nogi.
Czuję bolesne uczucie między nogami z powodu jego brutalnego wtargnięcia, a po nogach spływa lepka ciecz. Patrzę na mojego oprawcę i widzę, że jest zaskoczony tym, co widzi w moim spojrzeniu.
W mojej duszy płonie inferno gniewu. Moja ręka zaciska się wokół kamienia, a coś solidnego i niekontrolowanego rośnie we mnie. Nie potrafię tego odpowiednio wyjaśnić, ale jego moc mnie przeraża.
"T- twoje oczy," Rory'ego twarz jest pełna niewyobrażalnego strachu. "Zostawię cię w spokoju. Po prostu pozwól mi odejść."
Płacze, trzymając się za głowę, jakby była w straszliwym bólu.
"Przestań, proszę," błaga, zrozpaczony, łzy spływają mu z oczu. Jednak odczuwam tylko nienawiść do niego z głębi mojej istoty. Drżę jak wulkan, który zaraz wybuchnie.
Rory pada na kolana, gwałtownie konwulsyjnie. Chwyta się za gardło, wydając gardłowe oddechy, wijąc się w niewyobrażalnym bólu. Agonia wyryta na jego twarzy, krew cieknie z kącika jego ust. Jego twarz zmienia kolor na blado niebieski.
Krzyczy głośno i przestaje się trząść. Jego oczy są wywrócone do tyłu, widoczne ciemne żyły w nich.
Czuję, jak żółć podnosi się w moim żołądku na widok tego obrzydliwego widoku; czuję tylko czystą nienawiść do Rory'ego, ale widok tego jest przerażający i szokujący.
"On nie żyje," szepczę, zszokowana tym, co się stało. Zakrywam usta drżącą ręką. Jak to się stało? Część mnie wie, że jestem za to odpowiedzialna.
Czuję ostry ból w miejscu blizny, a rozmazane kroki pojawiają się w mojej głowie. Ludzie Amira są za mną. Odwracam się, gotowa do ucieczki, ale staję twarzą w twarz z moim bratem. Zamieram. Duncan patrzy na martwe ciało Rory'ego, a potem na mnie.
"O, bogini, Apphia. On cię skrzywdził," szepcze Duncan, zbliżając się do mnie. Robię krok w tył i podnoszę rękę do niego. Zatrzymuje się.
"Przestań," nie rozpoznaję swojego głosu. Na twarzy mojego brata jest tyle emocji. Nie jest w stanie wypowiedzieć słowa. Słyszę bicie jego serca. Przejeżdża ręką przez włosy i patrzy na martwego członka swojego stada. Rory nie żyje w najbardziej brutalny i niewytłumaczalny sposób.
"Amir jest zdeterminowany, by cię zdobyć i wysłał swoich ludzi za tobą, Apphia."
Głowa mi pęka od pytań. Dlaczego Amir jest tak zdeterminowany, żeby mnie złapać?
"Próbowałem powstrzymać tatę, naprawdę... Przysięgam. Ale jego rozkaz jest teraz silniejszy niż mój." Oczy mojego brata nigdy nie były tak pełne winy. Łzy grożą, że zaraz wypłyną. Po raz pierwszy widzę go tak bezradnego.
"Musisz opuścić tę watahę na jakiś czas. Niedługo przejmę dowodzenie; kiedy to się stanie, nikt więcej cię nie skrzywdzi. Obiecuję," głos Duncana jest nieregularny, a samotna łza spływa po jego policzku. Jestem w szoku. Widziałam go płaczącego tylko raz w życiu, kiedy zmarła nasza matka.
Stoję tam oszołomiona. Duncan pozwala mi opuścić watahę. Wyciągnął portfel z kieszeni i podał mi duże banknoty. Setki i setki. Nie biorę ich jednak. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Patrzył, jak przez dziesięć lat mnie torturowano. Dlaczego teraz udaje, że mu zależy?
Rzucam ostatnie spojrzenie na mojego brata i odwracam się na pięcie.
Nicholas POV
"Słyszałeś to?" pytam Blade'a. Wygląda na zdezorientowanego i powoli kręci głową. Myślałem, że słyszałem płacz kobiety kilka minut temu, ale już go nie ma. Czy sobie to wyobraziłem?
"Nicholas, wszystko w porządku? Wyglądasz blado," mówi Blade, brzmiąc zaniepokojony. Wypuszczam powietrze, zauważając, że ból w klatce piersiowej ustępuje.
"Chodźmy do środka. Zaczęło padać, a ja potrzebuję drinka," mruczę i wchodzę do domu.
Przechodzimy przez hol do wielkiego pokoju, gdzie są moi rodzice. Marszczę brwi, widząc ich tańczących. Zauważają nas, ale nie przerywają swojego tańca.
Ojciec podnosi matkę i obraca ją przytuloną do swojej piersi, tak że są bliżej siebie, gdy muzyka się zatrzymuje. Całują się głęboko, całkowicie ignorując naszą obecność. Bogini, znajdźcie sobie pokój.
"Czy powinniśmy wyjść? Czuję, że przeszkadzamy," szepcze Blade, lekko się rumieniąc. Powinienem być zawstydzony, widząc moich rodziców tak namiętnie się całujących, ale jestem już na to odporny. Przewracam oczami i chrząkam - zakochani rozstają się lekko, ale uśmiechają się do siebie.
"Dobry wieczór, synu, Blade," wita nas mama.
"Jak było na przyjęciu?" pyta ojciec.
"Okropnie. Proszę, powiedz Alfom, żeby przestali wysyłać swoje córki w moją stronę. Nie przyjmę żadnej z nich."
"Nie słuchają," wzrusza ramionami przepraszająco. Wie, że chcę tylko mojej przeznaczonej partnerki jako mojej Luny i Królowej. Moi rodzice wspierają mnie w tym, ponieważ sami są przeznaczonymi partnerami.
Żegnam się z rodzicami i idę do swojego apartamentu. Mam cały skrzydło dla siebie.
"Dlaczego za mną idziesz?" pytam Blade'a.
"Twój bar ma najlepszą whisky. Szczególnie lubię Macallan M," mówi. Kręcę głową i otwieram drzwi. Blade idzie prosto do baru po drinki, a ja wychodzę na balkon. Szczególnie lubię ten widok.
Blade wraca z drinkami. Podaje mi szklankę i opowiada o najnowszym projekcie budowlanym - nowym osiedlu na wschodniej, górnej stronie królewskiej watahy Sapphire. Nasza wataha rośnie i kwitnie.
'Pomóżcie nam, proszę,' sztywnieję. To ten nawiedzający głos, który słyszałem wcześniej. 'Pomóż,' po plecach przechodzi mi dreszcz. Mój Lycan jest na czterech łapach; jest w stanie paniki.
'Ona tu jest. Nasza partnerka tu jest,' mówi w końcu spójnie.












































































































































































