Rozdział 5

Punkt widzenia June

Moja ręka pulsowała bólem, kiedy patrzyłam JJ prosto w oczy. Chciałam potrząsnąć dłonią, aby pozbyć się bólu, pocierać obolałe kostki, ale nie chciałam, żeby wiedział, jak bardzo bolało mnie uderzenie go. Jego usta były pierwszymi, które dotknęły moich. W pewnym sensie, to tak, jakby skradł mój pierwszy pocałunek, ponieważ nie miałam innego wyboru, jak tylko zrobić mu sztuczne oddychanie zeszłej nocy. Jego komentarz zdecydowanie wyprowadził mnie z równowagi.

"Jaki masz problem?" zapytał, wściekły. "Ty!" odpowiedziałam ostro, wychodząc z hukiem.

W pośpiechu, żeby się od niego oddalić, nie zwracałam uwagi, dokąd idę, teraz zgubiłam się w labiryncie podziemnych tuneli. Poczułam pieczenie łez, kiedy gwałtownie je ocierałam. Mieszanka bólu i złości kłębiła się we mnie, powodując, że uparcie szłam dalej. Nie miałam pojęcia, dokąd prowadzi ta droga.

"June!" słyszałam, jak Tiff woła moje imię z oddali. "O, dzięki Bogu," powiedziała, brzmiąc tak ulgą, kiedy zobaczyła mnie za rogiem. "Czy on coś ci zrobił?" zapytała, widząc moje zapłakane oczy. Pokręciłam głową, nie chcąc przyznać, że komentarz JJ-a wcześniej sprawił, że byłam wściekła, bo technicznie rzecz biorąc, to był mój pierwszy pocałunek. To tylko by mnie bardziej zawstydziło.

Tiff delikatnie chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła na halę magazynową, a potem na zewnątrz. Po raz pierwszy byłam wdzięczna za objęcie wilgotnego powietrza i intensywnego słońca. Zamknęłam oczy i wzięłam głębokie oddechy, jeszcze bardziej rozluźniając napięte mięśnie i skołatane nerwy. Tiff milczała, stojąc tuż obok mnie, ani razu mi nie przeszkadzając. Dała mi czas na odzyskanie równowagi, zanim w końcu się odezwała.

"Przepraszam, June. Chciałam, żeby JJ ci podziękował i był wdzięczny, tak jak ja. On jest zbyt cholernie uparty, żeby przyznać, że potrzebował ratunku, a co dopiero ci za to podziękować." Westchnęła, patrząc na białe, puszyste chmury rozrzucone po niebie.

"Rozumiem, co chciałaś osiągnąć, ale prawdopodobnie lepiej, jeśli zostawią mnie w spokoju. Jestem pewna, że obecność córki szeryfa wpłynie na wasze grupowe zajęcia," powiedziałam, dając do zrozumienia ich kryminalne skłonności.

"Żartujesz? Po tym, jak ryzykowałaś swoje życie dla kogoś, kogo nawet nie znasz, jak mogłabym cię zostawić w spokoju?" Uśmiechnęła się do mnie. "Po prostu następnym razem zostawię tych dwóch w domu, kiedy przyjdę cię odwiedzić, dobrze?"

Jej słowa zaskoczyły mnie, kiedy patrzyłam na nią, oszołomiona. Chciała być moją przyjaciółką, mimo tego, kim jestem i z kim jestem związana. To był pierwszy raz, kiedy ktoś zapytał o mnie, nie oczekując niczego w zamian. Skinęłam jej głową, uśmiechając się delikatnie w odpowiedzi.

"Dobrze, mogę z tym żyć."

Tiff i ja siedziałyśmy na zewnątrz jeszcze przez chwilę, rozmawiając o różnych rzeczach. Ta dziewczyna mogła prowadzić rozmowę nawet z niemową, gdyby chciała. Nigdy nie czułam presji, żeby coś mówić. Utrzymywała rozmowę lekką i łatwą. Nie było trudno podążać za jej prowadzeniem, a wkrótce śmiałam się razem z nią. Tiffany była zdecydowanie powiewem świeżego powietrza w tym mieście.

Śmiałyśmy się z jednej z jej historii, kiedy pojawili się Rodney i JJ. Wciąż wyglądał na zaniepokojonego, jego szczęka była napięta z wyraźnym wyrazem irytacji. Rodney szturchnął go w bok, unosząc brew, jakby przypominając mu, żeby coś powiedział. Przewrócił oczami, zanim ruszył w moją stronę. Trzymałam głowę wysoko, odmawiając spuszczenia wzroku, mimo nerwów, które czułam. Jego jasnoniebieskie oczy spotkały się z moimi, utrzymując mój wzrok na nim.

"Dziękuję, chyba," w końcu wydusił, jakby to było najtrudniejsze, co miał do powiedzenia.

"Za co dokładnie?" Uśmiechnęłam się, dając mu równie ciężki czas. Kąciki jego oczu zmrużyły się w zaskoczonej złości, zanim wymamrotał swoją odpowiedź.

"Dzięki za uratowanie życia, okej?"

"Nie ma sprawy, JJ. Może powinieneś być bardziej ostrożny. Następnym razem mogę nie być w pobliżu." Wyraz jego twarzy był bezcenny, wart całego tego wcześniejszego paniki i złości.

Tiffany zaśmiała się, przypominając mi, że nie byliśmy sami. Złapała mnie za ramię i spojrzała na Rodney'a. Sposób, w jaki na niego patrzyła, wyraźnie wskazywał na jej głęboką miłość do niego.

"Kochanie, podrzucisz nas z June do jej domu? Chcę z nią jeszcze porozmawiać. Wy chłopcy możecie robić, co wam się podoba," powiedziała z uśmiechem.

Sposób, w jaki nazywała go kochaniem, nie uszedł mojej uwadze. Mówiła to, jakby był uosobieniem miłości. Był dla niej definicją tego słowa, a ja nigdy nie widziałam ani nie słyszałam takiej oddania w jednym słowie. To było dla mnie szalone, bo przecież wszyscy jesteśmy jeszcze tacy młodzi. Jak mogła być tak pewna swoich uczuć do niego?

"Och, ja też chciałem spędzić z tobą trochę czasu," powiedział, robiąc słodką minę, która sprawiła, że Tiffany szeroko się uśmiechnęła.

"Jesteś taki pod pantoflem," niechciany komentarz JJ-a przerwał ten uroczy moment.

"A ty jesteś takim dupkiem," warknęła Tiff, przewracając oczami na swojego przyjaciela. "Możesz przyjść wieczorem," powiedziała do Rodney'a, który uśmiechnął się figlarnie. Wyraźnie sugerowała coś więcej niż tylko spotkanie.

"Dobra, to chodźmy was odwieźć."

"Ja jadę z przodu!" zawołał JJ, biegnąc do drzwi pasażera, wyraźnie nie chcąc znów utknąć ze mną na tylnym siedzeniu.

"Nie ma sprawy, tylko nie rób sobie nadziei. Rodney jest cały mój," powiedziała żartobliwie Tiff, prowadząc nas do tylnego siedzenia.

Muzyka była utrzymana w klimacie punk rock, ponieważ JJ przejął rolę DJ-a. Nuciłam kilka piosenek, które rozpoznałam; słuchałam i studiowałam różne gatunki muzyki, szukając tego, który najbardziej do mnie przemawia, aby tworzyć własną muzykę. Często mieszałam i łączyłam różne style, eksperymentując z brzmieniem.

"Podrzućcie nas na rogu, proszę." Dotknęłam Rodney'a, gdy zbliżaliśmy się do mojej ulicy.

"Nie chcesz być widziana z kryminalistami?" JJ zażartował, myśląc, że jest zabawny.

"Nie wolno mi być widzianą z żadnym chłopakiem," odpowiedziałam, wysiadając z samochodu. Tiffany dała Rodney'owi pożegnalny pocałunek, który trwał tak długo, że można by pomyśleć, że to ich ostatni. W końcu oderwała się od niego, a Rodney i JJ odjechali.

Spędziłam popołudnie, lepiej poznając Tiffany. Spędzałyśmy czas w salonie, a potem przeszłyśmy do mojego pokoju. Czułam się trochę zawstydzona, bo nigdy wcześniej nie miałam tu nikogo. Mój pokój był dość prosty, ponieważ nie mogłam go udekorować tak, jak bym chciała, bez wzbudzania podejrzeń u mojego taty. Tiffany otworzyła moją szafę, powodując, że moja gitara wypadła, ponieważ rano włożyłam ją tam pośpiesznie, nie dbając o ostrożność. Na szczęście nie zrobiła wystarczająco głośnego hałasu, żeby obudzić tatę, który chrapał w pokoju obok.

"Grasz?" zapytała, wydając się bardzo zaskoczona. "Tylko trochę, nie ma się czym chwalić," odpowiedziałam, wsuwając gitarę z powrotem do szafy.

"Jestem najgorsza w graniu na jakimkolwiek instrumencie. Nawet śpiewać nie potrafię, ale kocham muzykę całym sercem. Chcę zostać producentką muzyczną. Właściwie, moim kierunkiem na Uniwersytecie w Nowym Jorku będzie Zarządzanie Muzyką. Jestem tak podekscytowana, że zaczynam studia. A ty?" zapytała, siadając na moim łóżku bez żadnych zmartwień.

Byłam zszokowana, że ona też będzie w Nowym Jorku. Jakie są szanse, że dwie dziewczyny z małego miasteczka skończą w tym samym mieście na studiach?

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział