Rozdział 2.
Pomimo mocnego uspokojenia, Lori obudziła się niewypoczęta. A jej całe ciało bolało. Jak diabli.
Miała też koszmary. Płaczące niemowlę, owinięte niemowlę w łóżeczku, które płakało i płakało. I za każdym razem, gdy próbowała dotrzeć do dziecka, wydawało się, że oddalało się coraz bardziej.
Następnego ranka nie czuła się lepiej, tylko równie źle. Wciąż żadnych odwiedzin. Tylko telefon i wiadomość od współpracowniczki Birdie, która pytała, kiedy wróci do pracy.
Nie poinformowała jej właściwie, dlaczego nie przyszła do pracy. Napisze później do swojego szefa, aby go poinformować.
Ugh. Czuła się chora w środku. Naprawdę chora.
Co gorsza, miała nowy problem, jej piersi. Były ogromne i twarde jak skała. Dotknęła ich i skrzywiła się.
Ból, który odczuwała, był niewyobrażalny.
Pielęgniarka weszła z jej tacą śniadaniową, dziwne, nie pamiętała, czy jadła poprzedniego wieczoru, czy poszła spać głodna?
Jak długo była uspokajana?!
"Dzień dobry, Lori. Jak się czujesz?"
Lori wzruszyła ramionami.
"Czuję się jeszcze gorzej. Moje piersi bolą tak bardzo."
Powiedziała, sięgając po tacę. Była bardzo głodna.
Był tam pudding czekoladowy, zielona fasolka i jajecznica.
"Och, to się zdarza! Przepraszam za to, ale będą bardzo bolesne przez kilka dni."
"Co? Dlaczego?"
Zapytała, a pielęgniarka westchnęła.
"Cóż, twoje ciało już przygotowało się na dziecko, więc laktujesz."
"Ale ja nie mam dziecka. Straciłam swoje."
Lori powiedziała gorzko, wbijając plastikowy widelec w zieloną fasolkę, atakując ją z ferworem.
"Tak. Wiem, że tak. I to naprawdę straszna rzecz."
Jej głos był współczujący, ale Lori była pewna, że kobieta nigdy nie zrozumie ogromu bólu, który przeżywała.
"Mogę zaoferować ci lepsze rozwiązanie dla twoich bolących piersi, jeśli chcesz."
Powiedziała pielęgniarka, patrząc na nią z nadzieją.
"Co to jest?"
"Na tym piętrze jest dziecko, które urodziło się dokładnie w tym samym czasie, co twoje dziecko, niestety, jej matka nie przeżyła. Płakała przez całą noc. Karmiliśmy ją mlekiem modyfikowanym, ale niezbyt dobrze je przyjmuje. Jeśli podarujesz swoje mleko, może jej pomóc."
Lori siedziała przez chwilę, przypomniała sobie płacz ze swojego snu. Czy śniła o płaczącym dziecku, czy naprawdę było dziecko, które płakało?
"Tak."
Lori powiedziała bez wahania, a pielęgniarka rozszerzyła oczy.
"Tak? Jesteś pewna?"
Lori skinęła głową.
"Jestem pewna."
Powiedziała, a pielęgniarka uśmiechnęła się.
"Dziękuję. Wiem, jak trudne to jest dla ciebie."
Powiedziała, a Lori prychnęła, odwracając wzrok. Och, nie miała pojęcia.
"Wracam z pompami, a potem porozmawiam z rodziną dziewczynki, aby ich poinformować."
Pielęgniarka wyszła, a Lori zjadła śniadanie w ciszy.
Dwadzieścia minut później pielęgniarka wróciła z pompami, jak obiecała, i powiedziała, że ojciec dziecka szybko się zgodził.
Pielęgniarka zabrała jej mleko, mrucząc coś o tym, że najpierw zostanie zbadane.
Lori wróciła do snu, doktor przyszedł na kontrolę. Powiedział jej, że blizna po cesarskim cięciu goi się całkiem dobrze. Lori mruczała coś o rachunku szpitalnym, a doktor powiedział jej, że Fullerowie uregulowali rachunek szpitalny.
Dobrze. Bo nie było szans, żeby sama za to zapłaciła, nie miała ani grosza.
Poza tym było w umowie, że pokryją wszystkie rachunki szpitalne. Żałowała tylko, że nie pozwolili jej zobaczyć go przed zabraniem.
Gabriel nie opuścił szpitala, mimo że nie zmrużył oka, nie odszedł, nie mógł znieść myśli o zostawieniu córki samej.
Nie wybrał jeszcze imienia, częściowo dlatego, że on i Suzie nie wymyślili żadnego. Chciał, żeby jej imię było doskonałe, cokolwiek wymyśli, musi być perfekcyjne.
Po narodzinach dziecka, kiedy doktor powiedział mu, że Suzie nie przeżyła, cicho zorganizował jej pogrzeb. Suzie nie miała rodziny, przynajmniej żadnej, którą by znał.
Jej jedyną rodziną była córka.
Pamiętał, kiedy po raz pierwszy trzymał ją w ramionach, natychmiast przestała płakać, gdy delikatnie głaskał jej głowę.
Była taka malutka. Taka, taka malutka, ale kiedy na niego spojrzała, kiedy naprawdę na niego spojrzała, świat się zatrzymał.
Nic innego nie miało wtedy znaczenia, Gabriel wiedział, że w tej chwili będzie walczył na śmierć i życie, aby ją chronić.
Według wszystkich badań i testów, mała Caine była zdrowym dzieckiem.
Była w porządku, całkowicie w porządku, doktor zapewniał go wiele razy, prosząc, żeby poszedł do domu i odpoczął.
Ale dlaczego ona nadal płakała! Słyszał jej płacz na tyle, by teraz rozpoznawać dźwięk jej głosu. Pielęgniarka powiedziała, że była głodna. Po prostu głodna, brała mleko modyfikowane, ale wydawało się, że to nie wystarcza. Była wygłodniała.
Gabriel znał powód. Ona nie była tylko dzieckiem, była szczeniakiem, wilkołaczym szczeniakiem, byłaby nienasycona. Szczeniaki zazwyczaj takie są, gdy dorastają. Niestety, mleko Suzie, które by ją utrzymało, teraz zniknęło.
Zniknęło.
On będzie przy niej. Zawsze.
"Dobre wieści, panie Caine."
Pielęgniarka weszła do prywatnej poczekalni, gdzie Gabriel przebywał, gdy jego córka drzemała w żłobku.
Pielęgniarka przyszła wcześniej, by powiedzieć mu, że znaleźli dawcę dla niej. Kobietę, która była gotowa oddać swoje mleko.
Pielęgniarka zapewniła go, że po przeprowadzeniu badań mleka, jego córka będzie mogła je otrzymać.
Był ogromnie zadowolony, bardzo zadowolony z tego. To nie będzie to samo, co mleko jej matki, ale będzie to coś...
Był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył, kiedy jego beta i gospodyni weszli.
„Och Gabriel! Słyszałam wieści! Tak mi przykro!”
Pani Grace powiedziała, biegnąc do niego i obejmując go.
Gabriel westchnął, wtulając się w jej uścisk na kilka sekund, zanim się odsunął.
„Przykro mi, Gabriel. Bardzo przykro. Suzie nie zasłużyła na to. Chciała być matką.”
Draco powiedział.
Gabriel skinął głową.
„Dziękuję. Będzie nam jej brakować. Jej córka już za nią tęskni…”
Powiedział, a pani Grace usiadła obok niego.
„A jak się ma twoja mała dziewczynka?”
„Jest dobrze. Jest bardzo zdrowa.”
Pani Grace wydawała się odetchnąć.
„Och, dzięki bogini. Swoją drogą, wyglądasz na bardzo zmęczonego, czekaliśmy na ciebie, żebyś wrócił do domu. Dlaczego nie pójdziesz do domu, nie weźmiesz prysznica i nie odpoczniesz?”
Zapytała, a Gabriel wzruszył ramionami.
„Nie chcę jej tu zostawiać samej. Poza tym, to tylko kilka godzin i wyjdziemy. Chcemy tylko załatwić kilka spraw, zwłaszcza z ciałem Suzie.”
Suzie nie miała rodziny, którą znał. Jeśli miała rodzinę, nigdy o niej nie wspominała.
Nie miał wyboru, musiał zająć się jej pogrzebem i pochować ją w rodzinnym grobowcu. Zasługiwała na ten honor.
„Wiem. Ale potrzebujesz odpoczynku. I pełnia księżyca jest za kilka godzin. Grace może zostać i pilnować dziecka.”
Gabriel westchnął.
Jak mógł zapomnieć? To była pełnia księżyca, wszystkie podwyższone emocje i stres, przez które przechodził, sprawią, że pełnia będzie jeszcze gorsza.
Draco miał rację.
Skinął głową.
„Dobrze. Zostawię cię na straży, Grace. Idę porozmawiać z lekarzem.”
Powiedział, wstając i wychodząc z poczekalni.
Dwa dni później.
Została wypisana. Mogła wyjść, chociaż nadal była obolała.
Poznała kobietę o imieniu Grace Miler, która wydawała się być opiekunką małej dziewczynki, która straciła matkę.
Przychodzili do jej domu, by odbierać mleko co trzy dni. Kobieta była również na tyle uprzejma, że dała jej pompy, torby na mleko, osłony na piersi i wszelkiego rodzaju rzeczy, które ułatwiłyby jej odciąganie mleka.
Układ był dość elastyczny, Lori mogła go zerwać w każdej chwili bez żadnego wyjaśnienia. Podobało jej się to.
Potem kobieta zapytała ją, czy chciałaby zobaczyć małą dziewczynkę, a Lori zdecydowanie odmówiła.
To byłoby zbyt wiele. Już teraz było zbyt wiele, dając tak dużo. Zrobiła to tylko dlatego, że wiedziała, że dziecko naprawdę potrzebuje jej pomocy. I chciała pomóc, ale nie, nie chciała się przywiązywać.
Próbowała zadzwonić do Fullerów, ale nie odbierali jej telefonu. Wszystko, czego od nich chciała, to cholerne wyjaśnienie! I lokalizację.
Grób jej dziecka. Chciała zobaczyć grób swojego dziecka.
Ale nie, nawet tego prawa jej nie dali.
Opuszczała szpital inaczej niż przyszła, jedyna różnica teraz była taka, że była sama. I wracała do swojego parszywego życia i parszywej pracy.
Czuła się pusta. Była pusta. Jej brzuch zmniejszył się drastycznie, guz, który miała pięć dni temu, zniknął, tak jak dziecko, które kiedyś było w jej łonie.
I wyglądała na wyczerpaną. Pamiętała, jak stała przed lustrem w łazience w dniu, kiedy miała zostać wypisana i czuła się pusta. Była blada, bardziej blada niż jej śródziemnomorska skóra kiedykolwiek wyglądała, a jej usta były blade.
Nakładając makijaż, aby ukryć swój upiorny wygląd, szybko zdała sobie sprawę, że nic nie jest wystarczająco mocne, aby ukryć ciężkie worki pod jej zapadniętymi oczami.
To nie miało sensu! Nic, co mogła zrobić, nie działało! Każdy, kto spojrzałby na nią, mógłby zobaczyć, że coś ukrywa.
Jak kiedykolwiek się z tego wyleczy?










































































































