Rozdział 10: Ofensywa telefoniczna
Punkt widzenia Alexandra:
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy, gdy wychodziłem. Charlotte Cole—teraz Charlotte Kingsley—zaskoczyła mnie. Po ślubie spodziewałem się łez, próśb, a może nawet prób uwodzenia. Ale ona nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, zamiast tego próbowała negocjować ze mną. Myśląc o tym, jak walczyła, by kontrolować i ukryć swoje wewnętrzne przerażenie, nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Gdy zbliżałem się do wejścia do rezydencji na Nob Hill, Morris stał tam, jak zawsze zachowując swoją nienaganną postawę, z rękami złożonymi za plecami.
"Pan Alexander, pan domu chce z panem porozmawiać," powiedział, tonem pełnym szacunku, ale i stanowczości.
To niewytłumaczalne dobre samopoczucie, które mnie ogarnęło, całkowicie zniknęło. "Niech sobie poczeka," odpowiedziałem chłodno.
Wyraz twarzy Morrisa pozostał niezmieniony, ale wyczułem jego cichą dezaprobatę. Nie obchodziło mnie to; żyłem samodzielnie od trzynastego roku życia, kiedy to po konflikcie z rodziną wyprowadziłem się z domu.
Wsiadając do samochodu, spojrzałem na kurtkę, którą miałem zamiar założyć, ale przypominając sobie słowa Charlotte, odrzuciłem ją na bok.
Z powrotem w siedzibie Kingsley Tech w Dzielnicy Finansowej, ledwo usiadłem za biurkiem, gdy mój asystent Kevin wbiegł do biura.
"Szefie, nie spodziewałem się pana dzisiaj. Czy nie miał pan jechać w podróż poślubną?" Wyglądał na szczerze zdezorientowanego, co mnie zirytowało. Nikt nie wiedział, że to małżeństwo to tylko biznes.
"Czy ktoś z rodziny Cole się z nami kontaktował?" zapytałem, ignorując jego pytanie.
Kevin zmarszczył brwi. "Nie... czy pan się ich spodziewał?"
Zmarszczyłem brwi. To nie miało sensu. Czyż nie o to chodziło w tym małżeństwie, aby zapewnić Williamowi Cole'owi zasoby Kingsley do jego projektów? Więc dlaczego nie wyciągnął ręki?
"Czy kontaktowali się z którąkolwiek z naszych firm partnerskich? Albo próbowali kupić materiały używając nazwy Kingsley?" kontynuowałem dociekania.
"Szefie..." Kevin zawahał się. "Co dziwne, Cole Technologies wczoraj zwróciło wszystkie piętnaście propozycji partnerstwa. Całkowicie się wycofali."
Poczułem, jak moje brwi mimowolnie unoszą się. "Zrobili co?"
Zwrócili wszystko. Kiedy nasz kontakt próbował ustalić dlaczego, William Cole osobiście odmówił wyjaśnień. Ktoś usłyszał, jak mówił, że "nie chce, żeby ludzie myśleli, że handluje swoją córką."
To nie miało absolutnie żadnego sensu. Czyż rodzina Cole nie chciała mocy i zasobów Grupy Kingsley?
"Jaką grę prowadzi Cole?" mruknąłem, naciskając palce na usta, rozważając implikacje.
Jeśli to małżeństwo było całkowicie pomysłem mojego ojca, zgodziłem się, ponieważ miał informacje o niej, które desperacko potrzebowałem. Jeśli Cole nie zgodził się na zasoby biznesowe, dlaczego się zgodzili? Czy Charlotte mówiła prawdę o groźbach? I dlaczego mój ojciec był tak zdeterminowany, bym ją poślubił?
Gdy rozważałem to zagadnienie, mój telefon zadzwonił, a na ekranie pojawił się nieznany numer.
"Alexander Kingsley," odpowiedziałem zwięźle.
"Cześć, staruszku!" Wesoły kobiecy głos natychmiast sprawił, że zaczęła mnie boleć skroń.
"Charlotte Cole!" Wypowiedziałem jej imię przez zaciśnięte zęby, niezadowolony, że nazywa mnie "staruszkiem."
"Twój tata chce z tobą porozmawiać. Mówi, że musisz wrócić do domu," kontynuowała, jej głos ociekający sztuczną słodyczą.
Całkowicie porzuciła swoje udawanie. Już nie udawała uległej żony – chociaż ja też nie chciałem takiej żony. Niemniej jednak, ta nagła przemiana była zbyt gwałtowna, zwłaszcza to irytujące przezwisko. "Staruszku"? Mimo naszej ośmioletniej różnicy wieku, w wieku dwudziestu ośmiu lat trudno mnie nazwać starym.
"Charlotte Cole," powiedziałem przez zaciśnięte zęby, "spróbuj nazwać mnie tak jeszcze raz. Obiecuję, że tego pożałujesz."
Jej śmiech rozbrzmiał w słuchawce, lekki i naprawdę rozbawiony. "Staruszku, staruszku, staruszku! To trzy razy. Co z tym zrobisz? Jeśli masz odwagę, wracaj do domu!"
Zacisnąłem szczęki. Więc to jej gra. Celowo prowokowała mnie, żebym wrócił do rezydencji. W jakim celu? Żeby zadowolić mojego ojca? Czy żeby mnie zirytować?
Nie dam się jej pułapce. Bez słowa rozłączyłem się.
Telefon zadzwonił niemal natychmiast.
"Staruszku, jesteś zły?" Brzmiała bardzo zadowolona z tej możliwości. "Nazwiesz moje nogi krótkimi, a ja się nie obrażam. Nazywam cię 'staruszkiem' i wpadasz w szał? Taki delikatny ego! Wiesz, jesteś prawie w wieku mojego taty, może powinnam cię nazywać wujkiem Aleksandrem? To brzmi lepiej, pozwól, że spróbuję—"
Ponownie się rozłączyłem, moje knykcie zbielały od ściskania telefonu, i natychmiast zablokowałem numer. Miałem rzeczywistą pracę do wykonania, w przeciwieństwie do tej bezczynnej studentki.
Kiedy wszedłem do sali konferencyjnej, przygotowując się do popołudniowego spotkania, prawie zapomniałem o tym irytującym incydencie. Wtedy mój telefon znów zadzwonił – tym razem wyświetlając numer stacjonarny rezydencji.
Lepiej żeby miała coś naprawdę pilnego do powiedzenia! Moja cierpliwość całkowicie wyparowała.
"Charlotte Cole, dzwoń dalej, jeśli chcesz umrzeć," powiedziałem ostro w chwili, gdy połączenie zostało nawiązane.
"ALEKSANDRZE KINGSLEY!" Przez telefon rozległ się gniewny ryk mojego ojca. "Jak śmiesz tak mówić do swojej żony?"
Cholera. Nie spodziewałem się, że Charlotte będzie na tyle sprytna, żeby wciągnąć w to mojego ojca.
"Ojcze, ja—"
"Nie chcę słuchać twoich wymówek," przerwał mi. "Charlotte próbowała tylko przekazać ci moją wiadomość. Co to za postawa? Wracaj natychmiast do domu i przeproś ją."
Powstrzymałem się od sprzeczki. Mój ojciec nie wiedział, w co gra Charlotte, i nie zamierzałem mu tego tłumaczyć.
"Jestem na spotkaniu," powiedziałem zamiast tego, starając się utrzymać spokojny głos.
Przez chwilę panowała cisza, a potem jego głos niebezpiecznie się obniżył: "Aleksandrze Kingsley, masz trzydzieści minut, żeby stawić się przede mną."
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, połączenie zostało przerwane.
"Spotkanie przełożone," ogłosiłem zaskoczonym menedżerom. "Spotkamy się jutro."
Kiedy jechałem z powrotem do rezydencji, z każdą milą narastała we mnie złość. Charlotte Cole zaplanowała cały scenariusz. Prowokacyjne telefony, niewinna gra przed moim ojcem – całe przedstawienie miało na celu zmuszenie mnie do powrotu do rezydencji na ich warunkach.
Nie wiedziała, z kim ma do czynienia.
Silnik Lamborghini ryczał, gdy podjeżdżałem pod rezydencję. Przez przednią szybę dostrzegłem Charlotte w oknie salonu. Przez moment zobaczyłem triumfalny uśmiech na jej twarzy, zanim szybko przekształcił się w doskonałą maskę zranionej niewinności.
Gra się zaczyna, Charlotte Cole.






















































































































































































