Rozdział 11: Trzymanie się za ręce

Charlotte's POV:

Zauważyłam Alexandra w chwili, gdy wszedł do głównego salonu rezydencji Kingsleyów. Jego przenikliwe spojrzenie natychmiast skupiło się na mnie z intensywnością, która sprawiła, że mój żołądek zacisnął się nerwowo. Serce mi zabiło mocniej – czy był zły, że nazwałam go "starym człowiekiem"? Zimna kalkulacja w jego oczach sugerowała, że może szykować się do zemsty.

Czas przejąć kontrolę nad sytuacją.

"Kochanie, wróciłeś," powiedziałam słodkim głosem, przybierając najsłodszy uśmiech. Przemiana z prawdziwej siebie w obowiązkową żonę została dokonana w mgnieniu oka.

Odpowiedź Alexandra była równie bezpośrednia, co chłodna: "Zjeżdżaj."

Opusciłam głowę, przyjmując wyćwiczony wyraz skruchy. "Przepraszam, kochanie," utrzymałam odpowiednio żałosny wyraz twarzy.

Ku mojemu zaskoczeniu, to Richard Kingsley wybuchł pierwszy.

"Alexanderze Kingsley," grzmiał, jego głos odbijał się echem po salonie. "Czy tak cię wychowałem, żebyś traktował swoją żonę?"

Wyraz twarzy Alexandra pozostał niewzruszony, wyraźnie gardząc jakimkolwiek wyjaśnieniem, choć zauważyłam lekkie napięcie jego szczęki. "Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to," odpowiedział chłodno, osiadając w antycznym fotelu z kalkulowaną obojętnością.

"Przeproś Charlotte," rozkazał Richard, żądanie nie pozostawiające miejsca na negocjacje.

Obserwowałam, jak wzrok Alexandra przesuwa się na mnie, głęboki i nieczytelny pod tymi idealnie wyrzeźbionymi brwiami. Moje myśli biegły. Przeprosić mnie? Dlaczego? Czy Alexander powiedział coś o mnie swojemu ojcu?

To była moja szansa, żeby się wycofać, zanim sprawy się skomplikują.

"Jesteśmy małżeństwem – jesteśmy jednością," wtrąciłam płynnie. "Mój mąż nie musi mnie przepraszać. Proszę nie bądź zły, Tato. Teraz, gdy Alexander tu jest, możecie porozmawiać. Wracam do swojego pokoju."

Nie czekając na odpowiedź, pospiesznie oddaliłam się, uciekając do względnego bezpieczeństwa sypialni jak królik – cóż, tak bezpiecznie, jak to możliwe w tej rezydencji.

Oparłam się o drzwi sypialni, wypuszczając oddech ulgi.

Spędziłam pół godziny rozmyślając nad swoją sytuacją, mapując w myślach skomplikowaną dynamikę władzy w domu Kingsleyów. Jedna rzecz stała się jasna: nie mogłam sobie pozwolić na zrażenie Richarda, który był moim jedynym obrońcą w tym złoconym więzieniu. Moje impulsywne zachowanie zeszłej nocy już wystawiło jego cierpliwość na próbę. Jeśli odkryje, że celowo wywołuję konflikty, moja już i tak niepewna pozycja stanie się jeszcze bardziej niebezpieczna.

Co do Alexandra... mogłam go prowokować, ale nie za bardzo. Lekka irytacja była do zaakceptowania; prawdziwy gniew mógł sprawić, że moje już niewygodne życie stanie się jeszcze bardziej nie do zniesienia.

Problemem była moja natura – instynkt walki, gdy jestem przyparta do muru, mógł pewnego dnia wziąć górę nade mną.

Nagle drzwi sypialni zostały otwarte siłą z zewnątrz, co sprawiło, że potknęłam się kilka kroków do przodu. Szybko odzyskałam równowagę i odwróciłam się, by stawić czoła intruzowi.

Alexander Kingsley stał w drzwiach, jego wyraz twarzy nieczytelny.

"Hej... stary człowieku?" przywitałam się niezręcznie, pseudonim wyślizgnął się, zanim zdążyłam się powstrzymać.

W dwóch krokach zbliżył się do mnie. Jego ręka wystrzeliła, chwytając mocno tył mojej szyi, zmuszając mnie do opuszczenia głowy.

"Ach! Atak z zaskoczenia – nie fair!" protestowałam, mój głos podniósł się w reakcji na upokarzającą pozycję.

"Alexanderze Kingsley, puść mnie!" zażądałam, próbując zabrzmieć autorytatywnie mimo wymuszonej postawy.

"Co dokładnie powiedziałaś mojemu ojcu, żeby go zmanipulować?" zapytał, jego głos niski i niebezpieczny.

Z głową przyciśniętą do ziemi, nie mogąc spojrzeć w górę, odpowiedziałam, ściskając mocno kawałek skóry na jego nadgarstku. Nie dam się zastraszyć. "To ja powinnam cię o to zapytać! Co powiedziałeś swojemu ojcu o mnie, że kazał ci się przeprosić?"

Byliśmy w martwym punkcie. Żadne z nas nie miało informacji, których chciało drugie. Czas zmienić taktykę.

"Co powiesz na to?" zaproponowałam, mój głos stawał się stabilniejszy. "Zgodzisz się na moje dwie poranne prośby, a ja obiecuję, że nigdy więcej nie nazwę cię 'starym' lub 'dziadkiem'. Nie będziemy sobie przeszkadzać — ty żyjesz swoim życiem, ja swoim. Umowa?"

Poczułam, jak jego uścisk nieco się rozluźnia, gdy rozważał moją propozycję. "Twoja głowa," powiedział w końcu z zimnym uśmiechem, "jest naprawdę sprytna."

Czułam, że zdał sobie sprawę, że został zmanipulowany, ale nie mógł znaleźć eleganckiego wyjścia. Jeśli dalej trzymałby mnie, wyglądałby na małostkowego; jeśli puściłby, oznaczałoby to akceptację moich warunków. Tak czy inaczej, wygrałam.

Jego ręka puściła moją szyję, a ja wyprostowałam się, pocierając obolałe miejsce, jednocześnie ukradkiem sprawdzając jego nadgarstek. Moje paznokcie zostawiły na jego skórze gniewne czerwone ślady.

"Twój nadgarstek może jutro zasinieć," powiedziałam z mieszanką troski i satysfakcji. "Może powinieneś nosić zegarek, żeby to zakryć?"

Ranek naszej wizyty u moich rodziców nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Obudziłam się wcześnie, ubrana w elegancką, ale prostą granatową sukienkę, którą moja matka podarowała mi na urodziny. Alexander był już w wielkim holu, gdzie Morris ułożył imponujący zestaw prezentów.

"Pamiętaj, co mi obiecałeś," przypomniałam Alexanderowi cicho, ale stanowczo, moje oczy wyrażały zarówno nadzieję, jak i ostrzeżenie.

Nie zareagował na moje słowa, cicho ładując prezenty do bagażnika swojego Rolls-Royce'a.

Według systemu nawigacyjnego, podróż z Nob Hill do Palo Alto miała zająć około godziny. Jechaliśmy w napiętej ciszy, aż zauważyłam, że Alexander zerka na mnie.

"Dlaczego ciągle na mnie patrzysz, Alexander?" zapytałam ostrożnie.

"Mdli mnie," odpowiedział, choć w jego tonie brakowało ostrości, do której się przyzwyczaiłam.

Głęboki oddech. Trzymaj to w sobie. Dla mamy i taty... Utrzymywałam neutralny wyraz twarzy mimo chęci riposty, nerwowo bawiąc się rąbkiem sukienki.

Zauważyłam, że spojrzenie Alexandra lingerowało chwilę dłużej, zanim wrócił do drogi. Delikatne zmiękczenie wokół jego oczu sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, o czym myślał.

Gdy zbliżaliśmy się do domu moich rodziców, zobaczyłam ich czekających przy drzwiach wejściowych. Moje serce zabiło mocniej na widok ich stojących razem przed naszym przytulnym domem. Dobrze utrzymany ogród nie był tak okazały jak posiadłość Kingsleyów, ale był pełen ulubionych kwiatów mojej matki i czułam się tam jak w domu.

Nagła niepokój mnie ogarnął. Co jeśli Alexander wróci do swojego zimnego, pogardliwego ja w obecności moich rodziców? Nie mogłam znieść myśli, że zobaczą, jak mój mąż naprawdę mnie traktuje.

"Alexander," wyrwało mi się, instynktownie sięgając, by chwycić jego ramię, ale przypadkowo złapałam jego rękę. "Musisz pamiętać o naszej umowie."

Odwrócił się do mnie, lekko unosząc brew. "Czy dałem ci do zrozumienia, że nie dotrzymuję słowa?" zapytał, z lekkim urazem w tonie.

"Po prostu... po prostu się denerwuję," wymamrotałam, spuszczając wzrok.

Nagle zdałam sobie sprawę, że trzymam jego rękę, ciepłą i solidną przeciwko mojej chłodniejszej skórze. Kiedy próbowałam się odsunąć, poczułam, jak jego palce się zaciskają.

"Czy nie miałaś udawać zakochanej pary? Weź moją rękę."

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział