Rozdział 14 Co możesz mi zrobić?
Emily była młoda i olśniewająca, taka kobieta, o której na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że łatwo ją podejść.
Ale w tej chwili siedziała na tym krześle, z założonymi rękami, uniesioną brodą, promieniując aurą, która krzyczała: „Nawet nie próbuj!”
Daniel przepychał się przez tłum, jego twarz była mroczna jak chmura gradowa.
„To był tylko żart” – mruknął, brzmiąc tak, jakby sam w to nie wierzył. „Nie mówiłem tego na serio.”
„Nie na serio?” – Emily parsknęła zimnym śmiechem. „Teraz, kiedy wygrałam, nagle to nie jest na serio? Gdybym nie uratowała pana Millera i przegrała zakład, też byś mówił, że to tylko żart?”
Daniel zaniemówił, a wraz z nim wszyscy wokół.
Każdy wiedział, że gdyby Emily przegrała, Daniel dopilnowałby, żeby dotrzymała warunków zakładu.
Daniel założył się, bo był pewien, że Emily przegra. Chciał zabrać ją do domu i potraktować jak zabawkę, pozwalając swoim kumplom też się zabawić.
Owszem, była panną z rodu Johnsonów, ale zakład został zawarty publicznie. Zakład to zakład. Nawet gdyby on i jego kumple zrobili z nią, co chcieli, rodzina Johnsonów nie mogłaby wiele zdziałać.
Przecież Emily się zgodziła, a wszyscy to widzieli.
Taka była logika, ale teraz Emily wygrała, a Daniel przegrał. Za nic w świecie nie zamierzał się do tego przyznać.
„Oczywiście. Jesteś panną z rodu Johnsonów. Nawet gdybyś przegrała, nie kazałbym ci się rozbierać. To był tylko żart. Żart” – powiedział Daniel.
Emily zaśmiała się, a potem jej twarz stała się lodowata, a głos jeszcze zimniejszy. „Ale ja nie żartuję. Jeśli ktoś mi coś obieca, powinien dotrzymać słowa. A jeśli nie potrafi, musi to naprawić.”
„Emily, nie przesadzaj!” – warknął Daniel, widząc, że nie ustąpi. „Żartowałem tylko. Musisz być taka drobiazgowa? Nic dziwnego, że pan Smith cię nie lubi. Ja też nie przepadam za takimi babami jak ty.”
Emily nagle wstała.
Daniel cofnął się, ogarnięty strachem, a wszystkim wokół przebiegł dreszcz po plecach.
W tej chwili Emily wyglądała, jakby była gotowa kogoś zabić.
Początkowym celem Emily było zmuszenie Daniela, by dotrzymał obietnicy – nie tylko po to, by odpłacić mu za wcześniejsze zachowanie, ale by pokazać swoją siłę i niezłomność. Chciała udowodnić swoją wartość i zamknąć usta tym, którzy ją oczerniali.
Ale kiedy Daniel wspomniał o Jamesie, jej długo tłumiona złość wybuchła jak wulkan. „James mnie nie lubi, a ja jego też nie. Jako dziedziczka rodu Johnsonów, czy potrzebuję faceta jak James, żeby mnie docenił? A ty, jesteś pewien, że nie dotrzymasz obietnicy?”
Zimne, ostre spojrzenie Emily przeszyło go na wskroś, wywołując dreszcz na plecach Daniela.
Daniel naprawdę się bał. Emily wydawała się kimś, z kim lepiej nie zadzierać.
Mimo strachu musiał zachować pozory przed wszystkimi.
„Po prostu się nie przyznam. I co mi zrobisz?!” – powiedział, unosząc wyzywająco brodę.
Nie miał zamiaru dotrzymać zakładu. Co mogła mu zrobić Emily, zwykła kobieta?
Emily uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.
Szybko myślący kelner natychmiast podał jej kieliszek czerwonego wina.
Emily wzięła kieliszek, lekko nim zakręciła i upiła łyk.
Już i tak była oszałamiająco piękna, ale z czerwonymi ustami zabarwionymi winem wyglądała jeszcze bardziej zniewalająco, jak ktoś, kogo chciałoby się schrupać jednym kęsem.
Widząc to, strach Daniela zaczął ustępować, zastąpiony nutką pożądania. – No co, jeśli nie dotrzymam obietnicy, to po prostu będziesz piła wino? Jeśli tak, to mogę pić z tobą. Pij, ile tylko chcesz, na zdrowie!
Mówiąc to, wyciągnął swoją grubą łapę w stronę Emilii.
Uśmiechnęła się, po czym nagle rozbiła kieliszek o podłokietnik krzesła, roztrzaskując go z ostrym trzaskiem.
Emilia trzymała pozostały trzon kieliszka, podziwiając ostre krawędzie, i spojrzała na Daniela z szerokim uśmiechem. – Wiesz, że jestem lekarką, prawda? Jako lekarka nie tylko umiem ratować ludzi, ale też wiem, jak ich zranić. Mogę tym rozbitym szkłem dźgnąć cię setki razy w najbardziej bolesne miejsca, tak że będziesz błagał o śmierć, ale nie umrzesz. A kiedy lekarz cię zbada, stwierdzi tylko drobne obrażenia. Chcesz spróbować?
Widząc rozbite szkło w dłoni Emilii i słysząc jej słowa, Daniel natychmiast cofnął rękę i zaczął się trząść jak osika.
Po tym, co właśnie pokazała Emilia, uwierzył, że naprawdę jest do tego zdolna.
A drobne obrażenia oznaczały, że nawet jeśli wezwie policję, nie będzie jak wsadzić Emilii do więzienia. Musiałaby mu tylko zapłacić jakieś grosze odszkodowania.
Rodzina Johnsonów była obrzydliwie bogata, więc dla Emilii zapłacenie rekompensaty to jak splunąć.
– Wygląda na to, że naprawdę chcesz spróbować. No dobra, spełnię twoje życzenie. – Widząc, że Daniel wciąż się nie rusza, Emilia zrobiła krok do przodu.
Daniel natychmiast padł na kolana, patrząc na nią z przerażeniem. – Nie, nie, błagam, nie rób tego! Dotrzymam obietnicy. Zaraz się rozbiorę!
Daniel nie przejmował się już swoją godnością. Byle tylko przeżyć, wszystko było mu jedno.
Tym razem, zanim Emilia zdążyła cokolwiek powiedzieć, Daniel podniósł się z ziemi i zaczął kręcić swoim tłustym cielskiem, rozpinając marynarkę.
Marynarka szybko zniknęła, zaraz po niej koszula.
Kiedy drżące palce Daniela sięgnęły do paska spodni, Emilia uniosła rękę. – Stop. Wystarczy. Twój taniec jest tak paskudny, że boję się, że wszyscy zwymiotują to, co zjedli dziś wieczorem.
Słowa Emilii były czystą zniewagą, ale Daniel nie śmiał już się jej sprzeciwić. Tylko się ukłonił i zaczął jej schlebiać: – Dziękuję. Jesteś naprawdę dobrą osobą.
Emilia nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem. Nikt nie mówił, że jest dobrą osobą, kiedy ratowała życia, ale teraz, gdy była o krok od zrobienia mu krzywdy, ktoś to powiedział.
Ten świat był naprawdę absurdalny.
Zignorowała Daniela i rozejrzała się po ludziach. Gdy wszyscy unikali jej spojrzenia i spuszczali głowy, przemówiła: – Kiedy byłam w szkole, nigdy nie oblałam żadnego egzaminu. W szpitalu nigdy nie pomyliłam się co do woli pacjenta. Jeśli czegoś nie wiecie na pewno, nie gadajcie o tym. A jeśli już musicie, róbcie to po cichu, za plecami. Nie chcę tego słyszeć od nikogo, bo inaczej...
Emilia zawiesiła głos i zrobiła krok do przodu, co sprawiło, że kilku bardziej bojaźliwych cofnęło się w panice, potykając się o innych.
– Osobiście się z wami rozliczę!
Po tych słowach Emilia rzuciła rozbite szkło na ziemię i wyszła z sali bankietowej.
(Jestem autorem tej książki. Dziękuję Wam wszystkim za miłość i wsparcie! Zaraz pojawi się reklama. Mam nadzieję, że cierpliwie ją obejrzycie lub rozważycie subskrypcję, by usunąć reklamy, ponieważ nadchodzące rozdziały są naprawdę ekscytujące. Zaufajcie mi, zdecydowanie musicie czytać dalej!)



















































































































































































































































































































































































































































































