Nieoczekiwany zwrot

[Lucian’s POV]

Patrzę w dół na kobietę w moich ramionach, która drży i jęczy, jej niepokój wyraźny w jej działaniach i na twarzy. Gdybym wiedział, że tak ją znajdę, kupiłbym ją od razu, gdy tylko ją zobaczyłem, a jej pyszny zapach otoczył mnie, uświadamiając mi, że przez cały ten czas to ona była tą, której mi brakowało.

Oczywiście wtedy byłem na aukcji tylko po to, aby zbadać sprawę, znaleźć dowody na to, kto prowadzi ten proceder, aby móc go zakończyć. Ale gdy ta mała istota weszła na scenę i gdy te świecące srebrne oczy połączyły się z moimi, zmieniło to całe moje przeznaczenie.

Współmałżonek.

To było tylko słowo, które słyszałem od dziecka. Słowo, o którym wszyscy marzyli i tęsknili za nim, ale gdy dorosłem i nadal nie spotkałem swojej, zacząłem tracić nadzieję. Po prostu zaakceptowałem, że ta jedna kobieta, która była stworzona tylko dla mnie, aby mnie uzupełnić i sprawić, że poczuję się całkowity, nie istnieje. Nie wiedziałem, że czekała na mnie, aby ją znaleźć w takim miejscu.

„Przez co przeszłaś?” szepczę, odgarniając jej długie ciemne włosy z jej spoconej skóry. „Co ci zrobili?”

‘Alpha,’ słyszę głos mojego beta Pei’a w głowie. ‘Jakie wieści?’

‘Wycofujemy się na wieczór.’

To było jedyne logiczne rozwiązanie, zwłaszcza gdy moja współmałżonka była w takim stanie.

„Proszę,” jęczy, wbijając swoje poszarpane paznokcie w moją koszulę. „Proszę, pomóż mi.”

„Pomogę ci.” Obiecuję jej, wstając i tuląc ją do siebie. „Poczekaj jeszcze trochę.”

„Mmmm.”

Jej głos jest tak słaby, że prawie mnie zabija, a jej ciało, które przyciska się do mojego, jest tak chude, że zaczyna we mnie narastać chęć mordu.

‘Jeszcze nie,’ Aspen, mój wilk, szepcze, próbując uspokoić wściekłość, która przepływa przez mnie. ‘Jeśli teraz stracisz kontrolę, wszystkie twoje wysiłki, aby zakończyć aukcje, pójdą na marne.’

Na marne. Jak mogłyby pójść na marne, skoro mogłem po prostu spalić to cholerne miejsce na ziemię bez mrugnięcia okiem?

‘Stracisz przewagę, aby pokonać swojego brata.’

Cholera. To prawda. Jeśli chciałem powstrzymać mojego brata przed awansowaniem i zostaniem alfą Onyx Moon, musiałem go pokonać uczciwie. Na razie miał więcej zwolenników niż ja, a to nie działało na moją korzyść. Dlatego musiałem go zniszczyć całkowicie i zerwać maskę, którą nosił tak perfekcyjnie.

„Do cholery.” Warczę, rzucając ostatnie spojrzenie na pokój wokół mnie. „Chodźmy.”

Podejmując decyzję, zaczynam się poruszać, wychodząc z pokoju, w którym jestem, i wchodząc do korytarza, gdzie czeka madam tego miejsca z wyrazem oczekiwania na twarzy.

„No i?” Pyta, patrząc na mnie i ignorując kobietę w moich ramionach całkowicie. „Czy jest zgodna z twoimi oczekiwaniami?”

„I dużo więcej.” Odpowiadam, nienawidząc, jak mówiła o mojej współmałżonce, jakby była tylko przedmiotem. „Ponieważ zapłaciłem obiecaną kwotę, wychodzę.”

„Czekaj!” Kobieta dyszy, wyciągając rękę. „Wiem, że ustaliliśmy cenę, ale po namyśle nie jestem pewna, czy mogę się rozstać z moim najcenniejszym niewolnikiem za tak mało.”

„Próbujesz się wycofać z naszej umowy?” pytam, tracąc cierpliwość. „Czy tak prowadzisz ten interes?”

„Oczywiście, że nie,” uśmiecha się, zupełnie niezrażona. „Ale musisz zrozumieć, że…”

„Zrozumieć co?” pytam, gdy moja partnerka przyciska się do mnie, próbując rozpiąć guziki mojej koszuli, żeby poczuć komfort mojej skóry. „Mów dalej, słucham cię.”

Gdy mówię, pozwalam mojej aurze powoli wypływać ze mnie, wyraźnie pokazując, że nie mam ochoty słuchać tego, co chce powiedzieć.

„N-nieważne.”

„Więc skończyliśmy tutaj?” pytam, choć nie mam zamiaru kontynuować tej rozmowy. „Świetnie, więc wychodzę.”

Nie daję kobiecie szansy na odpowiedź, zanim ruszam korytarzem w stronę wyjścia z budynku, a potem na ulicę, gdzie Pei czeka na mnie z naszym powozem.

„Alfo,” dyszy, gdy jego oczy kierują się na kobietę w moich ramionach. „Co to…”

„Później,” syczę, wsiadając do powozu i osiedlając się. „Musimy teraz wrócić do Onyx Moon.”

Pei nie zadaje pytań ani nie traci czasu, zanim powóz rusza, pozwalając mi na chwilę spokoju, ale nie na długo.

„Proszę,” moja partnerka szepcze, drapiąc mnie, próbując podnieść się, żeby na mnie spojrzeć. „Spraw, żeby to się skończyło.”

„Zamierzam.” zapewniam ją, choć wiem, że nie o to jej chodzi.

Było jasne z jej przytłaczającego poczucia podniecenia i działań, że była w rui, ale jak to było możliwe, biorąc pod uwagę porę miesiąca, oznaczało, że była to medycznie wywołana ruja. To oznaczało, że nawet nie mogłem sobie wyobrazić, jaki dyskomfort i ból odczuwała, tylko dlatego, że nie dotykałem jej ani nie pieprzyłem, jak mnie błagała.

„Proszę,” powtarza, jej ręka zsuwa się po mojej klatce piersiowej do mojego krocza. „Potrzebuję, żebyś mi pomógł.”

„Ostrożnie,” mruczę, sięgając w dół i chwytając jej zbyt drobny nadgarstek. „Pożałujesz tego, co robisz, gdy odzyskasz zdrowy rozsądek.”

„Nie pożałuję,” kontruje, zupełnie pod wpływem narkotyku w jej systemie. „Nie pożałuję, że pozwoliłam ci mnie mieć.”

Pożałujesz. Myślę w duchu, drżąc na myśl o tym, że ktoś inny mógłby ją mieć. Sam obraz innego mężczyzny biorącego ją, gdy nie była w pełni władz umysłowych, wkurzał mnie i sprawiał, że chciałem zabić tego drania, nawet jeśli nie istniał.

„Gdybyś tylko wiedziała, co robisz ze mną, partnerko.” mruczę, chwytając jej ręce za plecy, żeby przestała mnie dotykać tak uwodzicielsko. „Testujesz każdą ostatnią cząstkę mojej cierpliwości.”

„Dlaczego?” jęczy, walcząc z moim uchwytem. „Nie chcesz mnie?”

„Nie w ten sposób.” odpowiadam, nienawidząc, jak okropnie teraz wygląda. „Później, kiedy zdecydujesz, że mnie chcesz. Dopiero wtedy cię wezmę. Do tego czasu, mój osobisty uzdrowiciel pomoże ci, żebyś nie cierpiała. Teraz, bądź grzeczną dziewczynką i przestań ze mną walczyć. To wszystko skończy się już niedługo.”

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział