Jego tożsamość

[Lucjan’s Punkt Widzenia]

Czekam, podczas gdy kobieta wpatruje się we mnie, naprawdę rozważając to, o co ją poprosiłem, a z wyrazu niedowierzania migoczącego w jej srebrnych oczach wiem, że nie bierze mnie na poważnie.

Cokolwiek. Myślę w duchu. Nie bierz mnie na poważnie; nie ma znaczenia, co myślisz.

Biorąc pod uwagę nasze obecne pozycje, jedyne, co mogła zrobić, to iść ze mną. Już ją kupiłem, co oznaczało, że należała do mnie, a jeśli chciała mi się odwdzięczyć, mogła zrobić to dla mnie.

„Czy doznałeś uszkodzenia mózgu?” Pyta w końcu, patrząc na mnie jak na idiotę.

„Słucham?” Ze wszystkich rzeczy, których się spodziewałem, to z pewnością nie była jedna z nich. „Co ty…?”

„Chcesz, żebym udawała twoją narzeczoną,” kontynuuje. „Ja, ze wszystkich ludzi? Czy jesteś szalony, czy żyjesz pod kamieniem?”

Marszcząc brwi, rozważam, co mówi, zastanawiając się, do czego dokładnie się odnosi.

„Pozwól, że ci to wyjaśnię.” Wzdycha, pokazując mi, jak jest waleczna, mimo że wychowała się w domu aukcyjnym. Byłem pewien, że prawdopodobnie doznała wielu pobić, piekło, dowody tego były na całym jej ciele. „Jestem przeklęta,” kontynuuje powoli. „Przeklęta. Dlaczego myślisz, że nikt nigdy mnie nie kupił? To dlatego, że przynoszę zgubę każdemu, kto jest w moim otoczeniu.”

Pozostając w milczeniu, biorę jej słowa do siebie, naprawdę rozważając, co mówi. Oczywiście, wiedziałem wszystko o niej i jej przeszłości. Jak mógłbym nie zrobić własnych badań po tym, jak poczułem więź z tą dziką kobietą przede mną?

Wiedziałem o zniszczeniu jej stada i o powodach tego, ale czy naprawdę myślała, że to się stało dlatego, że była przeklęta?

Może mógłbym jej pomóc złagodzić część winy, z którą żyła przez cały ten czas.

„Czy odnosisz się do tego, co stało się z twoim stadem?” Pytam, nie owijając w bawełnę. „Myślisz, że to ty przyniosłaś im zgubę? Mylisz się,” kontynuuję. „Powodem, dla którego twoje stado zostało zniszczone, była chciwość kogoś innego.”

Mój brat. Myślę w duchu, zastanawiając się, jak by się poczuła, gdybym powiedział jej, że jestem spokrewniony z osobą, która zabrała jej wszystko. Czy sprawiłoby to, że nienawidziłaby mnie bardziej, niż już mnie nienawidzi, czy byłaby bardziej skłonna mi pomóc?

Na razie mieliśmy wspólnego wroga, i to mogłoby działać na naszą korzyść, jeśli byłaby skłonna ze mną współpracować.

„Więc wiesz o mnie.” Śmieje się. „Chyba zrobiłeś swoje badania.”

„Pandora Oliver, 21 lat, jedyna córka zmarłego alfy i luny z Crescent Moon. Twoi rodzice i stado zostali zabici, gdy miałaś tylko dziesięć lat, ponieważ alfa z Onyx Moon chciał sojuszu małżeńskiego, ale twoi rodzice odmówili. Z powodu ich odmowy, Onyx Moon zaatakował. Po tym zostałaś wysłana na aukcje, gdzie pozostałaś, ponieważ nikt nie odważył się przetestować siły Onyx Moon. Czy mam rację?”

„W większości,” potwierdza. „Ale jest jedna rzecz, w której się mylisz.”

„A co to takiego?” pytam z ciekawością.

„Moje imię. Pandora umarła w nocy, gdy Zniszczono Półksiężyc. Od tamtego dnia jestem Cztery.”

„Cztery,” powtarzam. „Jak liczba.”

„Dokładnie.” Potwierdza. „To była liczba, którą mi nadano, gdy weszłam na aukcje, i od tamtego dnia tak mnie nazywano.”

„Czy mówisz, że wolisz mieć to imię niż swoje pierwotne?”

„Tak,” kiwa głową, jej wyraz twarzy jest pusty, a głos bezbarwny. „Tamta dziewczyna sprzed lat już dawno odeszła. Nie chcę się z nią identyfikować, bo była słaba i nie mogła ochronić tych, na których jej najbardziej zależało.”

Milcząc, przetwarzam słowa Pandory, a moje serce i wilk cierpią za nią, za naszą partnerkę, która przez tyle lat była w tak wielkim bólu.

„Byłaś niczym więcej niż dzieckiem.” Zauważam, ale przerywam, gdy rzuca mi ostrzegawcze warczenie. „Gdybyś walczyła, byłabyś martwa.”

„Lepiej martwa niż żywa, gdy wszyscy inni zginęli przeze mnie.” Wskazuje. „Przynajmniej wtedy ich twarze i głosy nie nawiedzałyby mnie.”

Gdy mówi, widzę, jak jej mury rosną wyżej i grubsze, otaczając ją, czyniąc niemożliwym ich pokonanie czy zburzenie, ale nie zamierzałem się tak łatwo poddać.

„Powiedz, że wtedy umarłaś,” zaczynam, decydując się odsłonić wszystkie karty. „Co wtedy?”

„Wtedy miałabym spokój.” Odpowiada, jakby to była najnaturalniejsza rzecz. „To takie absurdalne…”

„Nie jest,” kontruję. „Jeśli wszyscy umarli tej nocy, kto by się zemścił na tych, którzy wszystko ukradli?”

To była moja oferta, i byłem pewien, że gdy ją przedstawię, ona ją przyjmie. No, chyba że uzna mnie również za wroga.

„Jak mam to zrobić?” Żąda. „Jestem tylko jedną osobą. Jak mogę…”

„Z moją pomocą.” Ogłaszam. „Jeśli pomożesz mi osiągnąć moje cele, pomogę ci zniszczyć tych, którzy wszystko ci zabrali.”

„Mówisz, że jesteś gotów zniszczyć Onyx Moon? Wiesz, że jeśli ktoś to usłyszy, możesz zostać stracony.”

Na jej słowa wybucham śmiechem, jak uroczo brzmi.

„Martwisz się o mnie?” Pytam rozbawiony. „A myślałem, że mnie nienawidzisz.”

„Nie próbuj przekręcać moich słów.” Warknie. „Onyx Moon to najsilniejsza wataha, a każdy, kto odważy się im przeciwstawić, skończy jak moja wataha.”

„Nie, jeśli jest członkiem Onyx Moon.” Zauważam, a potem cieszę się z wyrazu jej twarzy.

„Co?” Dyszy, jej oczy szeroko się otwierają. „Co ty właśnie powiedziałeś?”

„Słyszałaś mnie.” Odpowiadam. „Śmiało, czemu nie zapytasz mnie, kim jestem, skoro jeszcze o tym nie pomyślałaś?”

„Dlaczego miałabym?” Kontruje, jej kolce wychodzą na wierzch. „To nie jest…”

„Nazywam się Lucian De’Ortiz.” Odpowiadam mimo jej prób udawania obojętności. „Jestem drugim synem Angelo De’Ortiza, alfa Onyx Moon, i drugim w kolejce do pozycji alfa, gdy mój ojciec przejdzie na emeryturę, o ile mój brat nie stanie na drodze.”

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział