Rozdział Dwieście sześćdziesiąt siódmy.

Jej dłoń uniosła się, spoczęła na jego piersi, a on przysiągł, że jego serce eksploduje od siły własnego bicia. Potem, bez słowa, pochyliła się i pocałowała go. Delikatnie. Głęboko. Krótko.

I tak po prostu, to się skończyło.

Odsunęła się.

Tejas był oszołomiony, usta nadal rozchylone, oddech płytk...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie