Rozdział piąty.
"Dziękuję, tato." Meera uśmiechnęła się, zsiadając ze skutera przed ogromnym szklanym budynkiem.
Twarz jej ojca złagodniała, gdy spojrzał na budynek, w jego oczach błysnęła troska. "Czy wszystko będzie w porządku?" zapytał, skanując jej twarz.
Podążyła za jego wzrokiem w kierunku imponującej fasady A.M Empire, po czym wymusiła pewny uśmiech. "Poradzę sobie, tato."
"Po prostu... bądź ostrożna, dobrze?" powiedział, a troska w jego głosie była wyraźna.
Kiwnęła głową z uspokajającym uśmiechem, a po ostatnim machnięciu ręką, ojciec odjechał, zostawiając ją stojącą samotnie przy wejściu.
Patrzyła, aż zniknął za rogiem, jej serce biło mocniej niż powinno. Gdy została sama, wzięła głęboki oddech, zaciskając mocniej rączkę torby na uczelnię.
No dalej, Meera, pomyślała, uspokajając się. Dasz radę. Tylko jeden miesiąc. Jeden miesiąc i jesteś wolna.
Ruszyła po eleganckich marmurowych schodach w kierunku drzwi wejściowych, starając się opanować nerwy. Gdy dotarła na szczyt, szerokobarczysty ochroniarz stanął jej na drodze.
"Chwileczkę, panienko. Czy mogę pomóc?" zapytał, przyglądając się jej ostrożnie.
"Och, tak." wykrztusiła lekko. "Nazywam się Meera. Jestem z Elite Coles University, przyszłam na rozmowę z panem Siddharthą Madhav." Szybko wyciągnęła swoją legitymację studencką i wręczyła mu zgodę z uczelni.
Ochroniarz przez chwilę badał jej dokumenty. Po krótkim skinieniu głową, oddał je z powrotem.
"Wszystko wygląda dobrze. Witamy w A.M Empire, pani." powiedział, otwierając ogromne szklane drzwi i wskazując jej wejście. "Proszę udać się do recepcji, tam panią skierują."
Podziękowała mu i wzięła głęboki oddech, wchodząc do środka.
W chwili, gdy przekroczyła próg, jej nerwy mieszały się z podziwem. Lobby było oszałamiające - eleganckie, nowoczesne i luksusowe, z wypolerowanymi kamiennymi podłogami i rzeźbami sięgającymi sufitu.
Wow... to miejsce jest niesamowite, pomyślała, podziwiając architekturę, błyszczące marmurowe filary i miękkie ambientowe oświetlenie. Mogła zobaczyć personel krzątający się wokół, niektórzy spoglądali na nią ciekawie, co szybko unikała, patrząc w dół.
"Skup się, Meera!" przypomniała sobie. "Jesteś tu do pracy, nie na zwiedzanie."
Przed sobą dostrzegła recepcję, L-kształtną kabinę z eleganckim napisem nad głową: Recepcja.
Za nią siedziała kobieta, skoncentrowana na ekranie komputera. Meera podeszła, starając się zebrać swoją pewność siebie.
"Dzień dobry, pani, jestem-"
"Meera, wiem." przerwała recepcjonistka, jej ton był ostry, gdy spojrzała na nią znad komputera.
Jej wzrok zatrzymał się na Meera z uniesioną brwią, a Meera poczuła, jak się usztywnia pod badawczym spojrzeniem.
"Pan Madhav wspominał, że będziesz tutaj."
Meera mrugnęła zaskoczona. "On już zna moje imię?" pomyślała, czując dziwne ukłucie niepokoju.
"Jesteś tu na rozmowę, prawda? Jedna z tych 'charytatywnych przypadków' z Elite Coles University?" recepcjonistka szydziła, kąciki jej ust wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
Brwi Meery zmarszczyły się, irytacja zastąpiła początkowy niepokój.
Była zaskoczona protekcjonalnym tonem, ale zmusiła się do zachowania spokoju, oceniając kobietę przed sobą.
Recepcjonistka wydawała się być w wczesnych trzydziestkach, z przesadnym makijażem, który niewiele maskował oznaki wieku, które prawdopodobnie próbowała ukryć.
Jej szminka była uderzająco niedopasowana, czerwona, a włosy związane w tak ciasny kok, że wyglądało, jakby miały zaraz pęknąć.
"Nie sądzę, że nazywasz mnie 'ciocią z dobroczynności'." Meera odpowiedziała, jej ton był podszyty nutą sprzeciwu, dając słodki uśmiech, który maskował jej irytację.
Oczy kobiety zwęziły się, wyraźnie obrażone. "No cóż, czy to nie prawda? Jeden z twoich uczniów ostatnim razem zrobił tu niezłą scenę, rzucając się na-"
"Ciociu, szanuję starszych." Meera powiedziała, jej głos był miękki, ale stanowczy.
"Ale proszę, nie sprawiaj, żebym zapomniała o manierach, których nauczyli mnie rodzice. Jestem tu, aby przeprowadzić wywiad z panem Madhavem, a nie tracić czas na kłótnie z osądzającą staruszką." Jej słowa ociekały uśmiechem, który był daleki od przyjaznego.
Twarz recepcjonistki wykrzywiła się w gniewie, jej głos podniósł się nieznacznie. "Czy właśnie mnie obraziłaś?"
"Obraziłam cię? O, nie." Meera powiedziała niewinnie, szeroko otwierając oczy. "Nigdy bym tego nie zrobiła, proszę pani. Jak mówiłam, szanuję starszych."
Twarz recepcjonistki zaczerwieniła się, a jej głos stał się piskliwy, gdy syknęła, "Nie jestem stara!"
Jej wybuch przyciągnął kilka ciekawskich spojrzeń od przechodzących pracowników.
Meera jedynie uniosła brew, tłumiąc uśmiech.
"Jeśli skończyłaś, czy mogłabyś uprzejmie zaprowadzić mnie do biura pana Siddharthy Madhava, czy powinnam czekać tutaj, aż będziesz gotowa, aby wszyscy mogli patrzeć?"
Po napiętej chwili kobieta ostro westchnęła, jej policzki czerwone ze wstydu. "Chodź za mną." warknęła, wychodząc zza swojego stanowiska z rozgniewanym grymasem.
Meera powstrzymała przewrócenie oczami i podążyła za nią, z małym uśmiechem na ustach.
Świetne pierwsze wrażenie, Meera pomyślała ironicznie, ale przynajmniej postawiła recepcjonistkę na swoim miejscu.
Wzięły windę w ciszy, recepcjonistka patrzyła prosto przed siebie, gdy jechały na jedno z najwyższych pięter.
Gdy w końcu dotarły, poprowadziła Meerę przez wykładziny korytarz pełen eleganckich drzwi. Ściany były ozdobione minimalistycznymi dziełami sztuki, a w powietrzu unosił się cichy szum klimatyzacji.
Zatrzymując się przed dużymi, wypolerowanymi drzwiami, srebrna tabliczka na drzwiach lśniła pod miękkim światłem korytarza, a jedno imię "TARA" wyryte w pogrubionej czcionce Arial przykuło uwagę Meery.
Maya, recepcjonistka, otworzyła drzwi bez pukania. W środku młoda kobieta była zajęta przy swoim biurku, pisząc na komputerze, a na powierzchni wokół niej leżały rozrzucone dokumenty.
Na dźwięk otwierających się drzwi, młoda kobieta spojrzała w górę, jej wyraz twarzy stał się lekko zirytowany, gdy zauważyła Mayę i Meerę stojące w drzwiach.
"Maya, czy nie możesz-"
"To jest Meera." Maya przerwała krótko, rzucając Meera kolejny wrogi wzrok.
"Gość, na którego czekał pan Siddhartha Madhav." Jej ton był pełen goryczy i nie starała się tego ukryć.
Młoda kobieta - przypuszczalnie Tara - jedynie uniosła brew, kiwając głową na znak uznania.
"Dziękuję bardzo... Ciociu." Meera odpowiedziała słodko, obserwując, jak twarz Mayi zaczerwieniła się z oburzenia.
Zirytowana Maya odwróciła się i wyszła, mamrocząc pod nosem, gdy odchodziła.
"Nie przejmuj się nią." Tara zaśmiała się, kręcąc głową. "Maya ma talent do zyskiwania nowych wrogów każdego dnia."
Ciekawość Meery została wzbudzona. "Dlaczego?"
Tara spojrzała na nią, potem wzruszyła ramionami, jej usta wykrzywiły się w półuśmiechu.
"Lepiej się w to nie angażować. Uwierz mi." Z tym, podniosła niebieską teczkę ze swojego biurka. "Proszę za mną, pani Meero."








































































































































































































































































