Rozdział sześćdziesiąty drugi.

Ale ona nie odpowiedziała. Jej oczy, pełne cierpienia, prześlizgnęły się po nim tylko na chwilę, zanim się odwróciła, przyspieszając kroku, próbując uciec.

„Czekaj, Meera! Proszę, pozwól mi odwieźć cię do domu–” zaczął Karan, ale zanim zdążył dokończyć, głos Meery przeciął nocne powietrze, drżąc z ...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie