Rozdział 92

Niebo było szare od rana.

Płaskie.

Stłumione.

Jakby nawet słońce bało się dziś wyjść.

Żadnego śpiewu ptaków. Żadnego powiewu wiatru.

Tylko bezruch.

Ciężki. Gęsty. Czekający.

Chodziłem po obozie jak duch, czując każde spojrzenie podążające za mną, każdy szept urywający się w chwili, gdy przechodziłem...

Zaloguj się i kontynuuj czytanie